Nissan Z nareszcie zaprezentowany!

Niemal rok minął od premiery Nissana Z proto - samochodu koncepcyjnego, zapowiadającego najnowszą odsłonę z długiej linii sportowych coupe japońskiej marki. Teraz Nissan nareszcie pokazał produkcyjną wersję modelu Z.

Nie jest wielkim zaskoczeniem fakt, że nowy Nissan Z prezentuje się identycznie jak Z proto. Prototyp pokazany we wrześniu zeszłego roku, wyglądał zupełnie jak samochód produkcyjny - zarówno na zewnątrz jak i w środku. Nie ma więc większego sensu rozpisywać się na temat jego wyglądu, którego atrakcyjność każdy oceni sam. Odnotujmy jedynie, że zachowano tu sporo elementów charakterystycznych dla poprzednich generacji, jak poprowadzenie linii dachu, ukryte klamki czy projekt grilla.

Wnętrze pozostało ciekawą mieszanką nowoczesności oraz tradycji. Z jednej strony mamy ładne i czytelne wirtualne zegary, a z drugiej trzy analogowe wskaźniki na szczycie deski rozdzielczej. Pewnym "pogodzeniem" tych dwóch światów wydaje się być system multimedialny, który dotykowy ekran z niezbyt nowoczesną grafiką, łączy z fizycznymi przyciskami oraz dwoma pokrętłami. Zachowano też osobny panel klimatyzacji, a dźwignia manualnej skrzyni jest wyjątkowo krótka, zapowiadając mnóstwo przyjemności płynącej ze zmiany przełożeń.

Reklama

Pod maskę Nissana Z trafiła 3-litrowa jednostka V6 z podwójnym doładowaniem, generująca 400 KM oraz 475 Nm. Producent nie zdradził niestety jeszcze osiągów modelu. Wiemy natomiast, że oprócz sześciobiegowej przekładni manualnej, będzie dostępny też dziewięciobiegowy "automat". Decydując się na drugą opcję, mamy otrzymać także sportowy tryb jazdy (czy z "manualem" będzie opcjonalny?), wyostrzający reakcję na gaz, utwardzający zawieszenie oraz poprawiający brzmienie wydechu.

Nissan Z już teraz został okrzyknięty najgroźniejszym rywalem Toyoty Supry i trudno się temu dziwić. To dwa legendarne japońskie coupe, które powróciły w nowoczesnym wydaniu. Niestety Supra już na starcie ma dużą przewagę nad Z - Nissan nie zamierza oferować swojego modelu w Europie. Powodem są oczywiście normy emisji spalin. Japończycy bez wątpienia mogliby popracować nad napędem swojego coupe, aby dostosować go do panujących w UE wymogów, ale najwyraźniej jest to gra niewarta świeczki. Wielka szkoda.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy