Polskie drogi

Więzienie za zbyt duże koła? To możliwe!

Od 25 maja "korygowanie" wskazań licznika samochodowego uznawane jest w Polce za przestępstwo. Do tej pory do sądów w całym kraju trafiły w związku z tym zaledwie trzy (!) akty oskarżenia.

Wkrótce może ich być jednak znacznie więcej, zwłaszcza jeśli policja i prokuratorzy zaczną traktować nowy zapis w Kodeksie karnym w sposób dosłowny. Wówczas do grona kryminalistów dołączyć mogą setki kierowców, którym w życiu nie przyszłoby do głowy, by cofnąć przebieg. Jak to możliwe?

W znowelizowanym Kodeksie karnym czytamy, że: "kto zmienia wskazanie drogomierza pojazdu mechanicznego lub ingeruje w prawidłowość jego pomiaru, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5" (paragraf 1 art. 306a). Idea słuszna i jak najbardziej godna pochwały. Problem w tym, że takie brzmienie uderza nie tylko w oszustów, ale też nieświadomych właścicieli pojazdów. Dlaczego?

Reklama

To proste. W większości samochodów osobowych prędkościomierz działa na zasadzie zliczania obrotów koła. Właśnie dlatego wciśnięcie pedału przyspieszenia na lodzie skutkować będzie nagłym skokiem wskazówki. Sęk w tym, że od wielkości koła (dokładnie obwodu) zależy ile obrotów będzie potrzeba na pokonanie danego odcinka drogi. Z tego względu, na stronach producentów i sprzedawców ogumienia, znajdziemy tzw. "kalkulatory zamienników" - algorytmy, które w oparciu o średnicę opony (wysokość całego koła) wyliczają procentową różnicę miedzy ogumieniem homologowanym przez producenta, a wybranym przez klienta rozmiarem. Wniosek? Prędkościomierz i drogomierz pokazują prawidłowe wartości tylko wtedy, gdy samochód jeździ ze ściśle określonym przez producenta rozmiarem kół. Oczywiście dopuszcza się niewielkie odchyłki (większość liczników w samochodach zawyża rzeczywistą prędkość o około 3 proc.), ale zmiana rozmiaru opon może mieć ogromny wpływ na wskazania licznika prędkości, a co za tym idzie, również i drogomierza. Większy obwód powoduje, że koło wykonuje mniej obrotów na kilometr, a więc przebieg i prędkość są zaniżane.

Stąd zmieniając felgę na większą należy zastosować opony o mniejszym profilu (barku), by rozmiar całego koła się nie zmienił.

Największy problem mają właściciele samochodów terenowych, które często stanowią jedynie bazę do przeróbek podnoszących dzielność pojazdu. Wielu miłośników offroadu zaczyna modyfikacje auta od zwiększenia prześwitu (tzw. lift) i poszerzenia nadkoli, dzięki którym samochód wyposażyć można w zdecydowanie większe koła. Problem w tym, że taka modyfikacja to właśnie "ingerencja w prawidłowość pomiaru" licznika samochodowego. Przykładowo zmiana kół z 28-calowych na chętnie wybierane przez offroadowców 33 lub 35 cali skutkować może błędem pomiaru oscylującym w granicach 25 proc! A dodajemy, że w samochodach terenowych nie montuje się niższych opon, bo po pierwsze - chodzi właśnie o zwiększenie całego koła, po drugie - prowadziłoby to do częstych przebić i uszkodzeń felgi.

Miłośnicy terenowych przygód doskonale zdają sobie z tego sprawę i dlatego, w czasie podróży po utwardzonych drogach, większość z nich ignoruje wskazania licznika i korzysta z danych nawigacji satelitarnej. Często spotykanym rozwiązaniem jest też "skalowanie" licznika wg własnej miary, oznaczając zakres obowiązujących prędkości naklejkami, pisakiem czy korektorem.

Problem w tym, że - przynajmniej teoretycznie - w czasie kontroli drogowej spotkać ich może niemiła niespodzianka.

Pamiętajmy, że zgodnie z nowym rozporządzeniem Ministra spraw wewnętrznych, od 1 listopada zmieniają się zasady kontroli drogowych. Policjant będzie mógł sprawdzić stan licznika i zaktualizować go w Centralnej Ewidencji Pojazdów. Pobazgrana korektorem tarcza wskaźnika stanowić może dla mundurowego dowód na ingerencję w pracę drogomierza. A to przestępstwo.

Nie ulega wątpliwości, że zmiana kół na większe nosi znamiona ingerencji w pracę urządzenia pomiarowego i - w myśl obecnego zapisu w Kodeksie Karnym - skończyć się może dla właściciela auta więzieniem.

Na taką samą karę (tym razem jednak uzasadnioną) narażają się również kierowcy ciężarówek, korzystający z tzw. "bączków" czyli urządzeń mających na celu oszukanie tachografu. Ustawodawca nie wprowadził jednolitej definicji "drogomierza", więc dezaktywacja tachografu w czasie jazdy również może zostać podciągnięta pod wspomniany paragraf 1 art. 306a kodeksu karnego.

A co z sytuacją, gdy "przeskalowany" licznik, w czasie obowiązkowego badania technicznego, wzbudzi podejrzenia diagnosty? W rozporządzeniu dotyczącym obowiązkowych badań technicznych pojazdów czytamy, że diagnosta ma "organoleptycznie" sprawdzić działanie wskaźników. Na szczęście usterka - w zależności od jego oceny - może zostać uznana za "błahą" i nie musi mieć wpływu na dalszy przebieg badania.

Co ciekawe, w czasie przeglądu problemem, przynajmniej na ten moment, nie są same za duże koła (o ile nie wystają poza obrys nadwozia). W ramach CEPiK-u diagności mają bardzo ograniczony dostęp do danych homologacyjnych pojazdów, więc - gdy na przeglądzie zjawi się np. mocno "zmotana" terenówka - wykonujący je diagnosta będzie musiał uwierzyć na słowo, że tego typu ogumienie występowało w badanym pojeździe...

Paweł Rygas


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy