„Anglikiem” po polskich drogach
Na przykładzie dwóch aut sprawdzamy, jak w praktyce jeździ się u nas „anglikiem” i jakie wiążą się z tym zagrożenia.
"Motor" postanowił sprawdzić, jak korzysta się z takiego samochodu i czy rzeczywiście jest to niebezpieczne. Posłużyliśmy się w tym celu Renault Laguną i Nissanem Pulsarem GTi-R. Nasze doświadczenia skonfrontowaliśmy z opiniami kierowców, którzy od kilku lat poruszają się po Polsce autami z kierownicą po prawej stronie.
Nawet osoby, które dość długo jeżdżą autem z kierownicą po prawej stronie przyznają, że mają problem z wyjeżdżaniem poza oś jezdni. Samochód bardzo często porusza się tuż przy linii rozdzielającej kierunki jazdy, a nawet ją przekracza, bo kierowca chce widzieć, co dzieje się z przodu. W momencie, kiedy sobie to uświadomi, zaczyna jechać... zbyt blisko pobocza.
Zapłacenie za przejazd autostradą czy skorzystanie z parkingu podziemnego zmusza kierowcę "anglika" do wyjścia z auta, bo urządzenia z biletami są po lewej stronie. Podobny problem dotyczy zamawiania w barach fast food przez okienko "drive-through". Aby zamówić jedzenie i je odebrać, trzeba wysiąść z samochodu. W obu przypadkach przydaje się pomoc pasażera.
Dźwignia zmiany biegów
Dźwignię zmiany biegów obsługuje się lewą ręką. Mimo że układ przełożeń jest identyczny jak w aucie z kontynentu, to manipulacja lewarkiem jest dość skomplikowana, zwłaszcza dla początkujących.
Pedały, dźwignie świateł, kierunkowskazów, wycieraczek
Umiejscowienie poszczególnych pedałów (od lewej: sprzęgło, hamulec, gaz) oraz dźwigni kierunkowskazów, świateł i wycieraczek jest identyczne jak w wersji kontynentalnej.
Skręcając w lewo trzeba przepuścić samochody jadące z przeciwka. Jeśli auta z pierwszeństwem mają do dyspozycji jeden pas ruchu, nie ma problemu. Na skrzyżowaniu, gdy jezdnia ma dwa lub więcej pasów ruchu, można nie zauważyć auta jadącego np. prawym pasem. W "angliku" jest to szczególnie niebezpieczne, ponieważ kierowca ma gorsze pole do obserwacji niż w aucie z kierownicą po lewej stronie.
Skręcając w prawo z drogi podporządkowanej trzeba przepuścić auta z lewej. Dla kierowcy siedzącego w samochodzie po prawej stronie jest to sytuacja problematyczna. Często trzeba wyjechać poza linię zatrzymania i mocno pochylić się do przodu, aby sprawdzić, czy nic nie nadjeżdża z lewej. W efekcie rośnie zagrożenie zderzeniem.
Poruszanie się "anglikiem" w ruchu prawostronnym - jak wynika z doświadczenia - ma przynajmniej jeden plus. Łatwiej jest obserwować to, co dzieje się z prawej strony samochodu, np. na poboczu czy przy krawędzi jezdni. Kierowca jest w stanie wcześniej zauważyć rowerzystę czy pieszego na poboczu, a jeśli go wyprzedza, ma większą kontrolę nad zachowaniem bezpiecznej odległości.
W autach z Wysp reflektory są przystosowane do ruchu lewostronnego, a więc podczas jazdy prawą stroną wiązka światła jest skierowana bardziej w kierunku osi jezdni, co oślepia kierowców jadących z przeciwka i powoduje, że pobocze jest słabiej oświetlone. Kierowcy ratują się specjalnymi naklejkami na reflektory, te jednak czasem się odklejają. Nie pozostaje nic innego, jak wymiana reflektorów na stosowane w samochodach przeznaczonych na rynki krajów o ruchu prawostronnym.
Tekst: Sebastian Sulowski; zdjęcia: Robert Brykała, Bosch