Kolejne wielkie oszustwo? Chodzi o hybrydy plug-in

W opinii wielu ekspertów hybrydy plug-in pomóc mają producentom i nabywcom samochodów płynnie przejść w erę elektromobilności. Problem w tym, że pojazdy tego typu budzą coraz większy sprzeciw... ekologów!

Niemiecka Deutsche Umwelthilfe (DUH) - organizacja non profit zajmująca się ochroną środowiska i konsumentów - wzywa właśnie rząd federalny Niemiec do natychmiastowego wstrzymania wszelkich dotacji na zakup tego rodzaju pojazdów. Zdaniem przedstawicieli DUH ładowane z gniazdka auta hybrydowe szkodzą środowisku w zdecydowanie większym stopniu niż zwykłe hybrydy a nawet - uwaga - samochody z silnikami wysokoprężnymi.

Należący do DHU Emissions-Kontroll-Institut - jednostka badająca rzeczywisty poziom emisji szkodliwych substancji przez samochody - przeprowadził testy emisji CO2 w ruchu drogowym przez oferowane obecnie w salonach pojazdy. Wśród nich znalazło się kilka ładowanych z gniazdka hybryd. 

Reklama

Według DUH, w rzeczywistym ruchu emisja CO2 przez hybrydy plug-in może być nawet 10-krotnie wyższa od deklarowanej przez producenta. Władze organizacji nie mają wątpliwości, że "producenci samochodów nie używają technologii hybrydowej typu plug-in, aby wypuszczać na drogi ekonomiczne i wydajne samochody, ale raczej kontynuują sprzedaż dużych SUV-ów intensywnie emitujących CO2".

Powodem są oczywiście cykle pomiarowe stosowane do określenia emisji CO2 przez dany pojazd. Korzystając z energii zgromadzonej w akumulatorach hybrydy plug-in pokonać mogą przeważnie między 30 a 60 km bez korzystania z silnika elektrycznego. Ponieważ dane podawane są w gramach CO2 na 1 km, wyniki uznać można za rewelacyjne. W trybie mieszanym (spalinowo-elektrycznym), wg oficjalnej klasyfikacji, wielkie SUV-y o mocach blisko 300 KM emitować mogą poniżej 30 gramów na 1 km, czyli z ogromną nawiązką, mieszczą się w dzisiejszym limicie (95 gramów/100 km).

DUH zwraca jednak uwagę, że wielu użytkowników wykorzystuje tego typu pojazdy jak zwykłe samochody spalinowe, a sprawność baterii spada zdecydowanie szybciej niż w zwykłych autach elektrycznych. Do tego dochodzi jeszcze podwyższone zużycie paliwa wynikające z faktu, że napęd spalinowy musi przecież mierzyć się z dodatkowym obciążeniem wynikającym nie tylko z doładowywania akumulatorów, ale też masy całego napędu elektrycznego. Przedstawiciele DHU nie mają wątpliwości, że hybrydy plug-in to wybieg mający na celu utrzymanie w ofercie luksusowych pojazdów z dużymi silnikami spalinowymi. W swoich publikacjach DHU wprost nazywa je autami "pseudoelektrycznymi" i pokazuje twarde dane.

Najjaskrawszym przykładem jest tu Mercedes GLE 350e 4Matic, który - wg producenta - emituje średnio 28 gramów CO2/km. Z badań drogowych przeprowadzonych przez niemiecki Auto Bild wynika jednak, że rzeczywista emisja to - uwaga - 221 gramów na km. To oznacza, że realna emisja przekracza katalogową o 689 proc! Podobnymi wynikami "pochwalić" się mogą np.: Volvo V60 Recharge T8 Polestar Engineered (rzeczywista emisja 271 gramów/km zamiast deklarowanej 36 gramów/km) czy Peugeot 508 SW Hybrid 225 (rzeczywista emisja 196 gramów/km zamiast deklarowanej 30 gramów/km).

"Rezygnuje się z ochrony klimatu na rzecz krótkoterminowych zysków w przemyśle samochodowym. Domagamy się od pani Merkel niezależnych decyzji politycznych na rzecz dobra wspólnego" - wyjaśnia Barbara Metz - zastępca dyrektora zarządzającego DUH.

Organizacja zwraca też uwagę, że - w jej opinii - większość nabywców zupełnie lekceważy potencjał hybryd plug-in, a ich elektryczny napęd traktowany jest przez nich wyłącznie jako forma poprawy osiągów oraz oszczędność pieniędzy - w wielu krajach hybrydy plug-in objęte są preferencjami podatkowymi.  Tymczasem większe i cięższe auta palą średnio więcej, niż ich odpowiedniki napędzane wyłącznie silnikami spalinowymi, co wprost przekłada się na emisję CO2.

Warto zaznaczyć, że DHU nie neguje samej technologii plug-in. W przypadku mniejszych pojazdów, wykorzystywanych głównie do jazdy na krótkich dystansach, tego typu rozwiązanie przynieść może wiele korzyści. Problem polega na tym, że coraz częściej trafia one do luksusowych suvów, gdzie - tylko "wirtualnie" przyczynia się do obniżenia emisji spalin. 

Ich nabywcy niekoniecznie zaprzątają sobie głowę ekonomią, więc nie mają większej motywacji, by "dotankowywać" samochód z gniazdka. Korzystają więc z hybryd plug-in jak ze zwykłych aut spalinowych, a w takim trybie zużywają one więcej paliwa, niż np. podobnej klasy pojazd z silnikiem wysokoprężnym. W efekcie technologia stanowi więc furtkę dla producentów drogich samochodów klasy premium, by - jak najdłużej - utrzymywać w ofercie duże i paliwożerne pojazdy.

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy