Jakie podalibyście najważniejsze cechy samochodu sportowego? Mocny benzynowy silnik, napęd na tylne koła... pewnie jeszcze nadwozie coupe, nisko położony środek ciężkości, skrzynia manualna i może na dokładkę szpera. Brzmi dobrze? A co powiecie na przeniesienie tych cech do dużego SUVa? Na dodatek elektrycznego?
Kiedyś sportowe coupe lub modele nawiązujące do nich linią i bryłą były czymś naturalnym. Większość marek miała takie auto w swojej ofercie. A dziś? Dziś przydomek coupe nadaje się SUVom. Takim jak e-tron Sportback, który z prawdziwym coupe ma niewiele wspólnego, ale faktem jest, że wygląda atrakcyjniej i zadziorniej od klasycznej odmiany. Jeśli nie przeszkadza wam, że nie przewieziecie w nim pralki, lodówki albo rowerów, zdecydowanie warto rozważyć zakup właśnie Sportbacka.
Muskularne nadwozie o opadającej linii dachu nie zdradza jednak w żaden sposób sportowych inspiracji. Testowany egzemplarz pokryty niebieskim lakierem i ze srebrnymi detalami, nie prezentował się szczególnie drapieżnie, a jego możliwości delikatnie zdradzały jedynie wielkie, 22-calowe felgi oraz lakierowane na żółto zaciski hamulców. Trudno dostrzec, że mamy do czynienia z usportowioną wersją, a pomóc mogą tu ewentualnie takie dodatki jak bardziej wyrazisty lakier, pakiet czerń oraz karbonowe lusterka.
W aucie sportowym napęd powinien trafiać na tył, najlepiej z mechanizmem różnicowym o ograniczonym poślizgu, żeby lepiej radzić sobie z mocą. Ewentualnie może być też napęd 4x4, ale z odpowiednio dopracowanym rozdziałem mocy między osiami. W elektryku teoretycznie sprawa jest prosta - każda z osi ma swój silnik, więc mogą działać zupełnie niezależnie. Audi poszło jednak o krok dalej.
Przy przedniej osi znajdziemy motor o mocy 213 KM, natomiast z tyłu znalazły się dwa silniki generujące 188 KM każdy - po jednym na koło. To jest dopiero torque vectoring. Audi jest na tyle dumne z tego rozwiązania, że jeszcze przed premierą, zaprezentowało filmik, na którym zamaskowany egzemplarz e-trona S driftuje na torze. To zatem prawdziwy sportowiec z krwi i kości?
Cóż, i tak, i nie. Sprint do 100 km/h w 4,5 s to naprawdę dobry wynik, ale nie dziwi przy mocy systemowej wynoszącej 503 KM. Prawdziwie przytłaczający jest jednak maksymalny moment obrotowy, który wynosi 973 Nm. Elektryki zwykle wciskają w fotel, ale e-tron S Sportback dosłownie w niego wgniata.
Jest jednak pewien problem, a wyraża on się w liczbie 2730 - dokładnie tyle kilogramów waży testowany model. A to niestety jest odczuwalne. Auto błyskawicznie się napędza, a sportowe zawieszenie pneumatyczne stara się utrzymywać nadwozie w ryzach, co udaje mu się całkiem nieźle, lecz nie pozbywamy się wrażenia prowadzenia naprawdę dużego samochodu. Nie znaczy to, że e-tron S Sportback nie potrafi dać przyjemności w zakrętach - nisko położony środek ciężkości oraz progresywny układ kierowniczy dbają o właściwe zachowanie podczas ostrzejszej jazdy. Lecz jeżdżąc nim nie czuliśmy ochoty wybrania się na tor, by poćwiczyć driftowanie.
Co do zasięgu, a więc rzeczy która często budzi większe emocje niż osiągi elektryków, e-tron S Sportback przejedzie według producenta do 379 km na jednym ładowaniu. Podczas naszego testu przejechaliśmy nieco ponad 300 km.
Oceniając e-trona S Sportbacka trzeba jeszcze wziąć pod uwagę jedną rzecz - jego oznaczenie. Zgodnie z nomenklaturą producenta od zapewniania bardzo mocnych wrażeń są "RSy", natomiast "eSki" to auta bardzo szybkie, ale nadal dbające o komfort. Taki też jest właśnie testowany model. Bardzo szybki, ale jednocześnie przyjazny w codziennym użytkowaniu. Nie dokupimy do niego ceramicznych hamulców, ale za to otrzymamy fotele z masażem. Zawieszenie może nazywa się "adaptive air suspension sport", ale wybierając tym Comfort, tylko to czujemy podczas jazdy po nierównych drogach.
Wysoki komfort zapewnia również wnętrze, oferujące sporo przestrzeni także w drugim rzędzie siedzeń. Elektryczny napęd oznacza też brak tunelu środkowego ograniczającego przestrzeń na nogi, a linia dachu chociaż opada, nie przeszkadza nawet dorosłym podróżnym. Bagażnik ma z kolei 555 l, więc całkiem sporo, jak na model w stylu coupe.
Sama deska rozdzielcza nie różni się niczym od słabszych wersji e-trona, zaś sportowe fotele ze zintegrowanymi zagłówkami, są przede wszystkim bardzo wygodne. Biorąc to wszystko pod uwagę, nie dziwi wcale dość stonowane nadwozie. Audi wspomina co prawda o poszerzonych o 23 mm nadkolach, innych listwach i tym podobnych zmianach, ale podobnie jak benzynowe "eSki", to auto nie ma epatować swoją mocą.
Podsumowując Audi e-tron S Sportback niekoniecznie jest rasowym sportowcem, ale to między innymi kwestia elektrycznego napędu, który pozbawiony jest wielu cech, tradycyjnie kojarzonym z emocjami za kierownicą (rasowy dźwięk wydechu, ostre zmiany biegów). Potrafi za to przytłoczyć pasażerów przyspieszeniem, pewnie pokonywać szybkie zakręty, ale przede wszystkim pozostaje luksusowym i przestronnym SUVem.
A do tego mającym naprawdę niezłą cenę. 428 500 zł to oczywiście kupa pieniędzy, ale mówimy o mierzącym 4,9 m SUVie Audi, mającym ponad 500 KM i niemal 1000 Nm. Jego wewnętrzny konkurent (choć można dyskutować, czy nie uplasowany o pół segmentu wyżej) czyli SQ8 ma pod maską 507 KM, a kosztuje 506 200 zł. Z kolei BMW X6 M50i (530 KM) wyceniono na 504 500 zł. Wychodzi na to, że jak na 500-konnego SUVa, e-tron S Sportback to prawdziwa okazja.
***