Pojechałem Octavią nad Balaton. I prawie udało mi się wrócić bez tankowania

Skoda Octavia to model chętnie wybierany przez kierowców flotowych, co może sugerować, że świetnie sprawdza się podczas długich podróży. Jak jednak ten samochód sprawdza się podczas wakacyjnych wyjazdów? Postanowiłem to sprawdzić, wybierając się naszą testową Octavią do Budapesztu oraz nad węgierskie morze, czyli nad Balaton.

W naszej redakcji od pewnego czasu intensywnie testujemy Skodę Octavię z silnikiem 1.5 TSI wyposażonym w technologią mild hybrid, w wersji Spotline. By test podczas wakacyjnego wyjazdu był bardziej rzetelny, na pokład zapakowaliśmy się w cztery dorosłe osoby. Ani samochód ani nikt z pasażerów nie zaprotestował - auto ma na tyle obszerne wnętrze, że na ilość przestrzeni nie mógł narzekać nikt.

Skodą Octavią w trasę? Travel Assist jest niezbędny

Z kolei 600 litrów bagażnika okazało się więcej niż wystarczające, by zapakować tygodniowe bagaże. Początek podróży okazał się więc zupełnie bezproblemowy.

Podczas jazdy drogami krajowymi, z Krakowa na południe, nawigacja nakazała omijanie zatłoczonej Zakopianki i kierowanie się na Nowy Sącz. Ruch był dość spory, drogi wąskie i kręte, więc osiągane prędkości nie były duże. W takich warunkach doceniłem zarówno automatyczną skrzynię biegów (DSG), jak i adaptacyjny tempomat. 

Reklama

Samochód uchwycił sobie auto jadące z przodu, automatycznie dopasował do niego prędkość, a system monitorowania pasa ruchu tak naprawdę mógłby nawet utrzymywać Skodę na asfalcie, niezależnie od zakrętów. Systemy te stanowią element pakietu Travel Assist i zdecydowanie doceniłem ich obecność.

Trzeba jednak pamiętać, że nie są to układy przeznaczone do jazdy autonomicznej, więc nie można po prostu zdjęć rąk z kierownicy i zdać się na elektronikę. Komputer szybko się orientuje, gdy kierowca pozwoli sobie na nieco zbyt dużo relaksu i najpierw komunikatem na desce rozdzielczej, a następnie sygnałem akustycznym zdolnym pobudzić śpiących pasażerów, przypomni, że rolą kierowcy jest co najmniej trzymanie rąk na kierownicy.

5 l paliwa na 100 km na autostradzie? Warunek jest jeden

Po przejechaniu granicy i minięciu Preszowa można - po raz pierwszy jeśli nie liczyć krótkiego odcinka A4 pod Krakowem - wjechać na autostradę. Na Słowacji prędkość maksymalna na tego typu drodze wynosi 130 km/h, ale profilaktycznie na tempomacie ustawiłem 120 km/h. W tych warunkach jazda okazała się niezwykle komfortowa, chociaż dość nużąca. Zarówno na słowackich, jak i węgierskich autostradach ruch nie był duży, w efekcie samochód po prostu jechał na tempomacie. Przy tej prędkości szum wiatru jest minimalny, a silnik ledwo słyszalny. 

Co więcej, pokładowy komputer zaczął pokazywać bardzo obiecujące wartości zużycia paliwa - niewiele przekraczające 5 l/100 km. 

Były też uwagi krytyczne. Co nie spodobało się w Octavii?

Pasażerowie również nie mogli narzekać na komfort, czego dowodem było gremialne oddanie się w objęcia Morfeusza. Doceniono również schowki i uchwyty na kubki czy bidony z wodą. Od osób podróżujących na tylnej kanapie pojawiły się jednak również uwagi krytyczne - klimatyzacja z tyłu miała tylko jedną strefę, brakowało portów do ładowania telefonów (z przodu w konsoli środkowej są dwa), a plastik skrywający nadkole przy drzwiach okazał się twardy i uwierał podczas spania.

Po stronie wad można zapisać również system rozpoznawania znaków, który konsekwentnie, przez całą drogę, pokazywał ograniczenia prędkości, które nie miały nic wspólnego z rzeczywistością, ewentualnie informował, że nie może działać prawidłowo. Z tym systemem był jednak problem techniczny, który został usunięty bezpłatną akcją serwisową, niedługo po powrocie z wycieczki.

Cała podróż do Budapesztu, wyłączając postój na tankowanie i obiad, zajęła nieco ponad sześć godzin, podczas których pokonaliśmy 500 km ze średnim zużyciem paliwa 5,4 l/100 km. 

Wskazania komputera niewiele zmieniły się kolejnego dnia, gdy pokonaliśmy kolejne 200 km (tam i z powrotem), wybierając się na wycieczkę z Budapesztu do położonej nad Balatonem miejscowości Siofok. Cała trasa również przebiegała autostradą, ponownie z prędkością 120 km/h. Korków po drodze nie było.

Podczas drogi powrotnej do Polski ponownie korzystaliśmy z autostrad, jadąc przez Miszkolc, Koszyce i Preszów. Przy ponownie ustawionym na 120 km/h samochód ponownie zużywał około 5,3 l benzyny na 100 km/h i pojawiła się nawet nadzieja, na dojechanie do Polski bez tankowania (przed wyjazdem samochód został zatankowany w Nowym Sączu, około 40 km od granicy ze Słowacją). 

1000 km na 50-litrowym baku? To możliwe!

Ten plan mógłby się udać, ale nie chcąc przesadnie ufać komputerowi, zdecydowaliśmy się na tankowanie niedaleko polskiej granicy. Jak się okazało na stacji, samochód na jednym baku przejechał 920 km, co samo w sobie jest wynikiem godnym uznania. Co więcej, zasięg wg komputera wynosił wówczas jeszcze 80 km. A to oznacza, że na pełnym, 50-litrowym baku (producent podaje pojemność 45 litrów, ale faktycznie "pod korek" wchodzi niemal 50), pod warunkiem nie przekraczania 120 km/h Skoda Octavia 1.5 TSI jest w stanie przejechać nawet 1000 km!

W tym miejscu niewątpliwie rodzi się pytanie czy siłowe przestawianie na samochody elektryczne, drogie i zasobochłonne, naprawdę jest konieczne, jeśli zwykły samochód z silnikiem 1.5, obciążony czterema dorosłymi osobami i ich bagażami jest w stanie zadowolić się 5 l paliwa na 100 km? Ale to tak na marginesie...

Wycieczka na Węgry pokazała dlaczego Skoda Octavia jest modelem tak chętnie wybieranym przez osoby spędzające dużo czasu za kierownicą. Auto, przy rozsądnej jeździe, potrafi zadowolić się naprawdę symbolicznymi ilościami paliwa, przy tym 150 KM wystarcza do swobodnej jazdy i wyprzedzania. Testowany egzemplarz wyposażono w przekładnię DSG i to jest element, do którego zdecydowanie bym dopłacił, kupując auto dla siebie. Skrzynia robi w niezauważalny sposób to, co do niej należy, nie wpływa negatywnie na zużycie paliwa czy osiągi, a zwolnienie z konieczności naciskania sprzęgła i operowania lewarkiem to duża zaleta - szczególnie dla osób, dla których samochód to po prostu narzędzie.

Zdecydowanie dopłaciłbym również do kamery cofania. Akurat tego elementu testowany egzemplarz był pozbawiony, a podczas parkowania w ciasnych miejskich uliczkach, kamera (a najlepiej cztery) zdecydowanie ułatwia życie. Do testowanego samochodu dołożyłbym również elektryczne sterowanie fotela kierowcy. Może to zbędna fanaberia, ale uważam, że umożliwia ona znacznie łatwiejsze i bardziej precyzyjne ustawienie siedzenia niż regulacja manualna. Owszem, w niektórych samochodach robi się to raz, ale czasem kierowców jest więcej niż jeden.

Skoda Octavia w trasie. Podsumowanie

Jednak ogólnie Octavia w testowanej wersji 1.5 TSI Sportline okazała się samochodem, który udanie łączy niskie koszty eksploatacji, z zupełnie wystarczającymi na co dzień osiągami, rozsądnym poziomem wyposażenia oraz - jak na dzisiejsze standardy - przystępną ceną. Rozwiązania simple clever, obszerne wnętrze oraz przepastny bagażnik, a także niewielki apetyt na paliwo to niewątpliwe atuty tego samochodu.

Skoda Octavia 1.5 TSI m-HEV z 7-stopniową przekładnią DSG kosztuje od niespełna 143 tys. zł. Testowany egzemplarz, uwzględniając wyposażenie opcjonalne, wyceniono na 166 tys. zł. To może wydawać się kwotą wysoką, ale smutna prawda jest taka, że tyle dzisiaj kosztują samochody....

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Skoda Octavia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama