Polskie drogi

Niebezpieczne polskie drogi. Wciąż w ogonie Europy

Na drogach w państwach UE w 2018 roku zginęło 25 100 osób, co oznacza 49 ofiar na milion mieszkańców; w Polsce, której jezdnie wciąż należą do najniebezpieczniejszych w Unii, liczba ofiar po latach spadków znowu się zwiększyła - wynika z najnowszych danych KE.

"Prędkość jest jednym z głównych czynników, które przyczyniają się do liczby ofiar śmiertelnych wypadków drogowych, ale również narkotyki, alkohol czy niezapinanie pasów, zwłaszcza na tylnych siedzeniach. Teraz jednak w głównej czwórce winowajców mamy korzystanie z różnych mediów w samochodzie" - mówiła na konferencji prasowej przedstawiając najnowsze statystyki unijna komisarz ds. transportu Violeta Bulc.

Na drogach państw członkowskich ginęło w 2018 roku średnio 49 osób na milion obywateli. Choć sytuacja nieco się poprawia, do celu zero ofiar jest jednak bardzo daleko. Różnica między wynikiem z zeszłego roku i 2017 wynosi zaledwie 200 osób. Na przestrzeni lat 2010-2018 liczba ofiar spadła w UE o 26 proc., natomiast między 2017 i 2018 było to tylko 1 proc.

Reklama

Jednak nie brakuje krajów, gdzie sytuacja się pogorszyła. Tak jest w przypadku Polski, która zajmuje niechlubne piąte miejsce od dołu w tym rankingu. O ile w latach 2010-2018 całkowity spadek liczby ofiar wypadków w naszym kraju wynosił 26 proc., to od 2017 do 2018 r. śmiertelnie poszkodowanych przybyło o 2 proc.

Najgorsze statystyki dotyczą Rumunii, gdzie na drogach ginie 96 osób na milion mieszkańców, na kolejnym miejscu jest Bułgaria (88 osób), potem Łotwa i Chorwacja (odpowiednio 78 i 77 ofiar na milion). Kolejna w zestawieniu znalazła się Polska, gdzie na drogach ginęło w 2018 r. 76 osób na milion mieszkańców.

"Z tymi krajami, które znajdują się na szarym końcu, podjęliśmy współpracę. Mamy kierunkowe działania, aby nie znajdowały się one na końcu" - zaznaczyła Bulc.

Statystyki (z małymi wyjątkami) pokazują wyraźny podział na wschód i zachód Europy. W takich państwach jak Dania, Holandia, Irlandia, Szwecja czy Wielka Brytania ofiar jest zdecydowanie najmniej (od 28 na milion w przypadku Zjednoczonego Królestwa, do 32 w przypadku Szwecji).

W Niemczech, w których toczy się debata, czy należy ustanowić jakiekolwiek ograniczenia prędkości na autostradach, w minionym roku ginęło 39 osób na milion mieszkańców, tyle samo w Hiszpanii, natomiast we Francji 48, a w Belgii 52.

We Francji widać już skutki obniżenia ograniczenia prędkości z 90 do 80 km/h poza obszarem zabudowanym. Między 2017 i 2018 liczba ofiar w tym kraju zmniejszyła się o 5 proc. Z sąsiadów Polski wyróżnia się Słowacja, gdzie liczba ofiar spadła na przestrzeni roku o 8 proc. do 46 osób na milion.

W dużej części ofiarami wypadków są niechronieni użytkownicy dróg: piesi, rowerzyści, motocykliści i osoby starsze, zwłaszcza na obszarach miejskich.

W Polsce na liczbę ofiar mogłaby wpłynąć zmiana przepisów. Kierowcy samochodów dużo rzadziej niż w państwach zachodnich zatrzymują się, widząc zbliżających się do pasów pieszych. Prawo ich do tego nie zmusza, a próba zmiany tej sytuacji (wprowadzenia konieczności zatrzymania się, gdy do przejścia zbliża się pieszy) spełzła kilka lat temu na niczym.

"Polskie prawo drogowe, tak precyzyjne w tysiącu różnych spraw, w kluczowej dla bezpieczeństwa kwestii przejść dla pieszych jest nadzwyczaj enigmatyczne. Pieszy ma nie wchodzić +bezpośrednio+ (na drogę - PAP), a kierowca ma być ostrożny +szczególnie+. I wszystko w rękach wykładaczy prawa" - napisał w czwartek na Twitterze były eurodeputowany PiS, obecnie członek Europejskiego Trybunału Obrachunkowego Janusz Wojciechowski.

Jak zauważył, w ciągu roku na pasach w Polsce około 300 osób ginie, a 4 tysiące traci zdrowie. "Będą to głównie ludzie starzy. Może i nie rozejrzą się jak należy, bo chory kręgosłup nie pozwoli wystarczająco unieść głowy, może słabnący wzrok nie dostrzeże zbliżającego się szybko samochodu..." - dodał.

Z drugiej strony uprzejmość i wpuszczanie pieszego na pasy może mieć tragiczne konsekwencje. Tak było w minioną środę w Pruszkowie, gdy jeden z kierowców zatrzymał się, by przepuścić 9-letnią dziewczynkę. Niestety, dziecka nie zauważył kierowca karetki, który ominął stojące przed przejściem auto i doszło do śmiertelnego potrącenia.

Do takich niebezpiecznych zdarzeń dochodzi często na drogach dwupasmowych, dlatego warto pamiętać, że nikt tak dobrze nie zadba o bezpieczeństwo pieszego, jak sam pieszy.

Obwinianie kierowców to oczywiście metoda łatwa, ale... jest drogą na skróty. Nie można pomijać stanu infrastruktury - Europa Wschodnia dopiero nadrabia zapóźnienie cywilizacyjne i buduje drogi ekspresowe i autostrady, dzięki którym ruch samochody zostaje odseparowany od pieszego i rowerowego. Nieco gorzej idzie natomiast wymiana parku samochodowego. Polacy nadal jeżdżą starymi, często powypadkowymi samochodami, które nie zapewniają takiego poziomu bezpieczeństwa, jak auta nowe, nasycone elektronicznymi systemami wspomagania kierowcy. Stąd wypadki są znacznie bardziej tragiczne.



INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy