Mazda MX-5. Fizyczna jedność z... samochodem

Niełatwo spotkać człowieka, z którym od razu udaje się poczuć jedność. Nie mówię, że nie jest to w ogóle możliwe, ale na pewno zdarza się bardzo rzadko. Przeważnie relacja na różnych etapach i różnych poziomach wymaga czasu na zgranie potrzeb i oczekiwań obu stron. Tym bardziej nie spodziewałam się, że można poczuć aż w takim stopniu fizyczną jedność z... samochodem. A stało mi się tak z najnowszą mazdą MX-5 SkyPassion.

Zanim jednak do niej wsiadłam usłyszałam, że, niestety, ani fotel, ani kierownica nie są regulowane we wszystkich płaszczyznach - fotel przesuwa się tylko w przód i w tył, a kierownica jedynie w górę i w dół.  Pomyślałam, że w sportowym, nisko osadzonym kokpicie będę mieć spory kłopot z widocznością. Nic bardziej mylnego, bo okazało się, że wszystko miałam pod całkowitą kontrolą. No Azjaci po prostu! Lubię ich.

Nowa mazda, tak jak jej poprzednie wersje, ma niewielkie gabaryty -   mierzy 3915 mm długości, 1735 mm szerokości (bez lusterek bocznych) i zaledwie 1230 mm wysokości. Jak na prawdziwego japońskiego roadstera przystało, niewiele też waży. Projektantom czwartej generacji udało się zmniejszyć masę auta do tony. Ja również nie grzeszę ani wzrostem (1560 mm), ani wagą (46 kg), więc może właśnie dlatego wkomponowałam się w małą Mazdę idealnie. Myślę nawet, że osobie większej ode mnie mogłoby nie być równie wygodnie, chociaż kolega (ponad 180 cm wzrostu), przekazujący mi kluczyki, był innego zdania. Cóż, ja i tak wiem swoje. 

Reklama

Wnętrze samochodu skromne, ale przykuwające uwagę. Kubełkowy, czarny skórzany fotel z czerwonymi przeszyciami gwarantował doskonałe trzymanie boczne, a wraz ze sztywno opinającymi ciało pasami bezpieczeństwa pozwolił w niezwykły sposób poczuć samochód plecami, co robiło na mnie ogromne wrażenie szczególnie podczas pokonywania zakrętów. Idealny rozkład mas pomiędzy osiami (50:50) oraz najniżej położony środek ciężkości w historii tego modelu dodatkowo uprzyjemniał wchodzenie w łuki. Czuło się tę równowagę, wyważenie, stabilność i, co najważniejsze - zespolenie w jedno.

To, że nowy roadster Mazdy jest dla mnie idealny, wiedziałam już od momentu, gdy pierwszy raz wcisnęłam (na śliskiej nawierzchni szczególnie czuły) pedał gazu i wyjechałam na drogę. To wtedy poczułam, że stanowi przedłużenie moich kończyn, a to rzadkie odczucie w samochodzie. I to przy pierwszej jeździe. Auto jest lekkie, zwinne i doskonale reaguje na polecenia. Oczywiście poza zakrętami i startem na speedzie, gdy traciłam nad nim kontrolę, ale właśnie tego zachowania oczekiwałam, gdy wyłączyłam układ ESP.

Testowałam samochód przy temperaturze - 8°C i głównie na ośnieżonej nawierzchni, więc nie mogłam pozwolić sobie na zbyt wiele szaleństw jadąc ulicą wraz z innymi uczestnikami ruchu drogowego. Jednak późnym wieczorem udało mi się znaleźć odpowiednie miejsce, by wypróbować samochód przy ostrzejszych dohamowaniach i amatorskim driftingu. Mazda MX-5 z napędzającym tylną oś silnikiem 2.0 160 KM i 6-biegową manualną skrzynią biegów daje w takich warunkach dużo satysfakcji. I, jak się okazało, nie jest aż tak trudno nad nią zapanować.

Jazda z otwartym dachem zimą generuje dodatkowe atrakcje. System szyb świetnie osłania od wiatru, a podgrzewane fotele zapewniają ciepło i komfort. Oczywiście czapka, szalik i rękawiczki są akcesoriami niezbędnymi. 

Japoński roadster ma, moim zdaniem, jedynie dwa minusy. Pierwszy wynika z umiejscowienia przycisków na panelu środkowym, sterujących systemem multimedialnym. Beznadziejny pomysł, by umieścić je akurat pod moim łokciem. Drugim minusem jest słabe wyciszenie kokpitu, które mocno daje znać o sobie już przy 120 km/h. Choć z drugiej strony jest to niezły sposób, by bez konsekwencji pokłócić się z partnerem, szczególnie takim, z którym czujemy mniejszą jedność niż z samochodem. Można wszystko z siebie wyrzucić,  bo nie ma możliwości, by się wzajemnie usłyszeć. Ostatecznie można też podkręcić muzykę...

Mazda MX-5 to trzeci samochód  z napędem na tył, którym w życiu jeździłam. I przyznaję, że chyba najlepiej mi z nią poszło, bo udało mi się ją nieco okiełznać. Prawdopodobnie w dużej mierze jest to efekt tego, że tak dobrze czułam ten samochód, wzajemnie na siebie reagowałyśmy. Nic jednak dziwnego skoro mottem używanym przez Mazdę przy opracowywaniu wszystkich generacji modelu MX-5 jest fraza "Jinba ittai"( "jedność konia i jeźdźca").

Efekt jedności potęguje wstępne założenie twórców MX-5, którzy za cel postawili sobie stworzenie sportowego samochodu dla amatorów wyścigowej jazdy. Bądź co bądź prowadziło mi się ją znakomicie.

I ta czerwień nadwozia.... Metaliczny trójwarstwowy Soul Red. Pełen zachwyt. Wszyscy możecie mi teraz zazdrościć! Zdecydowanie bardziej niż nowej i pięknej kiecki... 

Magdalena Tyrała

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy