Defektoskop zaginął z placu budowy. Winny usłyszał wyrok, a sprzętu nie ma
Głośna sprawa zaginięcia promieniotwórczego defektoskopu z placu budowy doczekała się cichego rozstrzygnięcia. Wyrok zapadł już kilka miesięcy temu, lecz dopiero niedawno ujrzał światło dzienne za sprawą dziennikarzy. Jakie konsekwencje poniósł winny całego zajścia?

Spis treści:
W 2024 roku doszło do niebezpiecznej sytuacji na placu budowy drogi ekspresowej S7 na krakowskiej Nowej Hucie. Jak donosiły media, w tym również Interia, w nocy z 21 na 22 marca zniknął defektoskop. To niewielkie urządzenie, które stało się powodem wielkiego zamieszania. Zdaniem specjalistów, urządzenie stanowiło poważne zagrożenie dla ludzi. Jego otwarcie groziło chorobą popromienną lub nawet śmiercią. Do akcji poszukiwawczej zaginionego sprzętu włączyły się państwowe służby.
Poszukiwania zaginionego defektoskopu
Zaginiony sprzęt miał ok. 30 cm długości, 20 cm szerokości, 15 cm wysokości i ważył 6-8 kg. Państwowa Agencja Atomistyki (PAA) opublikowała nawet poglądowe zdjęcie defektoskopu, które miało usprawnić proces poszukiwań. Urządzenie przypominało niewielkiej wielkości bęben na przewód, czy wąż ogrodowy z charakterystycznym cylindrem i rączką.
Przy okazji PAA ostrzegła by pod żadnym pozorem nie rozcinać urządzenia. Defektoskop jest urządzeniem promieniotwórczym i nawet krótkotrwały kontakt z nieosłoniętym źródłem promieniowania mógł okazać się niebezpieczny dla człowieka.
W przypadku bezpośredniego kontaktu z nieosłoniętym źródłem wyjętym z urządzenia istnieje zagrożenie otrzymania w bardzo krótkim czasie wysokich dawek promieniowania, co może zagrażać życiu i zdrowiu
Do czego służy defektoskop?
Zakrojona na szeroką skalę akcja poszukiwawcza nie przyniosła żadnych efektów. Urządzenie przepadło bez wieści. Pojawiły się przypuszczenia, że mogło ono trafić w niepowołane ręce, a następnie zostać sprzedane, jako złom. Do tej pory te ustalenia się jednak nie potwierdziły.
Robotnicy wykorzystywali defektoskop do badań radiograficznych i kontroli jakości. Służyło ono do wykrywania nawet niewielkich pęknięć, ubytków korozyjnych, czy innych defektów mających znaczenie podczas budowy S7. Urządzenie pozwalało wykryć niewidoczne ubytki, czy odkształcenia w różnych warstwach drogi, co umożliwiało prognozowanie trwałość, czy nośność konkretnego odcinka drogi.
Wyrok w sprawie defektoskopu. Winny został skazany
Jak dowiedzieli się dziennikarze Radia Kraków, głośna sprawa sprzed ponad roku niedawno zakończyła się cichym wyrokiem. Wbrew oczekiwaniom, nie skazano osoby odpowiedzialnej za kradzież defektoskopu z placu budowy, a osobę odpowiedzialną za opiekę nad nim.
Oskarżony Łukasz P. został skazany za nieumyślne porzucenie promieniotwórczego defektoskopu, w takich warunkach i w taki sposób, że mogło to zagrozić zdrowiu i życiu człowieka
Mężczyzna został skazany na karę roku ograniczenia wolności i zobowiązany do wykonywania pracy na cele społeczne. Sąd zdecydował również, że mężczyzna musi zapłacić rekompensatę na rzecz Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w wysokości 10 tys. zł. Sąd orzekł wobec Łukasza P. również zakaz wykonywania zawodu operatora defektoskopu oraz innych urządzeń stanowiących źródło promieniowania.
Gdzie jest defektoskop?
Jak wynika z ustaleń śledczych, Łukasz P. był osobą pracującą w firmie, która miała zlecić badania na terenie budowy za pomocą defektoskopu. Mężczyzna pozostawił urządzenie na miejscu, zapomniał o nim, a gdy wrócił, urządzenia już nie było.
Wyrok w sprawie głośnego zaginięcia promieniotwórczego sprzętu zapadł już w lutym, lecz dopiero niedawno ujrzał światło dzienne za sprawą ustaleń dziennikarzy. Jak przekazało Radio Kraków, zaginionego defektoskopu nadal nie odnaleziono.