Lexus IS 250 F-Sport. Auto inne niż wszystkie
Samochody Lexusa kojarzą się jednoznacznie z komfortem i luksusem. Markę tę zwykło się nawet nazywać „japońskim Mercedesem”, ale w jej gamie jest model, który od samego początku chciał być raczej postrzegany jako „japońskie BMW”.
Mowa oczywiście o modelu IS, który po raz pierwszy pojawił się na rynku w 1998 roku. Ten sedan (a od 2001 roku również kombi) klasy średniej, miał zupełnie inny charakter od pozostałych samochodów Lexusa. Wyróżniał się całkiem ciekawą stylistyką, charakterystycznymi zegarami z prędkościomierzem niczym zegarek naręczny (z kontrastującą tarczą i umieszczonymi w niej mniejszymi wskaźnikami) i dość sportowo zestrojonym układem jezdnym. Europejska paleta jednostek ograniczała się do dwóch rzędowych "szóstek" o pojemności dwóch i trzech litrów.
Druga generacja IS-a (od 2005 roku) pokazała, że Lexus może być naprawdę ładnie i dynamicznie wystylizowany. Auto samym już swoim wyglądem budziło emocje, nic więc dziwnego, że zdecydowano się na stworzenie na jego bazie odmiany IS-F z 5-litrowym silnikiem V8 (i nietypowymi zegarami z wielkim obrotomierzem). W sprzedaży pojawiła się też wersja F-Sport - pakiet sportowy, który dostępny jest obecnie w każdym Lexusie.
Czego zatem możemy spodziewać się po trzeciej generacji ISa, obecnej na rynku od 2013 roku? Dokładnie tego samego - rzucającej się w oczy stylistyki, sportowego prowadzenia oraz nietypowych zegarów. I to właśnie dostaliśmy, ale tym razem w formie prawdziwej rewolucji.
Kiedy Lexus po raz pierwszy pokazał ISa trzeciej generacji, można było przeżyć mały szok. Takie kształty są dobre dla samochodu koncepcyjnego, ale żeby ktoś zdecydował się na seryjną produkcję? Niewielkie światła główne z pofalowaną dolną częścią, oddzielone od nich LED-y do jazdy dziennej nakreślone zamaszystym ruchem projektanta oraz masywny zderzak robią niezwykłe wrażenie. Również tylne reflektory wyglądają tak, jakby designera poniosła za bardzo fantazja (klosz zachodzi przesadnie daleko na bok auta) po czym ktoś spojrzał na projekt i zamiast go ułagodzić, odparł "o to chodziło"!
Największe wrażenie auto robi jednak na żywo. Szczególnie takie, jak testowany przez nas egzemplarz w wersji F-Sport i pokryty białym, perłowym lakierem. Niewiele jest samochodów, wokół których mamy ochotę chodzić i patrzeć na nie z różnych perspektyw, aby dostrzec kolejne smaczki, przetłoczenia i załamania.
Również wnętrze przeszło rewolucję i, podobnie jak nadwozie, wyznacza kierunek stylistyczny nowych Lexusów (za którym podążyły już niezwykły NX i nowy RX). Uwagę zwraca przede wszystkim niekonwencjonalne ukształtowanie deski rozdzielczej. Panel klimatyzacji umieszczony jest pod dość dużym kątem (i wygląda jak naturalne przedłużenie tunelu środkowego), a przed pasażerem nie znajdziemy zwykłej ściany tworzyw sztucznych, ale dwa wybrzuszenia, z których jedno wyznacza górną część deski rozdzielczej, a drugie schowek.
Siedząc w Lexusie IS mamy wrażenie przebywania w aucie ze wszech miar niezwykłym. Niekonwencjonalnie zaprojektowana deska rozdzielcza sprawia, że przez pierwsze chwile musimy się dobrze rozglądnąć po wnętrzu. Nie wynika to bynajmniej z marnej ergonomii (ta jest na wysokim poziomie), ale z tego, że, podobnie jak nadwozie, z zainteresowaniem je oglądamy.
Wrażenia wizualne są szczególnie pozytywne, jeśli mamy do dyspozycji egzemplarz taki, jak testowany. Czerwona skórzana tapicerka świetnie się prezentuje i nadaje wnętrzu sportowego klimatu, a zegary... No właśnie, też musiały być niekonwencjonalne. Co prawda standardowo w ISie zastosowano dość zwyczajne wskaźniki, ale nie w wersji F-Sport. Tutaj zastąpił je kolorowy ekran, na którym króluje wielki, centralny obrotomierz, otoczony pierścieniem. Kiedy chcemy zmienić jakieś ustawienia pierścień ten odjeżdża na bok (a wraz z nim obrotomierz), tworząc miejsce po lewej stronie na interesujące nas komunikaty. Coś wam to przypomina? Niemal identyczne wskaźniki mogliśmy zobaczyć w Lexusie LFA - supersamochodzie wyprodukowanym w zaledwie 500 egzemplarzach (z których 2 trafiły do Polski). Sam producent nie kryje tego i na liście wyposażenia element ten figuruje jako "kolorowy zegar zespolony inspirowany tablicą przyrządów Lexusa LFA".
Skojarzenia z autem sportowym mamy również wsiadając do ISa. Fotele umieszczono bardzo nisko przez co (przy najniższym ich ustawieniu) mamy wrażenie siedzenia niemal na podłodze, natomiast tunel oddzielający kierowcę i pasażera pociągnięto dość wysoko. W efekcie auto zdaje się nas otaczać i zespalać ze sobą. Kiedy jednak uruchomimy silnik i ruszymy, auto zachowuje się jak typowy Lexus - jest dość wygodnie, silnik pracuje cicho, a 6-biegowy "automat" spokojnie zmienia przełożenia. Gdzie więc te sportowe emocje, które obiecuje stylistyka samochodu?
Dzieli je od nas zaledwie jeden ruch ręką - pokrętłem między przednimi fotelami wystarczy wybrać opcję Sport, aby IS przeszedł prawdziwą metamorfozę. 2,5-litrowe V6 nagle zaczyna bardzo gwałtownie reagować na gaz, a wtóruje mu automatyczna przekładnia. Co prawda 207 KM w aucie klasy średniej cudów nie zdziała (sprint do 100 km/h trwa 8,1 s), ale subiektywne wrażenia zdają się temu przeczyć. To zasługa nie tylko błyskawicznych reakcji na ruch prawej stopy, ale także wydechu, z którego wydobywa się wyjątkowo miłe dla ucha, soczyste brzmienie.
Wersja F-Sport ma nieco twardsze zawieszenie i bardziej bezpośredni układ kierowniczy, niż pozostałe odmiany ISa, co docenimy podczas szybkiej jazdy po krętej drodze. Podobnie jak sportowe fotele, również zarezerwowane dla tej wersji. Dodatkowym smaczkiem jest to, że w trybie Sport obrotomierz ma białą obwódkę, a jego wskazówka pozostawia "ślad" w miejscu, w którym nastąpiła zmiana biegu na wyższy - dokładnie tak, jak w supersportowym LFA.
Gdybyśmy mieli wytknąć ISowi jakieś wady, to... trudno byłoby nam jakieś wskazać. Może przeciętną ilość miejsca na tylnej kanapie - nie jest to samochód rodzinny (chociaż bagażnik o pojemności 480 litrów nie jest złym wynikiem), ale nikt nie mówił, że powinien być. To raczej stylowy sedan dla indywidualisty. Trochę przeszkadzało nam też umiejscowienie uchwytów na napoje - znajdują się w tylnej części podłokietnika, po stronie pasażera. Powoduje to, że, jeśli tam coś wsadzimy, nie może on z niego skorzystać. Dla kierowcy też nie jest to wygodne rozwiązanie - zbyt daleko musi sięgać, aby wziąć do ręki na przykład kubek z kawą, a do tego co chwilę trąca go łokciem. Trzeba też uważać na drogach o złej nawierzchni - seryjne 18-calowe alufelgi z oponami w rozmiarze 225/40 z przodu i 255/35 z tyłu dość łatwo jest uszkodzić.
Jeśli chodzi o ceny, to są one nieznacznie niższe, niż niemieckiej konkurencji. Najtańszy Lexus IS 250 Elite kosztuje 138 700 zł, natomiast wersja F-Sport to wydatek 207 900. Za tę kwotę otrzymujemy jednak niemal pełne wyposażenie - skórzaną tapicerkę, elektrycznie sterowane fotele i kolumnę kierowniczą, podgrzewane i wentylowane fotele przednie, nawigację z 7-calowym ekranem, kamerę cofania, czujniki parkowania (przód i tył), LEDowe światła główne, czy też system ostrzegający przed samochodami w martwym polu.
Lexus IS 250 F-Sport to niezwykły samochód. Niezwykłe jest to jak wygląda, niezwykłe jest też jego wnętrze, a także to, ile przyjemności z jazdy potrafi dać, pomimo relatywnie niepowalających osiągów. Jeśli ktoś chce, może naturalnie wybrać inną wersję - taką z beżową skórzaną tapicerką, wstawkami z drewna bambusowego i hybrydowym napędem. Otrzyma wtedy naprawdę stylową, niedużą limuzynę. My jednak wolimy "naszą" wersję z czerwoną skórą, grafitowymi alufelgami i cudownie warczącym wydechem.
Michał Domański