Nowe prawo zabroni parkowania na chodnikach?

Kierowców czekać mogą dotkliwe zmiany w Prawie o ruchu drogowym, które mogą doprowadzić nawet do paraliżu miast. Sejmowa komisja ds. petycji analizuje właśnie pomysł warszawskiego stowarzyszenia "Miasto jest nasze". Chodzi o wprowadzenie całkowitego zakazu parkowania pojazdów na chodnikach.

Prawo o ruchu drogowym (art. 47 ust.2) dopuszcza możliwość zaparkowania pojazdu na chodniku o ile "szerokość chodnika pozostawionego dla pieszych jest taka, że nie utrudni im ruchu i jest nie mniejsza niż 1,5 m". Autorzy petycji z warszawskiego stowarzyszenia "Miasto jest nasze" chcą wykreślenia tego zapisu z kodeksu drogowego.

W opinii prawnej Biura Analiz Sejmowych czytamy, że "wnoszący petycję  proponuje, aby samochody osobowe w ogóle nie mogły parkować na chodniku. Podaje przy tym przykład Ukrainy, gdzie takie przepisy wejdą wkrótce w życie". Przedstawiciele Biura dodają, że takie zasady obowiązują także np. w Londynie (od 1980 roku).

Reklama

Jeden z argumentów stowarzyszenia "Miasto jest nasze" dotyczy historycznego umocowania obowiązujących w Polsce przepisów. Autorzy projektu zwracają uwagę, że "Przepisy umożliwiające swobodne parkowanie na chodnikach wprowadzono w 1983 roku podczas stanu wojennego, aby ułatwić Służbie Bezpieczeństwa obserwację opozycji, a oddziałom zmotoryzowanym wojska i milicji przejazd ulicami". "W efekcie art. 40 ust. 4 ustawy Prawo o ruchu drogowym z dnia 1lutego 1983 roku wprowadził rozwiązanie, które mimo zmiany ustroju przetrwał po dzień dzisiejszy, a które skutkuje możliwością postoju samochodów na chodnikach w miejscach do tego nieprzeznaczonych".

Wprowadzenie całkowitego zakazu parkowania na chodniku to niejedyny postulat Stowarzyszenia. Druga proponowana zmiana dotyczy modyfikacji art. 130a ust. 1 pkt 1 Prawa o ruchu drogowym tak, aby pojazd był usuwany z drogi na koszt właściciela nie tylko w przypadku, gdy pozostawiono go w miejscu, gdzie "jest to zabronione i utrudnia ruch lub w inny sposób zagraża bezpieczeństwu", ale w ogóle w miejscu, gdzie jest zabronione.

Ten pomysł spotkał się z pozytywną opinią Biura Analiz Sejmowych, które zwraca uwagę, że ewentualna zmiana mogłaby się przyczynić "do  uporządkowania zasad parkowania wśród kierowców, którzy mając świadomość nieuchronności zastosowania  art. 130a  (usunięcie pojazdu na koszt właściciela) być może ograniczyliby parkowanie pojazdów w  miejscach do tego nieprzeznaczonych". W opinii Biura przytoczono, że w 2017 roku do warszawskiej straży miejskiej wpłynęło ponad pół miliona zgłoszeń (565 679), przy czym aż połowa z nich - 293 122 - dotyczyła właśnie nieprawidłowo zaparkowanych pojazdów. O skali problemu świadczy fakt, że w porównaniu do 2016 roku liczba zgłoszeń o kierowcach ignorujących przepisy dotyczące parkowania wzrosła o 41 tys.

W podsumowaniu opinii Biura Analiz Sejmowych czytamy, że "Koncepcja usuwania wszystkich nieprawidłowo zaparkowanych pojazdów wobec ewentualnej nowelizacji art. 130a ust. 1 pkt 1 Prawa o ruchu drogowym wydaje się zadaniem trudnym do wykonania, ale być może w ostatecznym rozrachunku przyczyniłaby się do przestrzegania przez polskich kierowców podstawowych znaków zakazów. Decyzja ta, jak  należy się spodziewać, spotkałaby się ze znaczącym sprzeciwem kierowców, niemniej leży w kompetencjach ustawodawcy".

O sprawie jako pierwsza napisała "Rzeczpospolita".

Od redakcji:

Czy proponowane przez Stowarzyszenie "Miasto jest nasze" propozycje zmian mają szanse wejść w życie? W teorii, by przeprowadzić zmianę ustawy w oparciu o "wniosek obywatelski" potrzebne jest zebranie 100 tys. podpisów. Biorąc pod uwagę niechęć zmotoryzowanych trudno przypuszczać, by autorom udało się osiągnąć wymagany próg. Trzeba jednak wiedzieć, że działalność Komisji ds. petycji pozwala "obejść" ten przepis. Zadaniem zasiadających w niej posłów jest właśnie weryfikacja zgłaszanych przez obywateli inicjatyw. Jeśli członkowie komisji uznają któryś z pomysłów za godny realizacji mogą wnieść do sejmu własne "poselskie" projekty ustaw dotyczące zgłaszanych postulatów. 

Trzeba jednak zdać sobie sprawę, że wejście w życie takiego prawa, jak chcą miejscy aktywiści doprowadziłoby do paraliżu miast. Wbrew pozorom w mieście ludzie nie tylko pracują, ale również mieszkają, a samochodami jeżdżą nie dlatego, że lubią stać w korkach, ale muszą...

opr. Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama