Co to znaczy „pierwszy właściciel”?
Niektóre oferty sprzedaży samochodów używanych są wyróżnione hasłem „pierwszy właściciel”. Zazwyczaj robi się to celowo, po to, żeby zwabić klienta!
Zwykłemu śmiertelnikowi określenie "pierwszy właściciel" kojarzy się z osobą, która kupiła fabrycznie nowe auto w salonie i po kilku latach postanowiła je odsprzedać. Rzeczywistość jest niestety zupełnie inna. "Pierwszy właściciel" to dla zawodowych handlarzy - i nie tylko - sprawdzone hasło reklamowe, które istotnie zwiększa oglądalność ogłoszenia.
Okazuje się, że zdecydowana większość osób, które sprzedają samochody jako "pierwsi właściciele" nie mają z nimi tak naprawdę nic wspólnego. Niektórzy starają się jedynie nieco nagiąć jego znaczenie. Inni - zwyczajnie oszukują, tylko po to, by złapać klienta.
Z czego to wynika? Sprawa jest prosta. Większość portali ogłoszeniowych daje możliwość włączenia hasła "pierwszy właściciel" tak samo jak haseł "bezwypadkowy", "kupiony w kraju", "serwisowany w ASO". Sprzedawcy klikają we wszystkie pola, bo to nic nie kosztuje.
System działa także w drugą stronę. Osoba przeglądająca ogłoszenia może je filtrować, zaznaczając pole "pokaż tylko od pierwszego właściciela", "pokaż bezwypadkowe" itp.
Jak można się łatwo domyślić w takiej sytuacji dopisanie w tytule ogłoszenia hasła "pierwszy właściciel" gwarantuje, że osoba, która filtruje wyświetlanie ogłoszeń go nie pominie.
Sprawa "pierwszego właściciela" to oczywiście nie jedyna nieścisłość w ogłoszeniach. Powoli normą staje się zwrot: "kupiony w salonie, serwisowany w ASO, do opłat". Tu żadnego oszukiwania nie ma - w końcu każdy samochód był kiedyś kupiony w salonie (np. w Niemczech) i przez jakiś czas serwisowany w ASO. Sprzedawcy piszą więc prawdę, a kupujący czytają ogłoszenia bez zrozumienia treści.
Nadużywanie określenia „pierwszy właściciel” wchodzi w krew sprzedających. Większość nie widzi w tym nic niestosownego
Normą staje się także podawanie cen netto przez firmy, które sprzedają auta z pełną fakturą (VAT 23% a nie komisowa VAT marża). To posunięcie pozwala ominąć filtry zakładające górną cenę, którą jest w stanie zapłacić kupujący. Fakt, że przy głównej cenie w ogłoszeniu jest obowiązkowy dopisek "brutto" nie przeszkadza - na dole ogłoszenia sprzedawca dopisuje wielkimi literami "CENA NETTO!!!".
W styczniu br. weryfikowaliśmy ok. 5-6 ofert dzienne (łącznie sprawdziliśmy 168 ogłoszeń). Tylko 12 anonsów było przygotowanych uczciwie, przez faktycznych "pierwszych właścicieli". Niestety były to głównie samochody nieatrakcyjne - takie jak np. Daewoo Espero, Tata Indica, Fiat Uno , czy inne większe modele, ale z dużymi silnikami benzynowymi. Zdarzyło się także kilka nieporozumień (dokładnie 6, na załączonym wykresie są zaznaczone jako "inne’), gdzie sprzedawcy pierwszy raz korzystali z internetowych portali i faktycznie źle wypełnili formularze, co udało się wyjaśnić przez telefon. Przez resztę sprzedawców poczuliśmy się - przynajmniej trochę - oszukani. Niektórzy z naszych rozmówców zdawali sobie sprawę, że "być może" wprowadzają kupujących w błąd, inni nie czuli wyrzutów sumienia. Co ciekawe osoby, które oferują w komisie auta od pierwszych właścicieli (oznaczyliśmy ich jako flota/komis), dopisek do ogłoszenia "pierwszy właściciel" uważają za obowiązkowy, opisujący stan faktyczny. Poniżej prezentujemy cztery najbardziej popularne typy "pierwszych właścicieli", na których możecie się natknąć w ogłoszeniach.
Zweryfikowaliśmy 168 ogłoszeń z hasłem "pierwszy właściciel". Oto kim byli sprzedający:
Tylko 7% ogłoszeń było zgodnych z deklarowanym w tytule zapewnieniem. W 89,4 % hasło "pierwszy właściciel" wprowadziło nas w błąd. W 3,6 % przypadków (Inne) zaszło nieporozumienie.
Napisał „pierwszy właściciel bo...
...jest pierwszym właścicielem w kraju.
Jedziemy obejrzeć ładnego Peugeota 407. Przez telefon sprzedawca nie mówił zbyt wiele. Podkreślił, że jest osobą prywatną i - zaprosił nas na parking, na oględziny samochodu.
Kiedy sprawdziliśmy dokumenty i okazało się, że auto jest sprowadzone, wytłumaczył się bardzo łatwo: "no, przecież jestem pierwszym właścicielem w kraju". Nasz rozmówca kupił samochód w komisie 3 lata temu, nie miał żadnego wypadku i teraz go uczciwie sprzedaje. Nie widzi żadnego problemu w tym, że użył hasła "pierwszy właściciel". Przecież wszystko gra, nie jest handlarzem i nie chce nikogo oszukać. To prawda, ale w takiej sytuacji nie może przecież zagwarantować, że auto ma bezwypadkową przeszłość. Nie da sobie także uciąć ręki za autentyczność przebiegu.
Nasza porada: przez telefon warto dopytać się kto sprowadzał samochód do Polski. Jeśli zrobił to osobiście sprzedający i auto przyjechało na kołach - warto się nim interesować. Jeśli auto sprowadzał do Polski handlarz - przeszłość jest wielką zagadką.
Napisał „pierwszy właściciel bo...
...omyłkowo zaznaczył wszystkie pola w formularzu ogłoszenia.
Naszą uwagę zwrócił ładny Fiat Bravo z niskim przebiegiem. Sprzedawca przez telefon robił wszystko, żeby zachęcić nas do przyjazdu. Na miejscu opowiadał, jak "było dbane" o samochód. Dopiero podczas kontroli dokumentów okazało się, że dane w dowodzie rejestracyjnym różnią się od danych w dowodzie osobistym sprzedającego. - No, dobrze, może i jestem pośrednikiem, ale jakie to ma znacznie - odparł widząc nasze zdziwienie - samochód jest idealny, więc w czym problem? Może przez przypadek kliknąłem sobie w niewłaściwe pole w formularzu ogłoszenia i "odhaczyło" się "pierwszy właściciel". A nawet jeśli nie, to co mi zrobicie, przecież to nie jest zabronione?
Nasza porada: na takich handlarzy nie ma rady. Niektórzy aż do samego końca idą w zaparte i dopiero w fazie podpisywania umowy wychodzi na jaw, że są pośrednikami. Jedyna rada - grzecznie podziękować. Takie postępowanie jest nieuczciwe.
Napisał „pierwszy właściciel bo...
...bo sprowadził auto od pierwszego właściciela.
Vectra B od pierwszego właściciela to rzadkość. Wysoka cena wskazywała na to, że ogłoszenie mogło być prawdziwe. Przez telefon dowiedzieliśmy się, że auto jest brata: "proszę przyjechać, brat wszystko powie, naprawdę warto".
Kiedy przyjechaliśmy oglądać samochód, rzeczony brat beztrosko poinformował nas, że sprowadził auto od pierwszego właściciela i tak naprawdę ewentualny nabywca będzie drugim właścicielem, ponieważ wypełni sobie umowę napisaną w formie "in blanco" przez Niemca. Przywiózł ją do Polski razem z samochodem. Auto oczywiście jest "do opłat".
W sumie szkoda, bo samochód naprawdę wydawał się bezwypadkowy, w idealnym stanie.
Nasza porada: aut sprzedawanych na umowę "in blanco" lepiej unikać. Owszem - trafiają się egzemplarze w idealnym stanie, ale tak naprawdę nikt oprócz handlarza nie wie, kto jest faktycznym sprzedającym. Wszelka odpowiedzialność spada na kupującego.
Napisał „pierwszy właściciel bo...
...bo odkupił samochód od floty, która była jego pierwszym właścicielem.
Tu już po rozmowie telefonicznej wiedzieliśmy o co chodzi, ale pojechaliśmy oglądać samochód, bo chcieliśmy zilustrować typowy przypadek.
Ogłoszenie było reklamowane jako "pierwszy właściciel, salon Polska, serwisowany do końca w ASO, udokumentowany przebieg". Faktycznie, to wszystko prawda, ale prawdą było także to, że ogłoszenie wystawił zawodowy sprzedawca samochodów, a pierwszym właścicielem była flota, konkretnie, wypożyczalnia samochodów. Środek Focusa wyglądał jak wnętrze remizy strażackiej nad ranem po weselu, a w deskę rozdzielczą zdobiły dziury po uchwytach do nawigacji i telefonu.
Nasza porada: w tym przypadku przez telefon można wszystko wyjaśnić. Aut flotowych nie należy przekreślać (czasem trafiają się egzemplarze w niezłym stanie). Ale we własnym zakresie trzeba sprawdzać ich przebieg w ASO (książce nie można wierzyć).
Podsumowanie
Napotkanie na pierwszego właściciela w przypadku samochodów starszych niż 3 lata staje się niemal niemożliwe. Administratorzy portali ogłoszeniowych nie mają żadnego sposobu na to by oddzielić faktycznych "pierwszych" właścicieli od reszty, która to określenie nadużywa. Kupujący muszą się z tym pogodzić i za każdym razem upewniać się przez telefon co sprzedający ma na myśli.
Tekst: Jacek Ambrozik, zdjęcia: Rafał Andrzejewski