Lexus LC 500 Convertible - zrodzony z pasji
Test samochodu, a tytuł jak z broszury reklamowej? Być może, ale prawdą jest, że LC to samochód, który miał nigdy nie powstać. Zaprojektowano go jako kolejny, fantazyjny koncept, którym Lexus chciał pokazać, na co stać jego stylistów i w jakim kierunku podąży design jego kolejnych modeli. Odbiór auta był jednak tak dobry, że Japończycy zdecydowali się wprowadzić go do sprzedaży w niemal niezmienionej formie. Podobnie wyglądała historia otwartej wersji tego modelu.
Samochody koncepcyjne rządzą się swoimi prawami, a jednym z najważniejszych z nich jest to, że projektanta ogranicza wyłącznie własna wyobraźnia. Nie mają znaczenia koszty, ani tym bardziej aspekty praktyczne - przecież takie auto nigdy nie wejdzie do produkcji, więc nie ma znaczenia, jeśli jakieś rozwiązania byłyby bardzo kłopotliwe i drogie w seryjnej produkcji, albo czy klienci narzekaliby na jakąś niepraktyczność. Tym większe uznanie dla Lexusa, że udało mu się taki właśnie, z założenia mało realistyczny projekt, wprowadzić w życie i to bez większych zmian.
Zbliżona sytuacja miała miejsce w przypadku LC Convertible. Stworzenie otwartej wersji to niemałe koszty, a samochody takie stanowią coraz mniejszą niszę na rynku. Opłacalność takiego przedsięwzięcia może być wątpliwa, szczególnie że już wersja coupe model Lexusa jest autem niszowym. Dlatego też chociaż o kabriolecie na bazie LC mówiło się od jakiegoś czasu, jego los był bardzo niepewny. Zaprezentowany rok temu jego prototyp teoretycznie wskazywał, że projekt otrzymał zielone światło, ale pozbawiony dachu LFA miał aż dwa prototypy, a ostatecznie nie wszedł do produkcji.
LC Convertible na szczęście nie podzielił jego losu, a my niedawno mieliśmy możliwość przetestowania go na polskich drogach. Już na wstępie musimy przyznać, że samochód ten wygląda po prostu zjawiskowo. Pomimo czterech lat obecności na rynku, stylistyka LC ani trochę się nie zestarzała, ani nie opatrzyła. W wersji pozbawionej dachu ma w sobie nie mniej elegancji, a do tego nabrał więcej lekkości. Co ważne, miękki dach (pierwszy w historii Lexusa) bardzo udanie odtwarza linię wersji coupe (choć oczywiście nie w stu procentach), przez co nawet po jego założeniu, auto nie traci wiele ze swojego uroku.
Sam dach składa się w jedynie 15 sekund i można nim operować przy prędkościach do 50 km/h. Po założeniu bardzo skutecznie izoluje podróżnych od zewnętrznych hałasów, a wykończenie jego wewnętrznej części sprawia, że mamy wrażenie podróżowania coupe. To częściowo także zasługa aktywnego systemu redukcji hałasu, który dba o to, żeby otoczenie nie zakłócało spokoju podróżnych.
LC 500 Convertible to, podobnie jak coupe, prawdziwe gran turismo pozwalające na pełne relaksu pokonywania nawet bardzo dużych dystansów. Dba o to całkiem komfortowe zawieszenie, wyjątkowa jakość materiałów użyta do wykończenia wnętrza (w testowanej wersji była to między innymi skóra półanilinowa) oraz świetne nagłośnienie Mark Levinson. Podobnie też jak w wersji coupe, warto czasem zjechać z głównej drogi i poszukać górskich serpentyn.
Kabriolet dostępny jest tylko w wersji 500 (coupe kupimy także w odmianie 500h, czyli hybrydowej), co oznacza prawdziwą perełkę w świecie współczesnej motoryzacji. Pod maską pracuje 5-litrowe, wolnossące V8 o mocy 464 KM, które podczas codziennej jazdy pieści nasze uszy głębokim basowym pomrukiem i pojawiającym się od czasu do czasu gulgotem. Już spokojna jazda potrafi wywołać uśmiech na twarzy kierowcy, a co dopiero kiedy mocniej wciśniemy gaz. Producent podaje, że sprint do 96 km/h (najwyraźniej robiono tylko pomiar do 60 mph) trwa 4,6 s, a prędkość maksymalna wynosi 270 km/h.
Trzeba jednak pamiętać, że z tym autem nie ma żartów i mocne wciskanie gazu sprawia, że staje się ono wręcz narowiste, tylna oś z łatwością zrywa przyczepność, a kontrola trakcji ma pełne ręce roboty, żeby LC nie wymknął się kierowcy spod kontroli. Podczas wkręcania się na obroty, silnik zaczyna wydawać coraz ostrzejsze brzmienia, by wspaniałe apogeum dźwięków osiągnąć pod koniec skali obrotomierza (czyli przy 7100 obr./min). Trochę nostalgiczne przeżycie znowu obcować z wolnossącym, wysokoobrotowym V8 w nowym samochodzie. Szkoda tylko, że tak jak do tej pory, charakterystyka układu napędowego nie ma większego związku z wybranym trybem jazdy. Nawet po wybraniu Sport S+ musimy liczyć się z wyraźnym opóźnieniem skrzyni i silnika. Dopiero kiedy swoim stylem jazdy "damy do zrozumienia", że chcemy jechać sportowo, przekładnia zacznie utrzymywać wysokie obroty silnika i zmieniać przełożenia z szarpnięciem, a także redukować podczas dohamowania do zakrętu. Zmiana charakteru auta jest wtedy wręcz zaskakująca.
LC 500 sporo frajdy daje także podczas jazdy po serpentynach, chociaż trzeba pamiętać o dwóch rzeczach. Po pierwsze ostrożnie z gazem na wyjściu z zakrętu, a po drugie auto waży 2 tony. Trudno uciec od tego drugiego faktu, ale podczas szybkiej jazdy, bez prób szukania granic przyczepności (czyli takiej, do jakiej stworzono takie gran turismo), nie będziemy mieli na co narzekać.
O zaletach LC Convertible moglibyśmy pisać jeszcze długo, ale do tej beczki miodu musimy niestety dodać łyżkę dziegciu. Trudno przejść obojętnie na przykład koło multimediów stosowanych przez Lexusa, które mają niedzisiejszą grafikę, a obsługuje się je za pomocą touchpada, co jest niewygodne i zbyt absorbujące. Z tym wiąże się kolejna kwestia - w kabrioletach szczególnie jesteśmy narażeni na warunki atmosferyczne i o wiele częściej, niż w innych samochodach, korzysta się w nich z ogrzewania oraz wentylacji siedzeń. Niestety podobnie jak w wersji coupe zabrakło dla tych funkcji dedykowanych przycisków, a nawet jednego przycisku wywołującego odpowiednią opcję na ekranie. Musimy wejść do menu głównego, następnie wybrać menu klimatyzacji, w nim wybrać ogrzewanie i wentylację foteli, a następnie określić co i w jakim fotelu chcemy uruchomić. W ten sam sposób obsługuje się także nawiew ciepłego powietrza na karki podróżnych z przodu. Jedynym wyjściem z tej sytuacji jest włączenie funkcji Lexus Climate Concierge, która automatycznie dostosowuje ustawienia klimatyzacji, ogrzewania i wentylacji foteli oraz nawiewu w zagłówkach, zależnie od temperatury oraz tego czy jedziemy z dachem otwartym czy zamkniętym.
Lexus sporo uwagi poświęcił dachowi LC Convertible i często podkreśla jak zmyślnie chowa się on między kolumnami tylnego zawieszenie, że jego szkielet wykonano z magnezu i aluminium, dzięki czemu środek ciężkości znajduje się niżej, niż w wersji coupe. Szkoda że tyle samo uwagi nie poświęcono osłonie przeciwwiatrowej. Między zagłówkami tylnych siedzeń znajduje się mała szybka, która pełni rolę symbolicznego deflektora, ale w większości przypadków to za mało i konieczne jest wyjęcie windshota z bagażnika i ręczne umocowanie go za przednimi fotelami. Co więcej, miejsca jest tam na tyle mało, że nie da się go złożyć na płasko, kiedy nie jest potrzebny (jak w każdym czteroosobowym kabriolecie), a można jedynie odchylić nieco do tyłu. W aucie tak ekskluzywnym i dopracowanym wygląda to jak niedopatrzenie. Przykładowo Mercedes w swojej klasie S zastosował wysuwaną pionową siatkę za tylną kanapą oraz wysuwany spojler z ramy przedniej szyby, dzięki czemu podróżni chronieni są przed wiatrem, a z tyłu nadal ktoś może usiąść. Na obronę możemy jedynie dodać, że inny konkurent - BMW serii 8, także ma zwykły, ręcznie montowany wiatrołap.
Wspomnijmy także o kwestiach praktycznych, które w takich autach mają znaczenie trzeciorzędne, ale mogą być odczuwalne dla właściciela LC Convertible. Podobnie jak w coupe ilość miejsca na nogi z tyłu jest właściwie zerowa i pomimo tego, że auto ma 477 cm długości, trudno tam będzie zmieścić nawet dzieci. I również podobnie jak w coupe, bagażnik jest wręcz symboliczny. Lexus podkreśla, że zmyślna konstrukcja dachu i zarządzanie przestrzenią, sprawiły, że nie ogranicza on kufra po złożeniu. Co z tego, skoro zamiast 197 l w coupe, mamy tutaj 149 l. Konkurenci przebijają to ponad dwukrotnie.
Tak jak wspomnieliśmy LC Convertible występuje tylko w jednej wersji silnikowej, a do wyboru są dwa poziomy wyposażenia. Prestige wyceniono na 632 tys. zł a testowane Superturismo na 699 tys. zł. Do tego doliczyć trzeba jeszcze 7500 zł za lakier oraz 23 500 zł za pakiet z 21-calowymi felgami, nakładkami na progi z włókna węglowego oraz wyświetlaczem head-up. Poza tym wyposażenie standardowe jest kompletne.
Nie będziemy ukrywać, że uwielbiamy takie historie. Model który miał nie powstać, oferowany jest z nadwoziem, od którego wszyscy odchodzą, a na dodatek jedyny silnik w nim dostępny, wszędzie indziej odszedł w niepamięć. Tym większy szacunek dla Lexusa, że zdecydował się na stworzenie takiego auta, który jest laurką skierowaną do fanów motoryzacji. Ale nie tylko dlatego jest on wyjątkowy. To luksusowy pożeracz kilometrów, który skrzętnie ukrywa swoją naturę drapieżnika, ale odpowiednio potraktowany, pokazuje na co go stać. Ma swoje wady, ale po zajęciu miejsca za kierownicą, nadzwyczaj łatwo o nich zapomnieć. To także świetna propozycja dla osób, które chcą się wyróżnić. Już spotkanie LC coupe na naszych drogach graniczy z cudem i tym bardziej (niestety) będzie się to tyczyło wersji Convertible.
Michał Domański