Nowa Honda Accord. 5 metrów długości, a pod maską 1.5
Japończycy pokazali kolejną generację swojego najbardziej amerykańskiego modelu. Sedan Hondy w podstawowej wersji będzie miał silnik o pojemności zaledwie 1,5 litra.
"There's no replacement for displacement", czyli "nic nie zastąpi pojemności skokowej" - ta zasada przez lata wyznaczała kierunki rozwoju amerykańskiej motoryzacji. Jednak rosnące ceny paliw jak również rozwój techniki i związane z tym nowe możliwości jednostek napędowych kazały inżynierom zrezygnować z tradycyjnego podejścia do pojemności. Lata temu Japończycy wkraczając na amerykański rynek pokazali, że pojemność to nie wszystko i swoimi kolejnymi produktami wciąż potwierdzają zasadność tego podejścia.
Jak na całkiem sporego sedana (ma nadwozie o długości 497 cm), nie brzmi to imponująco. Mówimy o turbodoładowanej, czterocylindrowej jednostce napędowej o mocy 192 KM i momencie obrotowym o wartości 260 Nm. Nie są to liczby szczególnie imponujące, ale biorąc pod uwagę, że maksymalny moment obrotowy dostępny jest już przy 1700 obr./min, można założyć, że Accord całkiem sprawnie będzie radził sobie z "kruzowaniem" po amerykańskich "hajłejach".
Dla bogatszych wersji wyposażenia nowego Accorda przygotowano hybrydowy układ napędowy działający w oparciu o wolnossący silnik benzynowy o pojemności dwóch litrów. Działa on podobnie jak w nowym Civicu sprzedawanym w Europie. Silnik spalinowy z założenia ma służyć jako generator energii, która zasila jednostkę elektryczną napędzającą koła. Cały zestaw ma 204 KM mocy i 334 Nm momentu obrotowego dostępnego od pierwszego dotknięcia pedału przyspieszenia. W przeciwieństwie do wersji 1.5, w odmianie dwulitrowej nie ma bezstopniowej skrzyni biegów. Zelektryfikowany napęd zupełnie jej nie potrzebuje. Jednak w sytuacjach, gdy optymalnym rozwiązaniem byłoby bezpośrednie przekazywanie mocy z silnika spalinowego na koła, np. podczas zdecydowanego przyspieszania, sprzęgło blokujące pozwala na połączenie jednostki napędowej bezpośrednio z kołami.
W dobie panowania mody na samochody, które kipią agresją i niezależnie od przeznaczenia sprawiają wrażenie potworów stworzonych do spychania z drogi wszystkiego co słabsze, nowy Accord wygląda bardzo grzecznie, żeby nie powiedzieć konserwatywnie. Nie brakuje głosów, że wygląda zbyt zachowawczo i mimo, że to nowy model, wygląda starzej od poprzednika.
Styliści Hondy poszli szlakiem wyznaczonym przez Civica. Postawili na eleganckie linie i zachowawczą stylistykę, mającą szanse trafić do szerszego grona klientów, którzy nie potrzebują samochodów do zwracania na siebie uwagi, a wykorzystują je wyłącznie jako środek transportu.
Urządzono ją z naciskiem na ergonomię i wykorzystanie klasycznych rozwiązań, które u innych producentów odeszły już w przeszłość. Przykładem takiego działania może być klasyczna dźwignia zmiany biegów, która tak naprawdę jest zupełnie zbędna w przypadku elektrycznie sterowanej przekładni bezstopniowej, o "bezskrzyniowym" napędzie wersji hybrydowej nie wspominając. To zapewne ukłon w stronę przyzwyczajeń amerykańskiego klienta, który niekoniecznie da się przekonać do wybierania kierunku jazdy pokrętłem czy za pomocą przycisków.
Oczywiście we wnętrzu Accorda nie zabrakło też bardziej współczesnych rozwiązań, takich jak ekran zastępujący panel zegarów, czy duży, dotykowy ekran systemu multimedialnego, korzystający z dobrodziejstw internetu. Honda chwali się też, że Accord będzie mógł korzystać ze zdalnych aktualizacji, dzięki którym elektroniczne rozwiązania będą lepiej opierać się upływowi czasu.
Pierwsze egzemplarze trafią do klientów w Stanach na początku przyszłego roku. Nic nie wskazuje na to, by Honda rozważała możliwość wprowadzenia tego modelu do sprzedaży na naszym kontynencie.
***