Obiekt pożądania Polaków
Jeszcze nigdy w dziejach motoryzacji tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym...
Parafraza tych słów Churchilla trafnie odzwierciedla wielki wkład pewnego niewielkiego, przyciasnego samochodu dla rozwój naszego społeczeństwa.
Gdy 6 czerwca 1973 roku z bielskiej fabryki wyjechał pierwszy egzemplarz nikt nie przypuszczał, że jego historia trwać będzie aż do września 2000 roku. Mimo, że samochód nie był wolny od wad, w szczytowym okresie jego popularności na odbiór czekało się latami. Wychował wiele pokoleń polskich kierowców i jak przystało na włocha, stał się ojcem chrzestnym naszej motoryzacji. Mowa oczywiście o polskim fiacie 126p. Dziś mija właśnie 35. rocznica uruchomienia w Polsce produkcji tego samochodu.
Chociaż z biegiem lat powstała niezliczona ilość dowcipów na temat jego ułomności, trzeba przyznać, że w 1973 roku była to naprawę dobra konstrukcja a większość doskwierających Polakom wad wynikała głównie z nieprawidłowej eksploatacji. W cywilizowanym kraju nikt przecież nie odważyłby się pojechać stricte miejskim samochodem na wakacje, nie mówiąc już o pakowaniu do niego czteroosobowej rodziny i psa... To, że samochód dość często odmawiał posłuszeństwa także nie było winą konstrukcji. Bielska fabryka pracowała na najwyższych obrotach, w kraju brakowało wszystkiego, poza octem. Dlatego właśnie większość nowo upieczonych właścicieli malucha zaraz po zakupie wynajmowała "fachowca", który na wszelki wypadek, dokręcał w samochodzie wszystkie śruby. Samo nabycie samochodu też nie było sprawą łatwą. Ponieważ popyt kilkukrotnie przewyższał podaż na rynku wtórnym ceny "maluchów" były kosmiczne. Korzystając z popularnego systemu przedpłat, w kolejce po samochód można było czekać nawet kilka lat.
Pierwsze egzemplarze wyposażone były w dwucylindrowy, chłodzony powietrzem silnik o pojemności 594 cm3 rozwijający moc 23 KM. W 1977 roku rozwiercono go do pojemności 652 cm3. Załadowany w granicach rozsądku (zgodnie z adnotacjami w dowodzie rejestracyjnym) "maluch" rozpędzał się do setki w czasie ok 47 sekund. Podawana przez producenta prędkość maksymalna oscylowała w granicach 110 km/h, chociaż wszyscy wiemy, że z górki, w porywach wiatru i skrajnej głupoty, udawało się "zamykać" wyskalowany do 140 km/h licznik.
Historia "malucha" oficjalnie zakończyła się we wrześniu 2000 roku limitowaną serią (1000 sztuk) o nazwie "happy end". Ostatnie lata nie były dla malucha łaskawe. Otwarcie granicy na używane samochody z zachodu skutecznie wyeliminowało większość maluchów z eksploatacji. Dziś jeżdżącego fiata 126p kupić można za mniej niż 300 zł. Na naszych drogach coraz częściej można jednak spotkać wiekowe egzemplarze, których właściciele nie szczędzą środków, by utrzymać je w idealnym stanie. W 35 lat po polskiej premierze "maluch" ponownie staje się modny. Dla starszych jest ikoną motoryzacji, dla młodszych to styl życia.