Nowa moda. Używane auto z Litwy?

Jeśli wierzyć oficjalnym statystykom, najwięcej samochodów używanych wciąż przyjeżdża do Polski z Niemiec, Francji i Belgii. Okazuje się jednak, że wiele aut, zanim ostatecznie trafi na nasze drogi, w swojej podróży do nowego właściciela, zlicza jeszcze "turystyczną" wycieczkę na wschód...

Używane auta z zachodu coraz cześciej trafiają do Polski przez Litwę
Używane auta z zachodu coraz cześciej trafiają do Polski przez LitwęINTERIA.PL

481 pojazdów. Tyle aut - według danych z CEPIK dotyczących rejestracji - trafiło do Polski w pierwszej połowie bieżącego roku z Litwy. To bardzo niewiele, jeśli wziąć pod uwagę, że w tym samym czasie z Niemiec przyjechały do nas 277 849 używane auta, z Francji 50 539 a z Belgii - 31 532.

Dane z CEPiKu nie uwzględniają jednak faktycznej "marszruty" pojazdu po jego "emigracji" z kraju dotychczasowej rejestracji. W rzeczywistości, coraz większa liczba zapełnionych używanymi samochodami lawet przyjeżdża do nas właśnie z Litwy! Skąd wzięła się ta nowa moda i czy zjawisko może być groźne dla polskich nabywców?

Handel używanymi samochodami kwitnie na Litwie w najlepsze. Dzięki korzystnym przepisom (np. w kwestii akcyzy i rejestracji) nasz sąsiad urasta właśnie do miana "centrum dystrybucyjnego" dla używanych aut z Europy zachodniej. W przeciwieństwie chociażby do Polski opłaty związane ze sprowadzeniem pojazdu są tam zdecydowanie niższe. Nie ma też - zapisanego "na wprost" - obowiązku jego rejestracji (w Polsce pod karą administracyjną do 1000 zł), więc sprowadzane masowo samochody używane mogą tam długo czekać na nabywców, nie generując dodatkowych kosztów dla pośredników.

Za Litwą przemawia też bardzo korzystne położenie geograficzne. Coraz lepsze drogi w Polsce sprawiają, że wyjazd po auta do Niemiec, Francji czy Belgii jest obecnie stosunkowo łatwy, a sąsiedztwo republik bałtyckich i krajów dawnego Bloku Wschodniego otwiera szerokie możliwości dalszego eksportu pojazdów właśnie na wschód. Na Litwę, całymi tabunami, ciągną więc handlarze nie tylko z Łotwy czy Estonii, ale też Białorusi, Ukrainy, Rosji a nawet Kazachstanu!

Wszystko to sprawiło, że w krótkim czasie litewscy handlarze  nawiązali bardzo dobre relacje z "dostawcami" używanych aut z zachodu: firmami leasingowymi czy różnego rodzaju flotami (np. korporacje taksówkarskie) m.in. we Francji i Belgii. Na Litwę trafiają obecnie całe transporty takich pojazdów, co w połączeniu z zapaścią na rynku nowych aut, wywołaną tzw. kryzysem "półprzewodnikowym" sprawia, że zakup rokującego zarobek używanego auta na zachodzie jest obecnie bardzo trudny. Czy - z perspektywy nabywcy - powinniśmy obawiać się samochodów importowanych do Polski właśnie z Litwy?

Jeśli wierzyć oficjalnym statystykom zjawisko importu używanych aut z Litwy do Polski praktycznie nie istnieje. Trzeba jednak pamiętać, że dane CEPIKu uwzględniają przecież kraj ostatniej rejestracji pojazdu, a nie rzeczywistą drogę, jaką przebył od czasu wyrejestrowania w Niemczech, Belgii czy Francji. Polscy handlarze, zamiast na zachód, coraz częściej podróżują więc w przeciwnym kierunku, a - z formalnego punktu widzenia - samochody trafiają do Polski np. z Niemiec - często z umową in blanco spisaną - teoretycznie - z pierwotnym właścicielem. Mówiąc wprost nabywca, podobnie zresztą jak polski urząd, nie ma świadomości o tym, że auto trafiło do kraju właśnie z Litwy. W efekcie jego rejestracja nie różni się niczym od tego sprowadzonego z Niemiec czy Francji, na co wskazują przecież dokumenty.

Co pocieszające - w prywatnych rozmowach - handlarze, którzy importują dziś używane auta z Litwy przyznają, że Polacy z reguły zabierają z litewskich placów "najlepszy towar". W porównaniu do Białorusinów czy Ukraińców polski nabywca jest zdecydowanie bardziej "wybredny" i świadomy zakupu. W efekcie do Polski trafiają z Litwy najlepsze wersje wyposażeniowe czy silnikowe. Te u nas "niesprzedawalne", kontynuują swoją drogę na wschód.

Na rynku wtórnym spotkać też można auta, które przeszły na Litwie proces rejestracji i dopiero po takim zabiegu trafiły na polskie drogi. W takim przypadku często chodzi o to, by zamaskować historię pojazdu i pozbyć się niepożądanych wpisów we francuskiej czy niemieckiej dokumentacji. Te wskazywać mogą np., że samochód służył do tej pory we flocie taksówkarskiej i - chociaż z reguły serwisowany zgodnie z zaleceniami producenta - w rzeczywistości legitymuje się zdecydowanie większym przebiegiem, niż wynika to ze wskazań drogomierza...

Paweł Rygas

***

Kupili auta, ale nie mogą ich zarejestrowaćInterwencja
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas