Mercedes S 500 e - i wszystko jasne

Przystępując do recenzowania takiego samochodu należy zaopatrzyć się w słownik wyrazów bliskoznacznych i przygotować zestaw zamienników określenia: znakomity. Chodzi o to, by nie było nudno. Ale i tak w pewnym sensie będzie. Cóż - mercedes klasy S. I wszystko jasne...

Obecnie sprzedawana klasa S, oznaczona symbolem W222, została po raz pierwszy zaprezentowana w maju 2013 r. Przedstawiając stylistykę tego wozu, marketingowcy Mercedesa piszą o "pełnej napięcia linii charakteru", "grze wypukłych i wklęsłych powierzchni" jak również o "wyjątkowym designie nocnym", ale wystarczy powiedzieć, że samochód wygląda tak, jak przystało na ponad pięciometrowej długości, luksusową limuzynę, czyli dostojnie, dyskretnie, bez zbędnej ostentacji. Swoją sylwetką przypomina przy tym inne, mniejsze modele ze Stuttgartu. Tym, co go wyróżnia jest, obok gabarytów, przede wszystkim umiejscowienie firmowego logo, które znajduje się tam, gdzie nakazuje tradycja, a więc na masce i ma klasyczną postać "celownika".

Reklama

To ukłon w stronę konserwatywnie nastawionych do rzeczywistości użytkowników mercedesów klasy S. Mogą oni poczuć się za to zaskoczeni tym, co zobaczą we wnętrzu auta. I nie chodzi tu o bardzo jasny, a przez to trudny do utrzymania w czystości wystrój kabiny (w udostępnionym nam egzemplarzu tapicerka była już dość mocno przybrudzona), lecz przede wszystkim o urządzenie deski rozdzielczej. Tradycyjne zegary zostały zastąpione przez dwa ogromne, elektroniczne wyświetlacze. Jednak nawet najwięksi tradycjonaliści szybko przekonają się do takiego rozwiązania, bowiem oba ekrany imponują bogactwem i przejrzystością przekazywanych informacji oraz fantastyczną jakością grafiki. Dotyczy to również obrazu z kamery cofania, a właściwie kamer, które tworzą system, symulujący także widok samochodu z góry, co bardzo ułatwia manewrowanie w ciasnych uliczkach czy na parkingach.

Warto wspomnieć o fabrycznej nawigacji. W większości innych aut przekazuje ona kierowcy komunikaty w formie krótkich, ostrych poleceń: "jedź dalej tą samą drogą przez trzy kilometry", "za dwieście metrów skręć ostro w prawo". Tu mają one zdecydowanie wykwintniejszą postać próśb i uprzejmych wskazówek. Niby drobiazg, ale sprawia, że od razu robi się milej na duszy...

Mercedes nie idzie za modą i nie stosuje ekranów dotykowych. Kierowca wywołuje poszczególne informacje i dokonuje zmian za pośrednictwem gładzika lub pokrętła na centralnej konsoli oraz licznych przycisków i pokręteł. Jest to dość skomplikowane i wymaga wprawy.

Jeżeli mowa o zdziwieniach, to pewną niespodziankę stanowi również kierownica - jest zaskakująco niewielka i spłaszczona u dołu, niczym w samochodzie sportowym, a nie w ekskluzywnej limuzynie.

Udostępniony nam mercedes - S 500e L - to pojazd czteroosobowy i to akurat wydaje się zupełnie zrozumiałe. Z przodu kierowca i ochroniarz, z tyłu boss i jego osobista sekretarka. I tyle.

O tym, że ten model przeznaczony jest przede wszystkim do wożenia VIP-ów, świadczy właśnie tylna część auta. Zamontowane tam fotele są wręcz arcywygodne. Pasażerowie mogą zmieniać ich ustawienie, za pomocą pilota, z bardziej wypoczynkowej na bardziej roboczą lub odwrotnie, włączyć podgrzewanie, funkcję masażu. Ta ostatnia ma kilka trybów. Tu mały przytyk, a właściwie przytyczek. Otóż samochód generalnie komunikuje się z podróżnymi w języku polskim, więc w tej sytuacji dość dziwnie brzmi pojawiające się na ekranie określenie: "Hot Relaxing Massage ramiona".   

Jak wiadomo, kto ma pilota, ten ma władzę. W mercedesie S-klasse władza należy do pasażerów z tylnych siedzeń. To sprytne urządzenie pozwala im wybrać stację radiową (znakomity system audio Burmester z 24 głośnikami, z których trzy znajdują się w podsufitce), włączyć film DVD, wyświetlany na ekranach zamontowanych na zagłówkach przednich siedzeń, opuścić lub podnieść rolety w oknach z przyciemnianymi szybami. Mają oni do dyspozycji własne, oddzielne lusterka z podświetleniem, mogą sami sterować klimatyzacją itp. Nie ma mowy o nudzie, braku komfortu i jakiejkolwiek dyskryminacji wobec osób podróżujących w przedniej części auta.

O mało praktycznej w codziennym użytkowaniu tapicerce było... O mało intuicyjnym systemie Comand było... Cóż, bardzo chcielibyśmy jeszcze trochę pogrymasić, lecz naprawdę nie potrafimy znaleźć ku temu dalszych powodów. Wnętrze mercedesa klasy S jest królewsko  przestronne, znakomicie urządzone, rewelacyjnie wyposażone, świetnie wykonane z doskonałych materiałów. Uff... Wystarczy.

Jako się rzekło, Mercedes nie ulega modom, co nie znaczy, że całkowicie lekceważy ducha czasów. Testowany przez nas samochód był napędzany układem hybrydowym, na który składa się sześciocylindrowy silnik spalinowy o pojemności 2996 ccm i mocy 333 KM oraz wspomagający go silnik elektryczny 85 kW. Moc systemowa całości wynosi 440 KM. Maksymalny moment obrotowy: 650 Nm.

Taki zestaw silników, współpracując z siedmiostopniową automatyczną skrzynią biegów i napędzając tylne koła, zapewnia ogromnej i ciężkiej limuzynie bardzo dobre osiągi: przyspieszenie od 0 do 100 km/godz. w ciągu 5,2 sekundy, prędkość maksymalna ograniczona elektronicznie do 250 km/godz. Tak podają dane fabryczne, lecz wrażenia z jazdy są nie gorsze. Auto jest bardzo dynamiczne, a jednocześnie zaskakująco zwinne i bardzo stabilne nawet na szybko pokonywanych zakrętach. Pneumatyczne zawieszenie Airmatic o dwóch trybach pracy (komfortowy i sportowy) niemal perfekcyjnie izoluje podróżnych od nierówności nawierzchni. Z naciskiem na słowo "niemal". To samo można powiedzieć o izolacji akustycznej wnętrza samochodu: w kabinie jest bardzo cicho, co nie znaczy, że zupełnie nie docierają do niej odgłosy z zewnątrz.

Napęd "naszego" mercedesa to hybryda typu plug-in, z akumulatorami ładowanymi ze zwykłej instalacji domowej poprzez gniazdko ukryte w tylnym zderzaku. Wyłącznie "na elektryce" można przejechać do 33 km i rozpędzić się maksymalnie do 140 km/godz. Niestety, obecność baterii zmniejsza i tak już nieprzesadną pojemność bagażnika i, tworząc wysoki uskok we wnętrzu kufra, ogranicza jego funkcjonalność.

Jako żart traktujemy podawane przez producenta średnie zużycie paliwa, które rzekomo miałoby wynosić zaledwie 2,8 l/100 km. Nam komputer pokładowy pokazał średnie spalanie na poziomie 11-13 l/100 km. Nie tylko z tego powodu w polskich realiach hybryda, której ceny zaczynają się od ok. 510 000 zł (testowany egzemplarz kosztuje prawie 700 000 zł), stanowi pewnego rodzaju egzotyczną ciekawostkę. Oszczędni nabywcy wybiorą zapewne dużo, dużo tańszego diesla. Ci, którzy cenią ekstremalnie sportowe doznania, sięgną po AMG S 63 V8, a ci z najgrubszymi portfelami zainteresują się maybachem. Co nie zmienia faktu, że w każdej wersji mercedes klasy S dla wielu osób pozostaje niedoścignionym wzorcem luksusowej limuzyny. I słusznie.   

 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Mercedes S Klasa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy