Testujemy używane: Ford mondeo
Nie jest nowością, że kupując samochód, często kierujemy się własnym ego. To, czy jest on praktyczny i funkcjonalny, niewiele nas interesuje. Ważniejsze są takie sprawy jak wygląd, prestiż czy radość z prowadzenia. Powszechnie wiadomo, że na kompleksy nie ma nic lepszego niż szybka, droga i mocno rzucająca się w oczy bryka.
Prezentowane auto spełnia tylko jedną z wymienionych cech. Bez wątpienia jest szybkie. Nie jest za to ani zbyt drogie, ani szczególnie rzucające się w oczy - przynajmniej teoretycznie.
Co więc sprawia, że każdy, kto przejedzie się tym samochodem, opuszcza fotel kierowcy z ogromnym uśmiechem na twarzy? To proste, jazda nim prócz niesamowitej frajdy dostarcza czegoś niezwykłego - daje poczucie władzy! Pomijając mocny silnik, samo auto należy raczej do przeciętniaków. Możecie jednak wierzyć, że kilka kilometrów spędzonych za kierownicą tego pojazdu potrafi dać większą frajdę niż prowadzenie 911-ki. Co to za samochód? Najzwyklejszy w świecie ford mondeo.
Zgoda, może nie taki zwykły - po pierwsze, z silnikiem 2,5 V6, a po drugie, koniecznie w kolorze wiśniowym, granatowym lub zielonym. Takie zestawienie to gwarancja dobrej zabawy... Moment, gdy orientujemy się, że niewyraźny, ciemny kształt w lusterku nazywa się mondeo, jest jedną z tych chwil, z którymi równać się może tylko wizyta u dentysty. Nagły skok ciśnienia, totalna niemoc i poczucie nieuchronności. Znamy to wszyscy. Nie wszyscy jednak mogą doświadczyć tego, co czuje kierowca nieoznakowanego radiowozu.
Czystej, niepohamowanej, sadystycznej przyjemności z jazdy... Rozwodzenie się nad zaletami karoserii i wnętrza, to w tym przypadku strata czasu. Na łamach naszego serwisu w dziale "używane" prezentowaliśmy już sylwetkę tego pojazdu. W stosunku do modelu mk1 poczyniono niewielkie zmiany, ale facelifting wyszedł autu na dobre. Drapieżne "kocie oczy" i pełniejsze linie dodały mu charakteru. Wraz ze zmianą reflektorów odszedł także problem kiepskiego oświetlenia drogi i żółknięcia odblasków.
Każdy, kto chociaż raz dostał od pana policjanta zaproszenie do obejrzenia najnowszego filmu akcji z własnym pojazdem w roli głównej wie, że mondeo to samochód niezwykle przestronny. Zarówno z przodu, jak i z tyłu na ciasnotę narzekać nie można.
W stosunku do modelu mk1 poczyniono jedynie kosmetyczne zmiany. Deska rozdzielcza została nieco bardziej "napompowana", a tworzywa użyte do jej wykończenia są zdecydowanie lepsze niż w autach pierwszej generacji. Rozbieżności dotyczą wyposażenia. W "drogówkowej" wersji V6 "Ghia" standardowo montowane były 2 poduszki powietrzne, komputer pokładowy (z wyświetlaczem incydentów), abs, elektryczne sterowanie szyb i lusterek oraz klimatyzacja. Często można też spotkać egzemplarze ze skórzanymi obiciami foteli czy automatyczną skrzynią biegów. Niezależnie od silnika, wszystkie samochody mają także wspomaganie i regulację kierownicy w dwóch płaszczyznach, centralny zamek i welurową tapicerkę.
Pod względem mechanicznym mondeo mk2 nie różni się znacznie od swojego poprzednika. Paleta jednostek napędowych praktycznie nie uległa zmianie. W dalszym ciągu podstawowym silnikiem pozostał 1,6l. Zetec o mocy 90 KM. Na drugim końcu skali stał prezentowany 2,5 V6 Duratec oraz topowe wersje ST.
Niestety, usytuowana poprzecznie z przodu dwudziestoczterozaworowa jednostka (osiągająca 170 KM przy 6250 obr./min) za pośrednictwem pięciobiegowej ręcznej lub czterobiegowej automatycznej skrzyni przenosi moc na koła przednie. Szkoda, bo ten silnik w połączeniu z napędem na tylną oś byłby w stanie zapewnić o wiele więcej wrażeń. Osiągi auta są dobre. Mimo sporej wagi (1412 kg) samochód przyspiesza do setki w czasie ok. 8,3 sekundy i jest w stanie jeździć z prędkościami rzędu 220 km/h. W
codziennej eksploatacji zapewnia to całkowity brak problemów z wyprzedzaniem, chociaż jak na pojazd "pościgowy" można by się spodziewać lepszego "odejścia". Potwierdzają to również opinie policjantów z drogówki, którzy z żalem przyznają, że przy obecnym natężeniu ruchu i sprzęcie, jakim dysponują drogowi cwaniacy, przydałoby się mieć pod nogą nieco więcej rumaków.
Sam motor należy uznać za bardzo udany. Jest jedną z lżejszych i mniej zawodnych konstrukcji w swojej klasie. Z powodzeniem stosowano go we wszystkich trzech wcieleniach Mondeo. Wbrew pozorom eksploatacja nie jest koszmarnie droga. Sprzęgło kompletne to wydatek rzędu 700 zł, uszczelka pod głowicę ok. 160 zł, a napęd rozrządu (łańcuch) - ok. 550 zł. Osobom z nadciśnieniem ASO radzimy jednak omijać szerokim łukiem...
Zużycie paliwa można utrzymać w rozsądnych granicach. Według Forda na pokonanie setki samochód potrzebuje średnio ok. 9,5 litra PB 95. To rzecz jasna "lepperyzm" i czysta demagogia, ale już 11-12 l/100km przy włączonej klimatyzacji jest całkiem realnym wynikiem. Niestety, gdy poniesie nas ułańska fantazja i jadąc chociażby przez Niemcy, będziemy chcieli zakosztować mocniejszych wrażeń, przy dystrybutorze możemy się niemiło zdziwić. Szybka jazda autostradą może skutkować spalaniem na poziomie 16-18 l/100km - to boli!
Jak już wspominaliśmy, prowadzenie mondeo w tej wersji dostarcza sporo frajdy. Gdzie byśmy się tylko nie wybrali, wszyscy kierowcy stają się momentalnie wielbicielami kodeksu drogowego i wcieleniem wszelkiego dobra. Oczywiście po pewnym czasie staje się to męczące, ale wtedy właśnie przydaje się owe 170 koni i 220 Nm... Można trochę narzekać na precyzję prowadzenia i podsterowność, jednak przy tej mocy i napędzie "na przód" to raczej nieuniknione.
Niestety, odmładzając model nie wszystko udało się poprawić. W czasie ośmiogodzinnej służby zapewne dałoby się we znaki hałaśliwe wnętrze (skrzypienie i trzaski w kokpicie), głośna praca zawieszenia i "tępa" skrzynia biegów. W dużej liczbie egzemplarzy opornie działa również sprzęgło, zmuszając lewą nogę do wytężonej pracy. Samochody te, podobnie jak mk1, miewają też problemy z kiepskim zabezpieczeniem antykorozyjnym i płatającą figle elektryką.
Jeżeli nie mamy w planach wstępować do "drogówki", a marzy się nam posiadanie szybkiego i siejącego grozę pojazdu, Mondeo V6 okaże się dobrym wyborem. Ceny tych samochodów (mk2) startują z pułapu 15 tys. zł za najstarsze, dziewięcioletnie egzemplarze. Najmłodsze z rocznika 2000 to wydatek rzędu 20-22 tys. zł. Trzeba się jednak liczyć z tym, że jazda szybkim autem uzależnia bardziej niż amfetamina, a z żadnego uzależnienia jeszcze nigdy nie wyszło nic dobrego. To prawda, że porcja 170 KM daje mocnego kopa, ale tylko na krótko. Należy pamiętać, że człowiek uzależniony przestaje racjonalnie myśleć, a to może nas kosztować dużo więcej niż marne 500 zł i 10 punktów karnych...
Paweł Rygas