Afera "dieselszwindel"

Najpierw VW, potem Renault. Teraz Mercedes i Opel?!

Przedstawiciele Mercedesa i Opla staną w przyszłym tygodniu przed francuską komisją badającą rzeczywisty poziom emisji spalin, na czele której stoi minister ochrony środowiska Segolene Royal.

Informację potwierdził agencji Reutera członek tzw. komisji Royal i francuski parlamentarzysta Denis Baupin. Powiedział, że przedstawiciele Mercedesa i Opla staną przed komisją 28 stycznia.

W środę minister środowiska Royal podkreśliła, że sprawa nadmiernej emisji spalin dotyczy nie tylko Renault, ale także innych firm. Pod koniec zeszłego tygodnia w biurach Renault dokonano przeszukań, wówczas jeszcze przedstawiciele koncernu twierdzili, że wszystko jest w porządku. Jednak we wtorek Renault ogłosiło akcję nawrotową obejmującą ponad 15 tys. egzemplarzy modelu Captur. W samochodach tych zostanie poprawione oprogramowanie, testy dowiodły bowiem, że auta z silnikami wysokoprężnymi emitują za duże tlenków azotu.

Reklama

Prawdopodobnie akcja zostanie rozszerzona na około 700 tys. samochodów. Francuska minister oczywiście nie chce pogrążyć francuskiego koncernu, dlatego podczas wywiadu dla francuskiej telewizji powiedziała, że "są również inne koncerny, których samochody przekraczają limity emisji. Moim celem jest zapewnienie (obywateli), że wszyscy respektują zasady, a silniki działają tak, aby nie szkodzić zdrowiu Francuzów".

Renault cały czas podkreśla, że w trakcie przeprowadzonych przez władze śledcze rewizji w trzech jego placówkach nie znaleziono "żadnych dowodów na wyposażanie pojazdów Renault w urządzenie udaremniające".

Określenie takie (po angielsku "defeat device") używane jest potocznie w odniesieniu do oprogramowania komputerowego, które wyłącza system neutralizowania tlenków azotu w spalinach silnika Diesla podczas normalnej  eksploatacji samochodu i włącza go po rozpoznaniu, że silnik poddawany jest testom. Na początku września koncern Volkswagen przyznał się do zainstalowania takiego oprogramowania w łącznie około 11 mln samochodów, co wywołało najpoważniejszy na przestrzeni ostatnich lat skandal w globalnej branży motoryzacyjnej.

Nie zmienia to jednak faktu, że zakwestionowany system Renault działa tylko w niewielkim zakresie temperatur, obejmującym oczywiście te, w których przeprowadza się testy homologacyjne.

Akcje Renault spadły w zeszłym tygodniu o 22 proc. po doniesieniach mediów, że  jego placówki zostały przeszukane w ramach śledztwa dotyczącego manipulowania testami spalin. Jako pierwszy o rewizjach  poinformował związek zawodowy CGT. Jak głosi komunikat koncernu, śledczy weszli do siedziby jego zarządu oraz do dwóch placówek technicznych, a personel Renaulta w pełni z nimi współpracuje. 

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy