Fiat 500e made in Torino
Mówiąc lub pisząc o fiacie 500 natychmiast przychodzi nam na myśl fabryka w Tychach, od wielu lat będąca matecznikiem tego modelu. Jednak pierwszy "elektryk" marki Fiat, oznaczony symbolem 500e jest produkowany we Włoszech, w turyńskich zakładach Mirafiori, o czym informuje stylowa, trójwymiarowa inskrypcja w uchwycie bocznych drzwi. Made in Torino...
Właśnie słowo "styl", w różnych odmianach, jest kluczowym określeniem w naszej recenzji elektrycznej wersji nowej generacji "pięćsetki". Podczas gdy większość producentów e-aut skupia się na technologii, Włosi, zgodnie z tradycją, równie jak o treść, dbają o formę.
Ledowe światła, przypominające lekko zmrużone oczy, boczne kierunkowskazy w kształcie lotek, inspirowane detalami kultowego modelu z 1957 r., chromowane listwy, zastępująca klasyczne logo duża liczba 500 w przedniej części pojazdu, efektowne, siedemnastocalowe alufelgi, duży tylny spojler... Jest naprawdę ciekawie. Ba, zadbano nawet o odpowiednią, oryginalną oprawę akustyczną samochodu. Jak się dowiadujemy, jego dźwięk "został zaprojektowany zgodnie z duchem włoskiej kreatywności". Na życzenie może ostrzegać przechodniów, odgrywając kawałek słynnej, filmowej melodii. Żadne tam banalne brzęczyki, czy ostrzeżenia w rodzaju "z drogi, z drogi, bo jadą pierogi!"
500e został zbudowany w oparciu o nową platformę i jest o około 6 cm dłuższy i szerszy od 500 II. Co nie zmienia faktu, że, zachowując geny i charakter pierwowzoru nadal jest maluchem, reprezentantem segmentu A.
We wnętrzu auta dominują twarde plastiki, które jednak nie rażą, bowiem ogólny wystrój kabiny jest, jakby to powiedzieć... No tak - wielce stylowy. Ożywia ją biegnący przez całą szerokość kokpitu pas polakierowany w kolorze nadwozia, w wypadku użyczonego nam egzemplarza - niebieskim Celestial. Tapicerka foteli, jak podkreśla producent, zawiera włókna pochodzące z recyklingu. Konkretnie z plastiku wydobytego z mórz. Kupując fiata 500e przyczyniamy się zatem do ratowania zdrowia i życia wielorybów.
W przedniej części kabiny miejsca nie brakuje i nawet wysoka osoba znajdzie wygodną pozycję za kierownicą lub wyciągnie daleko nogi na sąsiednim fotelu. Drugi rząd siedzeń trzeba traktować awaryjnie. Nie ukrywajmy, ciasno nie będzie tam jedynie dzieciom.
System pokładowej informacji i rozrywki oraz fabryczną nawigację obsługuje się przez duży ekran dotykowy z zaskakująco doskonałą, jak na Fiata, grafiką i przejrzystym menu. Okrągły wyświetlacz przed kierowcą przekazuje najważniejsze i najpotrzebniejsze informacje. I bardzo dobrze, że tylko takie. Jest oddzielny panel sterowania klimatyzacją i osobne pokrętło głośności radia. O oryginalności włoskiego "elektryka" świadczy sposób sterowania automatyczną "skrzynią biegów" - przyciskami P, R, N, D na kokpicie oraz otwierania bocznych drzwi - guzikami na ich poszyciu (choć na wszelki wypadek pozostawiono umieszczone dyskretnie poniżej cięgna, pełniące funkcję klamek).
Źródłem napędu fiata 500e jest silnik elektryczny o mocy 87 kW (118 KM) i momencie obrotowym 220 Nm, czerpiący energię z baterii litowo-jonowej o pojemności 42 kWh. Zapewnia on więcej niż przyzwoitą dynamikę. Prędkość 50 km/godz. osiągamy już po około trzech sekundach, co gwarantuje, jak to u "elektryków", błyskawiczny start spod świateł. Przyspieszenie od 0 do 100 km/godz., równe 9 sekund, też zadowoli większość kierowców. Prędkość maksymalną ograniczono elektronicznie do 150 km/godz.
Katalogowy zasięg, zmierzony w cyklu WLTP, został określony na ok. 320 km. W mieście ma być jeszcze o ponad 100 km większy. W praktyce, jak się przekonaliśmy, trudno osiągnąć wynik lepszy niż jakieś 250 km, ale i taki trzeba uznać za wystarczający, zwłaszcza, że e-fiatem z natury rzeczy jeździ się głównie w mieście. Producent podaje, że podłączając się do ładowarki o mocy 85 kW (jeśli mamy dostęp do takiego urządzenia, o co w Polsce wciąż niełatwo) w ciągu zaledwie 5 minut zwiększymy zasięg o 50 km, czyli tyle, ile wynosi przeciętny dzienny przebieg samochodu w Europie. Pełne naładowanie akumulatora ze zwykłego gniazdka domowego trwa kilkanaście godzin.
Oczywiście rzeczywisty zasięg w dużym stopniu zależy od warunków drogowo-pogodowych, temperamentu kierowcy i wyboru trybu jazdy. Wpływ tego ostatniego czynnika widać od razu na wyświetlaczu. Tryby są trzy, ustawiane pokrętłem na konsoli środkowej: Normal, Range i Sherpa. Nie wiemy, dlaczego ostatni z wymienionych odwołuje się w swojej nazwie do ludu zamieszkującego Himalaje i znanego z pomocy, udzielanej zdobywcom ośmiotysięczników. W każdym razie to on jest najoszczędniejszy - ogranicza prędkość maksymalną do 80 km/godz, wyłącza klimatyzację i podgrzewanie siedzeń. Stłumienie napędu w mieście zazwyczaj nie przeszkadza, a dzięki wspomnianym zabiegom wyraźnie zyskujemy na zasięgu.
Ciekawą funkcją jest "One Pedal Driving", który w zasadzie eliminuje konieczność używania pedału hamulca. Gdy odpuścimy "gaz", samochód zaczyna ostro zwalniać, aż do całkowitego zatrzymania się.
O bezpieczeństwo dba elektronika. Czasem aż za bardzo. Gdy, w wydawałoby się niegroźnej sytuacji, nagle przed twoimi oczami pojawia się na wyświetlaczu wielki, czerwony napis HAMUJ!, możesz się ździebko zdenerwować. Z drugiej strony Fiat chwali się, że dzięki zaawansowanym systemom wspomagania kierowcy, 500e jest pierwszym miejskim modelem, który "oferuje Ci jazdę autonomiczną na poziomie 2". Cokolwiek to znaczy...
Fiatem 500e jeździ się bardzo przyjemnie. Zwrotny, posłuszny (choć naszym zdaniem wspomaganie układu kierowniczego jest trochę zbyt silne), ładnie wpasowujący się w zakręty, stabilny również przy prędkościach autostradowych, a więc bliskich maksymalnej. Na wybojach trzęsie i podskakuje, ale nie aż tak dotkliwie, jak można byłoby się spodziewać po pojeździe o równie niewielkich gabarytach. W sumie fajny samochód dla singla lub pary. Mieszkańców miasta, miłośników włoskiego stylu i nowoczesnych technologii. No i ludzi zamożnych, bo auto, jak się można domyślać, nie jest tanie. W recenzowanej przez nas wersji Icon kosztuje 131 900 zł. I jest to cena promocyjna...