Wolisz piwo czy kanciaka?

Dwa tysiące złotych. Co można dziś kupić za takie pieniądze?

Uzbrojona w taką kwotę kobieta po ośmiu godzinach sklepowej przygody wróci do domu z parą butów, bluzeczką, torebką i informacją, że po wyczerpaniu środków, "zmuszona była" skorzystać z karty kredytowej. A facet? Niemal tysiąc puszek piwa wydaje się kuszącą propozycją, ale po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw szybko dojedziemy do wniosku, że to jednak głupi pomysł. Po kilku imprezach z kolegami nie zostanie nam nic, poza stertą aluminiowego złomu. A gdyby tak odrobinę zaszaleć i kupić inny, mobilny "złom", który z czasem zyskiwać będzie na wartości?

"Świat się kręci, czas nie stoi, czas ucieka"

Reklama

Moda na popularne w Europie youngtimery zawitała do Polski niedawno. Coraz więcej ludzi świadomie decyduje się na codzienną eksploatacje samochodów, których wiek niewiele odbiega od wieku właściciela.

Niestety polski rynek pojazdów używanych jest bardzo specyficzny, więc znalezienie ładnego BMW E30, mercedesa W126 czy citroena CX jest trudniejsze niż by się mogło wydawać. Żaden z tych pojazdów nie był sprzedawany w naszym kraju jako nowy, nawet popularne do niedawna auta, jak golf serii pierwszej, czy opel ascona w mgnieniu oka znikły z dróg.

Po części stało się tak za sprawą ich naturalnych tendencji do biodegradacji, główną przyczyną masowego wyginięcia była jednak bogata historia większości egzemplarzy, które, często po wypadkach, trafiły do naszego kraju na fali przypływu tzw. "składaków". Dlatego właśnie, ceny aut, które uchowały się przed tą eksterminacją są bardzo wysokie. Jeśli tylko pojazd nie przedstawia coraz modniejszego ostatnio tuningowego trendu o nazwie "rust", rzadko kiedy trzeba za niego zapłacić mniej niż 10 tys. zł.

Na szczęście są jeszcze tego typu samochody, na które pozwolić mogą sobie fani motoryzacji dysponujący niewielkim budżetem. Co więcej, przy cenie średniej klasy telewizora pozwalają one poczuć ducha minionej epoki i zapewniają wrażenia z jazdy bliskie pełnokrwistym oldtimerom.

Najlepszym kandydatem na youngtimerowego "lowcosta" jest obecnie wóz z nadwoziem typu "kareta", który od swojego debiutu w 1967 roku przez wiele lat kształtował krajobraz naszych dróg. Polski fiat 125p.

Auto to jest prawdziwą ikoną polskiej motoryzacji. Bohater "Zmienników" przetrwał w produkcji aż 24 lata, ostatnie egzemplarze wyjechały z Żerania w czerwcu 1991 roku. Co ciekawe, w ogłoszeniach pojazdów z końcowego okresu produkcji jest raczej niewiele. I nie ma się czemu dziwić, bowiem od kiedy w 1983 roku samochód przemianowany został na FSO 1500 (wygasła umowa licencyjna z Fiatem) niemal każda kolejna zmiana konstrukcyjna wynikała z konieczności obniżenia kosztów produkcji.

Auta pozbawione były m.in. montowanych na błotnikach kierunkowskazów, oświetlenia bagażnika, zapalniczki czy programatora pracy wycieraczek. Na kołach pojawiły się tandetne, plastikowe kołpaczki, z drzwi znikły plastikowe listwy boczne. W ostatnich latach wprowadzono jednak kilka udoskonaleń mających na celu zunifikowanie auta z polonezem. Pojawiły się wówczas zmodernizowane jednostki napędowe (napęd rozrządu paskiem zamiast łańcuszka), niektóre egzemplarze wyposażono też w pięciostopniową skrzynię biegów (po 1988 roku).

Za dwa tysiące złotych bez trudu uda się jeszcze kupić zachowany w przyzwoitym stanie egzemplarz, doprowadzenie go do pełnej świetności również nie powinno sprawiać większych problemów finansowych. Części do większości modeli wciąż są jeszcze łatwo dostępne, wymianę większości z nich śmiało wykonać można we własnym zakresie. Oczywiście o ile dysponujemy odpowiednimi pokładami samozaparcia (np. wymiana wysprzęglika może nam zająć cały dzień) i podstawową wiedzą z zakresu mechaniki.

No dobrze, ale czy taki samochód nadaje się jeszcze do jazdy?

"Pędzi życie, nie ma lekko, dobrze wiemy"

Podobnie jak w przypadku większość zachodnich youngtimerów, także "dużym fiatem", wciąż jeszcze jeździć można na co dzień. Oczywiście auto bardziej nadaje się na okazyjne, weekendowe wycieczki niż do codziennej "orki", ale to w końcu typowy "kompakt", tyle tylko, że jego korzenie sięgają jeszcze lat sześćdziesiątych.

We wnętrzu bez problemu pomieści się czteroosobowa rodzina, bagażnik poradzi sobie z tygodniowymi zakupami. Trzeba tylko pamiętać, że te ostatnie powinny być szczelnie zapakowane w plastikowe reklamówki. Tajemnicą przetrwania większości egzemplarzy jest bowiem "smołowe" zabezpieczenie antykorozyjne, które potrafi skutecznie zababrać nie tylko blachy karoserii...

Wnętrze, nawet najmłodszych egzemplarzy, to prawdziwa gratka dla fanów dawnej motoryzacji. Im samochód starszy, tym z większym smakiem traktowano wykończenie kabiny pasażerskiej. Przy odrobinie szczęścia, za wspominaną kwotę uda nam się kupić auto z "bananową" kierownicą (MR 75), chromowanymi klamkami i korbkami w drzwiach, aluminiowymi listwami progowymi oraz tylną kanapą wyposażoną w "ekskluzywny" podłokietnik.

Co ważne, słowo "kanapa" jest w tym przypadku całkowicie uzasadnione i wbrew temu, do czego przyzwyczaiły nas współczesne samochody, nie odnosi się do kawałka wyłożonej gąbką dykty obszytej tandetnym materiałem. Kanapa to prawdziwy wygodny "sprężynowiec" solidnie obity skórą z "plastikowej krowy" (czyli skajem).

Samochód jest świetnym rozwiązaniem, dla wszystkich, którzy chcieliby rozpocząć swoją przygodę nie tylko z dawną motoryzacją, ale i z... tuningiem. Przypominamy, że ten ostatni w swym pierwotnym znaczeniu oznaczał tyle, co "poprawianie po fabryce", co w przypadku popularnego "kanciaka" nie jest wcale trudne. Pierwszym udoskonaleniem, jakie trzeba będzie wprowadzić to inwestycja w pokrowce. I nie chodzi tu bynajmniej o chęć utrzymania w świetnym stanie tapicerki, ale o opiekę nad własnymi plecami, które już po 10 minutach jazdy przyklejają się do dermy. Wyśmiewane niegdyś "pokrowce z misia" i drewniane, splecione żyłką, fotelowe kulki nie były jedynie krzykiem mody.

Każdy świadomy kierowca "kredensa" powinien też wyposażyć swoje cacko w czujnik ciśnienia oleju, który w razie awarii może uchronić nas przed zatarciem silnika. Obowiązkowym wyposażeniem niemal każdego fiata jest również "szpanerski" diodowy wskaźnik ładowania.

"Pamiętamy, szanujemy swe wspomnienia..."

Tak przygotowanym autem wciąż jeszcze całkiem sprawnie poruszać się można po drogach. Oczywiście, jak na samochód, który konstrukcyjnie tkwi jeszcze w latach sześćdziesiątych...

Brak wspomagania kierownicy bardzo utrudnia manewrowanie, z drugiej jednak strony, płaska jak stół, widoczna z kabiny maska pozwala na idealne wyczucie auta na parkingu. Właściciel "kredensa" nie powinien też narzekać na osiągi. Producent podawał, że przyspieszenie do setki samochodu z silnikiem 1,5 AB o mocy 82 KM wynosiło około 14 sekund, w przypadku jednostek AA (75 KM) wartość ta była nieco gorsza (ok. 17 sekund). Oczywiście, nawet fabrycznie nowe pojazdy rzadko kiedy odpowiadały tej specyfikacji (przyspieszenia i prędkości maksymalne zależały od zastosowanego mostu), ale utrzymywanie prędkości podróżnej rzędu 100 km/h nie powinno być najmniejszym problemem. O ile będziemy w stanie zaakceptować potężny, jak na dzisiejsze standardy, poziomu hałasu.

Jazda tym samochodem przenosi kierowcę w czasy, gdy do postawionej przed zakrętem "czterdziestki" podchodziło się z respektem, a wyjazd na wakacje stanowił prawdziwe wyzwanie. Chociaż samochód dysponuje całkiem sprawnymi hamulcami (ich bolączka to zapiekające się tłoczki) prowadzenie wymaga dużo wprawy i zdrowego rozsądku. Zawieszenie oparte na poprzecznych wahaczach trójkątnych z przodu (amortyzatory teleskopowe, sprężyny śrubowe, stabilizator i drążki reakcyjne) i resorach piórowych z tyłu (amortyzatory teleskopowe i sprężyny śrubowe) zapewnia niezły komfort jazdy, ale kiepsko radzi sobie w zakrętach.

"Gumowaty" i przeważnie obarczony dużymi luzami układ kierowniczy reaguje z opóźnieniem, auto potrafi bujać się w zakrętach, jak pijany sołtys. Dużo dobrego można natomiast powiedzieć o dźwigni zmiany biegów, która ma wprawdzie duże luzy, ale nie pozostawia wątpliwości, co do tego, czy dany bieg faktyczne wszedł.

Silnik o archaicznej budowie (wał korbowy podparty na trzech łożyskach, wałek rozrządu w kadłubie) ryczy niemiłosiernie (w przypadku starszych samochodów dochodzi jeszcze "ćwierkanie" łańcuszka rozrządu), dźwięki wydobywające się z tylnego mostu przywołują na myśl startującego miga 21.

"Rzecz nazwawszy po imieniu, wszystko swój posiada cennik..."

Chociaż zakup fiata 125p nie wiąże się z dużymi wydatkami, nie ma co liczyć na niskie koszty eksploatacji. Kupując auto kierujmy się przede wszystkim stanem blacharki - każdy element mechaniczny można wymienić za mniej niż 500 zł (nawet kompletny silnik ze skrzynią biegów), ale z przegniłymi podłużnicami czy podłogą będzie o wiele więcej roboty. Ponieważ pod konserwacją stosunkowo łatwo ukryć można dziury, jedyną skuteczną metodą na weryfikację jest porządne opukanie podwozia młotkiem. Po zakupie najlepiej będzie pozbyć się z auta wykładziny podłogowej (demontaż foteli i kanapy) i jeszcze raz wszystko dokładnie skontrolować (najpewniej odkryjemy wówczas dziury w błotnikach).

Inwestycja w instalację gazową to nie tylko profanacja, ale i zupełnie nierentowny wydatek. Trzeba się więc będzie pogodzić ze zużyciem paliwa na poziomie 10-15 litrów. Klucz do niskiego spalania to odpowiednia regulacja gaźnika, a to, wbrew pozorom, potrafią już tylko nieliczni. Przy tankowaniu nie można też zapominać, że silnik nie jest przystosowany do spalania benzyny bezołowiowej. Za każdym razem stosować musimy więc uszlachetniacz do paliwa. Dużą trudność sprawić też może zakup opon. Te w nominalnym rozmiarze 165/80/13 są praktycznie nieosiągalne, w przypadku oryginałów Dębica Stomil, ze względu na zaawansowany wiek, o wytrzymałości rzędu "stu mil" można jedynie marzyć.

Pod żadnym pozorem nie można też wyjeżdżać z domu bez kompletu kluczy, zapasowej kopułki (i palca) rozdzielacza czy topikowych bezpieczników (te ostatnie, w sytuacjach podbramkowych świetnie zastępuje bilon). Dobrze jest też mieć ze sobą kombinerki, kilka luźnych przewodów elektrycznych i kawałek drutu, który w zależności od inwencji kierowcy pełnić może szereg ważnych funkcji (od wieszaka tłumika po cięgno ssania).

O czymś takim, jak "bezawaryjność" trudno mówić, ale samochód pochodzi ze starych "dobrych" czasów. Oznacza to, że jeśli tylko w baku znajduje się odrobina benzyny a silnik nie wyzionął ducha, każdy, kto dysponuje minimalną wiedzą na temat auta, niezależnie od usterki, uruchomi je w około 10 minut. Być może zabrzmi to głupio, ale na tle dzisiejszych, przesyconych elektroniką pojazdów, zaparkowany pod domem, nawet 30-letni fiat 125p jest samochodem, na który "w razie w" zawsze można liczyć. To twardy zawodnik, starej daty. Jeśli już przekonamy go do przejażdżki (czasami potrzeba do tego nowej cewki, albo paru kropel paliwa w gaźnik), to na pewno nie wróci do domu "na sznurku"!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: paliwa | silnik | auto | piwo | Auta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy