GTS to skrót, którego fanom Porsche nie trzeba przedstawiać. Modele określane tym mianem stanowią swoiste połączenie najlepszych sportowych cech niemieckiego producenta, przy jednoczesnym zachowaniu "umiarkowanej" ceny i walorów ułatwiających codzienne użytkowanie. W dużym skrócie - jeśli nie chcemy wydawać fortuny na najpotężniejsze modele, a mimo wszystko zależy nam na bardziej "wyczynowych" wrażeniach z jazdy, wariant GTS jest tym, czego szukamy. Reguła ta sprawdza się także w przypadku elektrycznego Taycana.
Już pierwsze spojrzenie na nową wersję uwydatnia jej sportowe cechy. Wariant GTS wyróżnia się kontrastowymi, czarnymi oraz przyciemnianymi detalami nadwozia, uwzględniającymi m.in. podstawki lusterek, obramowanie szyb, czy delikatnie zmieniony kształt dolnej części przedniego zderzaka. Wersja testowa samochodu była ponadto doposażona w pakiet SportDesign Carbon z elementami wykończonymi włóknem węglowym (także na lusterkach), stały panoramiczny dach oraz czarne oznaczenia modelu. Przyznać trzeba, że wspomniane detale w dużym stopniu podkreślają wyjątkowość samochodu, a połączenie ich z rzucającym się w oczy, specjalnym kolorem Carmine Red, skutkuje wieloma zainteresowanymi spojrzeniami osób postronnych.
Przyczepić się można jedynie do dosyć nietypowych 20-calowych felg, które pochodzą z pakietu kompletu opon zimowych. Ten - jeśli wierzyć cennikowi na stronie producenta, kosztuje niebagatelne 30 900 zł. Czy pasuje wizualnie do reszty? Niech każdy oceni samodzielnie. Dodamy tylko, że standardowo wersja GTS wyjeżdża z salonu na czarnych alufelgach.
Sportowy pazur jest także widoczny wewnątrz pojazdu. Redakcyjny Taycan GTS został wyposażony w pakiet wykończenia "GTS" z dodatkami pokrytymi czarnym, zamszowym materiałem Race-Tex produkcji Porsche. Fotele, kierownica, deska rozdzielcza, górne sekcje paneli drzwi i podłokietników otrzymały stosowne przeszycia w kolorze nadwozia. Zarówno na kierownicy, jak i na elementach dekoracyjnych wzdłuż drzwi zastosowano włókno węglowe. Nawet zagłówki z przodu otrzymały haftowane napisy GTS.
O samych kwestiach wygody nie ma sensu się ponownie rozpisywać, bowiem czyniliśmy to przy okazji testowania innych wariantów. Wersja GTS zapewnia tyle samo miejsca, co wyżej wymienione, wciąż pozwalając na komfortową podróż osobom siedzącym na przednich fotelach i nieco mniej komfortową pasażerom z tyłu. Przednie adaptacyjne fotele sportowe nie tylko świetnie trzymają na zakrętach, ale zostały także wyposażone w 18-kierunkową regulację elektryczną. Tylny bagażnik, podobnie jak w przypadku wariantu 4S ma pojemność 407 litrów, więc w razie ewentualnej eskapady za miasto, umożliwia przewiezienie kilku walizek.
W dobrze już znanym kokpicie ilość fizycznych przycisków została ograniczona do minimum. W wersji testowej pojazdu, do trzech standardowych wyświetlaczy dołączył czwarty - bezpośrednio przed oczami pasażera. Kosztuje 4439 złotych i pozwala na korzystanie z tych samych funkcji, co na ekranie centralnym. W momencie, gdy jest nieaktywny (czyli gdy fotel pasażera jest pusty) może np. ukazywać charakterystyczne logo Taycana. Bardzo fajnie... przejdźmy jednak do kwestii najważniejszych.
Do napędu Taycana GTS służą dwa silniki elektryczne - te same, które znajdziemy w mocniejszych wersjach Turbo i Turbo S - z tą różnicą, że zostały one przeprogramowane. Skutkiem komputerowych machlojek jest obniżona łączna moc obu jednostek przy jednoczesnym zwiększonym zasięgu możliwym do przejechania. Warto jednak zaznaczyć, że słowo "obniżona" brzmi w przypadku Taycana nieco "zabawnie".
Wariant z GTS w nazwie dysponuje bowiem stałą mocą wynoszącą 517 KM (tę możemy chwilowo zwiększyć do 598 KM przy skorzystaniu z procedury startu) i maksymalnym momentem obrotowym 850 Nm (przypomnijmy - dostępnym od razu). Wszystko to skutkuje przyspieszeniem od 0 do 100 km/h w zaledwie 3,7 sekundy i choć to o niemal sekundę wolniej niż w przypadku najmocniejszej odmiany, wciąż wystarczy by poczuć jak krew odpływa z okolic głowy. Ogranicznik prędkości uruchamia się dopiero po dobiciu do 250 km/h. Uwierzcie nam - efekt jest za każdym razem równie piorunujący.
Najważniejsze, że pomimo tak kosmicznych osiągów, Taycan wciąż sprawia wrażenie wyjątkowo cywilizowanego w trakcie standardowej jazdy. Nawet pomimo tego, że wersja GTS otrzymała nieco sztywniejsze zestrojenie adaptacyjnego zawieszenia. Samochód wciąż idealnie dostosowuje siłę tłumienia nierówności każdego z kół, analizując warunki panujące aktualnie na drodze. Dzięki temu jazda po dziurawych polskich drogach nie skutkuje u kierowcy i pasażerów koniecznością umówienia wizyty u kręgarza.
Prawdziwe możliwości Taycan GTS pokazuje jednak po wyjechaniu z miasta. Pokonywanie zakrętów w opisywanym samochodzie, to po prostu czysta przyjemność. Elektryczne Porsche w trybie natychmiastowym reaguje na każdy ruch kierownicą, a przy tym wszystkim sprawia wrażenie niemalże "przyklejonego" do jezdni. Duża w tym zasługa nisko umieszczonego środka ciężkości, który jest wynikiem spoczywających w podłodze baterii, a także standardowego pakietu Sport Chrono uwzględniającego świetnie zestrojone tryby jazdy. Oczywiście niemal 2300 kg masy robi swoje i przy wyższych prędkościach da się odczuć pewną podsterowność, jednak dosyć szybko jest ona korygowana przez automatycznie załączający się układ skrętnych tylnych kół.
Na początku tekstu wspomnieliśmy także o zwiększonym zasięgu. Udało się to osiągnąć za sprawą nowego systemu sterującego napędem i przepływem energii. Pomimo, że wersja GTS posiada tę samą baterię, co warianty Turbo i Turbo S, mechanizm umożliwiający odłączanie przedniego silnika przy niskim obciążeniu pozwala na dużą oszczędność. Dzięki temu GTS jest pierwszym Taycanem, który w cyklu WLTP przebija barierę zasięgu 500 km. Przynajmniej oficjalnie.
Nieoficjalnie już tak kolorowo nie jest. Po naładowaniu baterii do zalecanych 80 proc. możliwa do przejechania odległość plasuje się raczej w granicach 380-400 km. To rzecz jasna wciąż całkiem niezły wynik jak na możliwości samochodu, ale mimo wszystko sporo mniejszy od zapewnień niemieckiego producenta. Oczywiście możemy go nieco "poprawić" traktując pedał gazu niczym porcelanę Rosenthala, jednak chyba nie po to kupuje się auto o osiągach supersamochodu, prawda?
Maksymalna moc, z jaką możemy ładować baterię w Taycanie GTS wynosi 270 kW. Według przedstawicieli Porsche, ma to umożliwić doładowanie samochodu z 5 do 80 proc. w niecałe 23 minuty. Niestety w Polsce z trudem graniczy znalezienie ładowarki dysponującej maksymalną mocą ładowania w granicach 100 kW, a co dopiero 270 kW, więc trudno nam było zweryfikować te informacje. Trzymamy jednak za słowo.
Pora zatem odpowiedzieć sobie na pytanie - czy Taycan GTS ma sens? Owszem. Samochód stanowi kompromis pomiędzy mniej, a bardziej wyczynowymi odmianami, pozwalając zakosztować sportowego charakteru w nieco przystępniejszej formie. Świetnie wykończone wnętrze oraz zewnętrzne detale podkreślają jego drapieżność, która idzie w parze z niezłym zasięgiem, wysoką kulturą pracy i komfortem w trakcie dłuższych podróży. Można nawet zaryzykować stwierdzeniem, że oto mamy do czynienia z Taycanem idealnym.
Idealnie wyważona wydaje się także cena. 574 000 zł to wprawdzie o ponad 100 000 zł więcej niż za wariant 4S, ale też o 230 000 zł mniej niż za wariant Turbo S. Oczywiście mówimy tu o wersji bazowej. Testowy Taycan GTS był doposażony za kolejne 273 773 zł, co w zasadzie tylko "nieznacznie" przekroczyło bazową cenę najmocniejszego modelu.