BMW 120d xDrive. Sprawdzamy nową "jedynkę"
Do naszej redakcji dotarła właśnie gorąca nowość - nowe BMW serii 1. Auto, które budzi sporo emocji, głównie za sprawą przejścia na nową, przednionapędową platformę. Fani marki zadają sobie więc pytanie na ile ten kompaktowy model nadal jest "prawdziwym" BMW.
Pierwszą myślą, jaką mieliśmy po spotkaniu z "jedynką", było "jakie to wszystko jest... wielkie". Wielki jest przede wszystkim grill, który wzorem flagowej serii 7, został powiększony do granic możliwości. Od dołu ogranicza go tablica rejestracyjna, a od góry maska, ale i tak jego górna część jest "zawinięta" jakby na nią nachodziła. Innymi słowy, większych "nerek" fizycznie zrobić się nie dało. Duże są także przednie i tylne reflektory, trochę sprawiające wrażenie jakby pochodziły z samochodu o co najmniej rozmiar większego.
Testowany egzemplarz był dodatkowo wyposażony w pakiet sportowym M, dodający nakładki na progi, "napuchnięte" zderzaki z wlotami powietrza oraz dyfuzor z tyłu. To wszystko, wraz z ogromnymi końcówkami wydechu oraz akcesoryjnymi, 19-calowymi felgami sprawia, że testowany egzemplarz prezentuje się dość ostentacyjnie. Ale czy dobrze? To niech każdy sam oceni.
Wnętrze jest identyczne z tym, jakie znajdziemy we wszystkich nowych BMW. Ten sam świetny system multimedialny z obsługą dotykową, pokrętłem między fotelami (całe szczęście!) oraz gestami (w testowanym egzemplarzu nieobecne), te same mało czytelne wirtualne zegary (bez alternatywnych sposobów wyświetlania informacji) oraz ten sam skromny panel klimatyzacji z ekranikiem wciśniętym między środkowe nawiewy.
Najbardziej jednak w oczy rzucają się sportowe fotele ze zintegrowanymi zagłówkami, pokryte czerwoną skórą. Patrząc na nie możemy odnieść wrażenie, że siedzimy w jakiejś usportowionej wersji, podobnie jak chwytając za kierownicę o wyjątkowo grubym wieńcu.
No właśnie - oglądając testowaną "jedynkę", tak z zewnątrz, jak i w środku, można odnieść wrażenie, że jest to "emka". Jak jednak już wiecie po tytule artykułu, nie jest to odmiana M135i o mocy 306 KM, ale 2-litrowy diesel. Inna sprawa, że rozpędzając kompaktowe BMW do 100 km/h w równe 7 sekund, zapewnia osiągi, które jeszcze klika lat temu dałyby mu przepustkę do świata hot hatchy. Nieźle, zważywszy na to, że silnik generuje "tylko" 190 KM.
Tak dobre osiągi są częściowo zasługą świetnie działającej, 8-biegowej przekładni automatycznej oraz napędu na cztery koła, który dba o wzorową trakcję. Oba te elementy są seryjne w odmianie 120d. Mimo to wrażenia z jazdy są raczej mało sportowe. Mocniejsze wciśnięcie gazu spotyka się z niezłą reakcją, ale bynajmniej nie żywiołową. Trudno mówić, aby nabieraniu prędkości towarzyszyły jakieś emocje, ale jest to przypadłość większości diesli.
Na plus należy natomiast zaliczyć działanie napędu na obie osie - w żadnej sytuacji nie poczuliśmy, że 400 Nm maksymalnego momentu obrotowego próbuje zabuksować przednimi kołami. Przynajmniej nie na suchym asfalcie. Z drugiej jednak strony poprzednik z xDrivem nadal dawał wrażenie z jazdy samochodem z napędem na tył. Obecnie tego nie uświadczymy. Nie znaczy to, ze "jedynka" źle się prowadzi, bo prowadzi się bardzo pewnie i neutralnie, ale wrażenia zza kierownicy są jednak inne. Na plus można zaliczyć komfort jazdy, który jest na akceptowalnym poziomie, zważywszy na sportowe zawieszenie i 19-calowe felgi.
Nowe BMW serii 1 wyraźnie różni się od poprzednika i to nie tylko wyglądem, ale również charakterem. Czy to dobrze, czy to źle? Zależy czego oczekujemy. Nie jest to już hatchback, który zza kierownicy może przypominać sportowe coupe, ale chyba nie tego oczekiwała większość klientów. Debiutująca na rynku generacja nadal świetnie jeździ, a do tego jest bardziej neutralna, bezpieczna, lepiej wykonana i nieco bardziej przestronna.
A cena? 120d xDrive wycenione jest na niemal 150 tys. zł, a testowany egzemplarz (z niemal kompletnym wyposażeniem) to koszt około 230 tys. zł.