100 tys. zł i 0 gwiazdek w teście zderzeniowym. Kto produkuje takie auta?
Trudno sobie wyobrazić, ale wciąż powstają auta oferujące marginalną ochronę pasażerów w chwili zderzenia. Co gorsza, wcale nie są supertanie.
Spodziewamy się, że współczesne samochody z natury oferują cały szereg rozwiązań z dziedziny bezpieczeństwa, które w razie kolizji ochronią kierowcę i pasażerów. W końcu producenci muszą trzymać pewien poziom, bo inaczej klienci wybiorą produkty konkurencji. Okazuje się jednak, że jeśli nie wymagają tego przepisy i jedni i drudzy są skłonni przymknąć oko na pewne niedociągnięcia. Byleby było taniej. W efekcie powstają auta takie jak to.
LatinNCAP, czyli oddział instytutu NCAP odpowiedzialny za Amerykę Łacińską i Karaiby, roztrzaskał ostatnio kilka nowych pojazdów. Po raz pierwszy zabrał się np. za auto elektryczne i niestety padło na składanego w Meksyku i produkowanego w Chinach, małego JAC-a E-JS1, sprzedawanego w Meksyku jako E10x. Pojazd ten ma 3,65 metra długości, a napędza go silnik elektryczny o mocy 62 KM, zasilany przez baterię o pojemności 31,4 kWh, która ma wystarczyć na przejechanie 360 km przy jeździe ze stałą prędkością do 60 km/h.
Przyjemnie stylizowany maluch, którego design producent określa mianem German Bauhaus Style, ma LED-owe reflektory, sześciocalowy ekran zastępujący zegary, wielofunkcyjną kierownicę obszytą skórą, system multimedialny z ekranem dotykowym i ładnie urządzone wnętrze. Nie ma co prawda klimatyzacji, ESP i posiada tylko dwie poduszki powietrzne, ale kto by na to zwracał uwagę.
Kiedy jednak przyszło do sprawdzenia, jak sobie radzi z ochroną podczas wypadków, wyszło tak:
Mówiąc krótko: 0 proc. ochrony w kategorii dorosłych pasażerów, 6 proc. w kategorii ochrony dzieci, 20 proc. w kategorii ochrony pieszych i 7 proc. w kategorii systemów bezpieczeństwa. Kierowca i pasażer podczas uderzenia przodem i bokiem są narażeni na obrażenia zagrażające życiu, a testu uderzenia bokiem w słupek zupełnie nie przeprowadzono, bo w aucie nie ma żadnych elementów, którem mogłyby ochronić głowy podróżujących. Testu uderzenia od tyłu też nie przeprowadzono, bo auto nie spełniało wstępnych wymagań konstrukcyjnych dotyczących takiej próby zderzeniowej.
Co gorsza okazało się, że w chwili kolizji nie zadziałały systemy odpowiedzialne za awaryjne odcięcie zasilania do jednostki napędowej. Zarówno w przypadku uderzenia przodem jak i bokiem bateria cały czas dostarczała energię do jednostki napędowej.
Auto wypadło źle, to może chociaż jest tanie?
Jego cena startuje od 449 000 pesos, czyli równowartości 100 tys. zł. To dwa razy więcej niż najtańsze spalinowe auto sprzedawane w tamtym kraju - Renault Kwid, czyli spalinowy odpowiednik sprzedawanej u nas, elektrycznej Dacii Spring. Ten kosztuje 215 tys. pesos, czyli ok. 49 tys. zł.
Przesiadka do chińskich samochodów i u nas wydaje się nieunikniona, ale musimy się im bacznie przyglądać, bo to, że powstają w XXI w., wcale nie oznacza, że muszą być bezpieczne.
***