Zaczynamy przygodę z Mitsubishi ASX

Producenci samochodów od lat kuszą klientów stylistyką, wyposażeniem czy osiągami. Z punktu widzenia klienta, przynajmniej w Polsce, wszystkie te kwestie często schodzą jednak na dalszy plan.

Wydając na auto równowartość 20 czy 40 średnich pensji nabywca musi mieć pewność, że robi dobry interes. Kwestią, która zaprząta głowy największej liczbie osób są więc koszty serwisowania, czyli - po prostu - to, czy dane auto "będzie się psuło".

Problem w tym, że w czasie kilkudniowego dziennikarskiego testu nie sposób określić, czy po 10 tys. km samochód nie rozpadnie się na dziesiątki kawałków. Testując dany pojazd wyłapiemy niedociągnięcia w ergonomii, osiągach czy prowadzeniu - kwestia awaryjności pozostaje jednak tajemnicą...

Reklama

Najlepszym sprawdzianem jest w takim przypadku test długodystansowy. Importerzy niechętnie godzą się jednak na takie rozwiązanie. Jeśli coś pójdzie nie po ich myśli, budowany latami wizerunek marki legnie w gruzach.

Udostępnienie dziennikarzom pojazdu do testu długodystansowego odczytywać więc można jako swego rodzaju sygnał. Na takie ryzyko decydują się tylko ci, którzy są absolutnie pewni jakości swoich wyrobów...

Tym razem, na nasz redakcyjny parking trafił nowy Mitsubishi ASX z podstawowym, benzynowym silnikiem 1,6 l o mocy 115 KM. Słowo "nowy" odnosi się jednak wyłącznie do rocznika. Chociaż auto nie skończyło jeszcze 10 miesięcy, na liczniku widnieje przebieg 33 tys. km. Tyle, przez tygodnie morderczych testów, nakręcili na koła dziennikarze, którzy sprawdzali ten samochód przed nami.

Można twierdzić, że owe 33 tys. km to dla fabrycznie nowego samochodu przysłowiowy "pryszcz". To prawda, ale pod warunkiem, że z auta korzysta jeden, dwóch bądź - góra - trzech kierowców. Naszemu ASX-owi trafiła się jednak ciężka służba w parku prasowym - do tej pory podróżowało nim co najmniej 30 spragnionych wrażeń dziennikarzy, każdy z nich pokonał średnio ponad tysiąc kilometrów.

Mimo tego auto nie wykazuje żadnych symptomów, które mogłyby świadczyć o jego trudnym dzieciństwie. We wnętrzu nie zalęgły się jeszcze żadne "świerszcze", żadnych śladów zużycia nie noszą też takie elementy jak kierownica, klamki czy deska rozdzielcza. Czy samochód dotrwa w takim stanie do końca testu?

Przez najbliższe miesiące benzynowy ASX będzie towarzyszył nam w codziennej, reportersko-dziennikarskiej "orce". O tym, że auto nie będzie mieć lekko niech świadczy fakt, że przez pierwsze dwa dni licznik wzbogacił się już o 498 km.

O wrażeniach, przygodach i - ewentualnych awariach - będziemy, rzecz jasna, informować was na bieżąco. Jeśli rozważacie możliwość zakupu "miejskiego crossovera", koniecznie musicie zaglądać tutaj częściej!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy