Mercedes-AMG GT 63 S 4-drzwiowe coupe. Wygląda jak sedan, ale to wcielony potwór

Jedną z rzeczy, jakiej nie można odmówić Mercedesowi, jest wyjątkowo szeroka gama modelowa, w której nie brakuje aut zupełnie niszowych. Jak na przykład testowane AMG GT 63 S 4-drzwiowe coupe, czyli supersportowe coupe przerobione na limuzynę. A może to limuzyna przerobiona na coupe? Sprawdźmy!

Jakie znacie segmenty samochodów, które już dawno przestały być popularne i są na granicy wymarcia? Na przykład kompaktowe sedany w Europie. Mercedes ma dwa takie modele. Nikt też już nie chce kupować kabrioletów, prawda? Do wyboru mamy aż sześć takich modeli z gwiazdą na grillu! A ile według was szanujący się producent aut premium, powinien mieć sedanów (lub sedanopodobnych) modeli w klasie wyższej? Jeden wystarczy? Mercedes ma trzy.

Wszystkie one bazują na zwykłej klasie E, ale każdy próbuje nas przekonać, że powstał dla zupełnie innego klienta. Sama klasa E to oczywiście klasyka gatunku - typowy sedan, przeznaczony dla osób lubiących konwencjonalne podejście do motoryzacji i ceniących sobie elegancję trójbryłowego nadwozia. Druga propozycja to CLS - trzecia generacja protoplasty "czterodrzwiowych coupe" (a zapewne także dał on impuls do stworzenia pierwszego "SUVa coupe"). No i jest jeszcze model o dźwięcznej nazwie AMG GT 4-drzwiowe coupe, który jest 5-drzwiowym liftbackiem (logiczne), obiecującym wygląd oraz emocje supersportowego coupe. Prawdopodobnie zauważyliście już, że chcemy wam powiedzieć więcej właśnie na temat ostatniego z tych modeli, więc przejdźmy do konkretów.

Reklama

Wbrew pozorom "czterodrzwiowe" AMG GT nie powstało poprzez dołożenie dodatkowej pary drzwi do klasycznej wersji coupe. Tak jak w przypadku Porsche Panamery i 911, styliści jedynie inspirowali się liniami mniejszego modelu. I trzeba przyznać, że designerzy Mercedesa wiedzieli co robią - jeśli nie macie w pamięci każdego detalu obu modeli, to pasy przednie i tylne wydają się do siebie łudząco podobne (choć przyznajemy, przednie reflektory różnią się dość znacznie). Najważniejsze jest to, że chociaż mówimy o aucie o pół metra dłuższym (aż 505 cm!), to cała jego sylwetka, mocno opadająca linia dachu i wąskie okna, faktycznie przywodzą na myśl sportowe coupe. AMG GT 4-drzwiowe coupe w żadnym razie nie wygląda jak sedan, któremu ktoś mocno obniżył z tyłu dach, żeby uzasadnić przyczepienie znaczka "sport". On faktycznie wygląda jak pojazd stricte sportowy, szczególnie z pakietem aerodynamicznym AMG, oddającym między innymi stały spojler na tylnej klapie.

Wrażenie to nie mija, kiedy wsiadamy do środka. Dwa ekrany o przekątnej 12,3 cala są co prawda takie same, jak na przykład w klasie E, podobnie jak "turbinowe" nawiewy (zapożyczone z wersji coupe). Natomiast konsola środkowa, przeniesiona została już z "klasycznego" AMG GT. Jest szeroka, wysoko poprowadzona, umieszczono na niej szereg przełączników sterujących podzespołami samochodu (poręczne rozwiązanie, ale przy zdublowaniu tych funkcji na kierownicy, jedno z nich wydaje się niepotrzebne), a także kompaktowy wybierak automatycznej skrzyni, który jest tradycyjny dla modeli AMG, ale od czego Mercedes odszedł już w pozostałych modelach.

Najważniejsze są jednak fotele. Jeśli kiedyś nazwaliście "kubełkowymi" fotele w jakimś aucie tylko dlatego, że miały zintegrowane zagłówki, to powinniście usiąść w tych z AMG GT. Są głębokie, ciasne i niewygodnie się z nich wysiada. Są idealne. Dobitnie przypominają nam, że mamy do czynienia z samochodem prawdziwie sportowym i są już czymś niespotykanym w modelach popularnych marek (kiedyś podobne fotele można było zamawiać na przykład do najmocniejszych Audi). Wbrew pozorom okazują się przy tym całkiem wygodne, mają wszechstronną regulację elektryczną (również szerokości boczków siedziska i oparcia) i można do nich zamówić wentylację (co jest właściwie ewenementem przy tak cienkiej konstrukcji i bardzo przydaje się latem).

No dobrze, mamy sportową prezencję, sportowe fotele i niską pozycję za kierownicą. A co pod maską? AMG GT 4-drzwiowe coupe jest w założeniu, tak samo jak "klasyczne" AMG GT, modelem marki AMG właśnie, a nie po prostu usportowioną wersją Mercedesa. Możemy więc wybierać wyłącznie z gamy jednostek przygotowywanych w Affalterbach. A wybór wbrew pozorom jest całkiem niezły - zaczynamy od wersji 43 o mocy 367 KM (jako jedyna dostępna również z napędem wyłącznie na tylne koła), a kończymy na testowanej 63 S. Pod jej marką pracuje dobrze znane, podwójnie doładowane V8 o pojemności 4 litrów. Silnik ten znajdziemy w większości modeli AMG i dostępny jest w różnych wersjach mocy, ale jego najmocniejsza inkarnacja występuje wyłącznie w "czterodrzwiowym" AMG GT. Do dyspozycji kierowcy jest aż 639 KM i 900 Nm maksymalnego momentu obrotowego (dostępny od 2500 do 4500 obr./min).

Chyba nikogo nie musimy przekonywać, że efekty zastosowania tak mocarnego agregatu są po prostu piorunujące. Przyspieszenie do 100 km/h trwa jedynie 3,2 s, a prędkość maksymalna nie została w żaden sposób ograniczona i wynosi 315 km/h. I nie myślcie, że tylko na papierze AMG GT 4-drzwiowe coupe zapewnia wrażenia na poziomie supersamochodu. Mimo że ma ponad 5 metrów długości i waży ponad 2,1 t, ma agresywną i narwaną naturę. W trybie Race (i w sumie w Sport i Sport+ też) każde mocniejsze wciśnięcie gazu powoduje uderzenie głów pasażerów w zagłówki, a każde zdjęcie z niego nogi kwitowane jest donośnymi wystrzałami z wydechu. Kiedy natomiast wciśniecie gaz do podłogi... to lepiej tego nie róbcie, jeśli nie macie doświadczenia z naprawdę szybkimi samochodami. Zdławienie oddechu i widzenie tunelowe gwarantowane.

Ekstremalne wrażenia czekają nas również w zakrętach. Utwardzane i obniżane zawieszenie, skrętna tylna oś oraz elektronicznie sterowana blokada tylnego dyferencjału skutecznie dbają o to, żebyśmy zapomnieli w jak dużym i ciężkim aucie siedzimy. Układ kierowniczy jest bardzo bezpośredni, a samochód błyskawicznie reaguje na polecenia. O bezpieczeństwo dba co prawda napęd na wszystkie koła, ale preferuje on tylną oś, a do tego możliwe jest odłączenie przedniej (w wiele mówiącym trybie Drift). Do tego dochodzą jeszcze takie elementy, typowe dla świata supersportowych maszyn, jak aktywna aerodynamika (klapy w przednim zderzaku, spojler) oraz dynamiczne mocowania silnika. No i hamulce - kompozytowe tarcze o średnicy 390 mm (przód) i 360 mm (tył) oraz sześciotłoczkowe zaciski (z tyłu jednotłoczkowe).

Innymi słowy, Mercedes-AMG GT 63 S 4-drzwiowe coupe 4MATIC+ (tak - to pełna nazwa modelu, nie - nie mamy stuprocentowej pewności czy wszystkie człony podaliśmy w dobrej kolejności) nie tylko sprawia wrażenie rasowego sportowca w skórze "pięciodrzwiowej limuzyny", on faktycznie jest sportowcem. Ze wszystkimi tego konsekwencjami. Choćby taką, że nawet w trybie Comfort czujemy się jak samochodzie prawdziwie rasowym - nie jest bardzo twardo, ale na większych nierównościach będziemy podskakiwać wraz z całym autem (i to pomimo "pneumatyki"). Fotele są świetne, ale jak wspominaliśmy, niewygodnie się na nie wsiada, a jeszcze niewygodniej wysiada, zaś rasowy dźwięk silnika cały czas pozostaje w tle.

Względy praktycznie nie mają się źle, choć bagażnik o pojemności 395 l nie imponuje (przebija go na przykład znacznie mniejsza klasa E coupe), a próg załadunku jest bardzo wysoki (zapewne chodziło o zwiększenie sztywności nadwozia). Z kolei miejsca z tyłu wystarczy dla dwóch dorosłych osób, ale plastikowe wgłębienie i dwa uchwyty na napoje, które przedzielają miejsca siedzące trudno traktować w innej kategorii, jak nieprzemyślanego projektu. Jeśli już to powinien tu się znaleźć zasuwany schowek oraz podłokietnik. A podłokietnik otrzymamy dopiero decydując się na trzyosobową kanapę, ale trzecia osoba usiądzie tu jedynie za karę (kanapa nadal jest wyprofilowana pod dwie osoby, a do tego tunel środkowy poprowadzono wysoko), a dwie po bokach nie będą mogły już liczyć na niezłe trzymanie boczne z konfiguracji dwuosobowej. Cóż, to może warto dopłacić do "konsoli biznesowej z tyłu" za skromne 15 807 zł, która daje podróżnym do dyspozycji porządne schowki, ekran dotykowy, wygodny podłokietnik i przede wszystkim oddziela od siebie i zapewnia dobre oparcie podczas szybkiej jazdy. Wiecie, ogólnie robi wszystko to, czego oczekujemy po aranżacji drugiego rzędu siedzeń w czteroosobowym, supersportowym aucie luksusowym.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Mercedes-AMG GT 4-drzwiowe coupe ma kilku rywali, choćby Audi RS7 Sportback i BMW M8 Competition Gran Coupe, ale to błędne porównanie. Dla tych modeli konkurentem jest AMG CLS (choć nadal niedostępny w wersji 63 - czyżby pojawiła się obawa zbyt mocnej wewnętrznej rywalizacji?). Wymienione modele konkurencji też są obłędnie szybkie, ale pozostają przy tym komfortowe, przypominając, że bazują na luksusowych limuzynach. Brak im tej agresji i bezkompromisowego charakteru, jakie cechują AMG GT. Nawet Porsche Panamera, choć zawsze była wzorem sportowej limuzyny i której klientów bez wątpienia chcieli podebrać panowie z Mercedesa, nie jest bezpośrednim konkurentem. Chociaż wspaniale się prowadząca i zwarta, pozostaje komfortowa i nie jest tak głośna oraz agresywna, jak AMG. Ponadto w topowej wersji Turbo S (680 KM) jest hybrydą, cięższą o prawie 400 kg. No i nawet Porsche nie oferuje do swojego modelu "kubełków".

Mercedes-AMG GT 63 S 4-drzwiowe coupe to prawdziwie unikalna propozycja na rynku, której charakter jest pochodną wyjątkowo szerokiej gamy modelowej marki. Mając już sportowe wersje limuzyny oraz limuzyny udającej coupe, Mercedes musiał stworzyć coś, co będzie się od nich odróżniało. Dlatego inżynierowie z Affalterbach otrzymali zadanie stworzenia limuzyny o bezkompromisowym charakterze supersportowego coupe. Oczywiście można ją zamówić z wygodnymi, wielokonturowymi fotelami, beżową tapicerką i 6-cylindrowym silnikiem z układem mikrohybrydowym. Pytanie tylko na ile warto dopłacać do auta zapewniającego wrażenia z jazdy typowe dla supersportowego coupe, aby nadawać mu charakteru luksusowej limuzyny. A dopłacać trzeba sporo - około 90 tys. zł w stosunku do CLSa z tym samym silnikiem i niemal 170 tys. zł w porównaniu do klasy E!

No dobrze, to ile trzeba w sumie zapłacić za AMG GT 4-drzwiowe coupe? Cennik otwiera kwota 426 300 zł za 367-konną odmianę 43 z napędem na tył. Testowana topowa odmiana 63 S to już wydatek 821 200 zł, a "nasz" egzemplarz wymagał dopłaty 200 tys. zł. Niewyobrażalna ilość pieniędzy, ale najbardziej zbliżone modele konkurencji też potrafią po doposażeniu dobić do miliona.

Michał Domański

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy