Testujemy: subaru outback
Tej marki nikomu nie trzeba chyba przedstawiać.
Chociaż kilkanaście lat temu w Polsce prawie nikt o niej nie słyszał, rajdowe sukcesy sprawiły, że dziś Subaru jest synonimem rewelacyjnych osiągów i typowej dla "japończyków" bezawaryjności. Kojarzy się również z napędem na cztery koła.
Niestety, sportowe osiągnięcia niekoniecznie przekładają się na poziom sprzedaży. Większość fanów wychodzi bowiem z założenia, że albo impreza albo nic, na czym cierpią pozostałe modele firmy.
Czy impreza faktycznie deklasuje wszystkie inne produkty marki? Postanowiliśmy to sprawdzić, biorąc pod lupę uterenowionego outbacka.
Do jego mocnych stron na pewno nie należy wygląd. Auto nie zaskakuje niczym szczególnym, i gdyby nie podniesione zawieszenie, można by go pomylić z każdym innym samochodem klasy średniej. Dla wielu okaże się to pewnie zaletą, ale my wydając na samochód blisko 200 tys. zł. wolelibyśmy czuć się w nim wyjątkowo. Ten model Subaru z pewnością nie należy do aut, dla których zdejmuje się w domu firanki, by siedząc z oczami wlepionymi w okno móc się nimi zachwycać. A szkoda.
Na szczęście kierowca najwięcej czasu spędza we wnętrzu auta a to, trzeba przyznać, skrojone jest na miarę. Sportowe akcenty są aż nadto widoczne. Obszyta skórą kierownica Momo świetnie leży w dłoniach, tuż przy niej znalazły się też wygodnie wyprofilowane łopatki, za pomocą których możemy przełączać biegi. Drążek automatycznej skrzyni biegów (tylko pięciostopniowej) można również przesunąć w tryb manualny i wówczas jego obsługa przypomina tę znaną z rajdówek. Biegi zbija się ciągnąc go do siebie, by włączyć wyższy wystarczy odrobinę pchnąć lewarek. Tyle teorii.
Bardzo przydatną sprawą jest dotykowy, wielofunkcyjny wyświetlacz ciekłokrystaliczny zamontowany na szczycie konsoli środkowej. Prócz danych z nawigacji wyświetla on także wszystkie dane z komputera pokładowego, jak również pełni funkcję rozbudowanego kalkulatora, planera podróży i paru innych przydatnych urządzeń.
Pozytywnie należy też ocenić elektrycznie sterowane, obszyte skórą, podgrzewane fotele.
Zapewniają one należyty komfort i rozsądny poziom trzymania bocznego. Natomiast bagażnik zadowoli tylko nielicznych. 459 litrów w dużym kombi to przeciętny wynik.
Chociaż pod maską pracuje sześciocylindrowy boxer o mocy 245 KM, to nie ma co liczyć na niezapomniane emocje. Napęd na cztery koła i skrzynia biegów, która nad zmianą przełożenia zastanawia się dłużej, niż blondynka nad szminką w sklepie z kosmetykami sprawiły, że osiągów nie sposób nazwać inaczej, niż tylko przyzwoitymi. 8,5 sekundy, jakie upływa zanim na prędkościomierzu pojawi się pierwsza setka to jedne z dłuższych 8,5 sekundy, jakich w życiu doświadczyliśmy.
Pomimo, że skrzynię wyposażono w trzy tryby pracy (jeden inteligentny, który biorąc pod uwagą styl jazdy kierowcy optymalizuje zużycie paliwa i dwa sportowe) w żadnym z nich nie radzi sobie ona zbyt dobrze. W pierwszym zmienia biegi w sposób typowy dla prezentera prowadzącego teleturniej. Najpierw trzy razy sprawdzi, czy aby na pewno chcemy wybrać daną odpowiedź, a zanim ją uzna, zafunduje nam przerwę na reklamy.
Natomiast w trybach sportowych, zanim automat przerzuci bieg na wyższy, silnik zdąży rozpędzić się do takiej prędkości obrotowej, że podświadomie zastanawiamy się, czy dla trzylitrowego boksera nie zakończy się to nokautem. Samochód z manualną skrzynią biegów dawałby o wiele więcej frajdy.
Wiele dobrego można natomiast powiedzieć o właściwościach trakcyjnych. Jak to zwykle w subaru bywa, są one znakomite. Napęd na cztery koła i doskonałe wyważenia auta sprawiają, że nawet w szybko pokonywanych zakrętach ma się poczucie pełnej kontroli nad pojazdem. Słowa uznania należą się tu zwłaszcza dla charakterystyki zawieszenia, które jak na sportowo-terenowe standardy jest nadzwyczaj miękkie. Japończykom udało się tym samym udowodnić, że dobrze prowadzący się samochód wcale nie musi mieć amortyzatorów wypełnionych betonem...
Jazda outbackiem byłaby jednak o wiele przyjemniejsza, gdyby nie fakt, że samochód rozrzutne obchodzi się z paliwem. Producent podaje zużycie paliwa w mieście na poziomie ok. 14 litrów, bez trudu uda nam się osiągnąć o 2/3 litry więcej. Niestety, prędkość z jaką opada wskazówka poziomu paliwa nie jest wprost proporcjonalna do frajdy z jazdy. Trzeba jednak dodać, że duża w tym zasługa wspomnianej skrzyni biegów...
Auto nie każdemu przypadnie do gustu. Jest drogie (testowana wersja to wydatek minimum 200 tys. zł), nie rzuca się w oczy, a jego możliwości przewozowe są raczej ograniczone. Z drugiej strony dostajemy jednak stały napęd na cztery koła, mocny silnik i gwarancję, że samochód nie rozpadnie się po roku jazdy na polskich drogach. Czy warto go kupić?
Oceńcie sami.