Polskie drogi

Niebezpieczna sytuacja przed przejściem. Przez nowe przepisy będzie ich więcej?

Przepisy bywają bezlitosne dla kierowców, którzy przez cały czas dokładnie nie analizują sytuacji na drodze i nie przewidują z dużym wyprzedzeniem zachowania wszystkich uczestników ruchu, znajdujących się w ich polu widzenia. Sprawy nie ułatwia polska infrastruktura drogowa oraz nowe przepisy dotyczące pieszych.

Policjanci drogówki zostali wezwani do potencjalnie prostej kolizji. Kierujący Skodą Fabią nie zdążył zahamować przed Oplem Insignią, który zatrzymał się przed nim. Kierowca Skody podkreślał jednak, że stało się tak dlatego, iż Opel wjechał przed niego z pasa lewego i nagle zahamował, co nie dało mu czasu na reakcję.

Kierujący Oplem wyjaśnił natomiast, że rzeczywiście zahamował tuż po zmianie pasa, ale miał ku temu ważny powód. Auto na lewym pasie zatrzymało się, aby przepuścić pieszą na przejściu, więc on również musiał się zatrzymać. Ponieważ kolizja nastąpiła już po zmianie pasa ruchu przez Opla, sprawa była jasna. Kierowca Skody był mocno zaskoczony, kiedy policjant powiedział mu, że to on jest jedynym winnym tego zdarzenia. Jego obowiązkiem było przewidzenie wszystkiego co nastąpi i jazda w taki sposób, aby zdążył zareagować na zachowanie wszystkich uczestników ruchu. Takie niestety są przepisy, decyzji policjanta nie sposób kwestionować, a kierowca Skody pokornie przyjął mandat. Tylko dlaczego był zaskoczony, że to on został uznany winnym?

Wyobraźmy sobie, jak to mogło wyglądać z jego perspektywy. Jedzie środkowym pasem, przed nim droga jest zupełnie pusta. Nagle tuż przed niego wjeżdża Opel i zatrzymuje się. Kierowca Skody widział go oczywiście, ale miał pełne prawo przypuszczać, że zmienia pas, żeby pojechać szybciej, niż pojazd przed nim. A nie żeby zatrzymać się. Policjant słusznie zauważył, że zbliżanie się do przejścia dla pieszych powinno być sygnałem do zachowania szczególnej ostrożności, a nawet zmniejszenia prędkości, na wypadek takiego właśnie zdarzenia.

Jak sytuacja wyglądała z perspektywy pozostałych kierujących? Najprawdopodobniej tak: kierowca auta na lewym pasie zobaczył pieszą zbliżającą się do przejścia. To on miał pierwszeństwo przed pieszą, ale i tak postanowił się zatrzymać. Kierowca Opla zapewne nie zauważył pieszej i widząc, że auto przed nim hamuje, zjechał na środkowy pas. W ostatniej chwili musiał zorientować się w sytuacji i zatrzymać. Kierowca Skody tym bardziej mógł nie widzieć pieszej, zasłoniętej prawdopodobnie przez pozostałe pojazdy i z uwagi na to, że było już ciemno. Nawet gdyby widział i wiedział, że musi się zatrzymać, mógł nie spodziewać się, że tuż przed przejściem na jego pasie pojawi się Opel, a on będzie musiał zatrzymać się o pięć metrów wcześniej.

Reklama

Ta prosta z pozoru kolizja jest więc wynikiem całego łańcucha zdarzeń, które rozegrały się w przeciągu kilku sekund. I pokazują doskonale problemy polskich dróg i kierowców. Po pierwsze nie powinno być czegoś takiego, jak przejście bez świateł przez trzy pasy ruchu. To stwarza ogromne zagrożenie dla pieszych i z tego powodu w krajach zachodnich jest nie do pomyślenia. Po drugie pieszy w Polsce ma pierwszeństwo wyłącznie na pasach, ale mimo tego niektórzy kierowcy zatrzymują się, nawet jeśli widzą kogoś, kto zbliża się do pasów i chyba będzie przechodził. Na drogach jednopasmowych tak daleko posunięta uprzejmość, nie rodzi poważnych konsekwencji, ale na wielopasmowych, kiedy nie wiemy czy inni kierujący zdążą zareagować na nasz przypływ uprzejmości, jest bardzo niebezpieczne (przypomnijmy - jeśli pieszego nie ma na pasach, to kierowca ma pierwszeństwo, więc zbliżając się do pustego przejścia, mamy prawo oczekiwać, że inni kierujący przez nie przejadą).

Kierowca pierwszego auta nie miał obowiązku zatrzymywać się przed przejściem. Mimo tego zrobił to, czego chyba nie zrozumiał kierowca Opla, chociaż powód zwalniania przed pasami może być tylko jeden. A kierowca Skody nagle znalazł się w sytuacji dla niego zaskakującej. Oczywiście gdyby dokładnie analizował sytuację i gdyby przewidział, że do przejścia zbliża się piesza i gdyby przewidział, że kierowca pierwszego auta się zatrzyma i gdyby przewidział, że Opel nie zahamuje na swoim pasie tylko wjedzie przed niego i wtedy się zatrzyma... to do kolizji by nie doszło. Strasznie dużo tych "gdyby".

Jakie płyną z tego wnioski? Po pierwsze wina i tak leży po stronie kierowcy Skody. Może gdyby miał nagranie, z którego wynikałoby, że Opel wjechał mu przed maskę i awaryjnie zahamował... Po drugie w takich sytuacjach uwidacznia się niedouczenie polskich kierowców. Zbliżając się do przejścia trzeba być przygotowanym, że inny kierujący się przed nim zatrzyma, albo że pieszy wtargnie na pasy. Wiele wskazuje na to, że nie wiedział o tym kierowca Opla, a jego nagła reakcja zaskoczyła kierowcę Skody. Takie sytuacje są niepokojące szczególnie w kontekście nowych przepisów, które wejdą w życia od 1 czerwca. Zgodnie z nimi pierwszeństwo będzie miał nie tylko pieszy na pasach, ale również wchodzący na nie. Zmiana subtelna, ale już większość mediów zdążyła ogłosić, pierwszeństwo pieszych już w trakcie zbliżania się do pasów. Takie mylne rozumienie przepisów doprowadzi do sytuacji, w których niektórzy piesi będą wchodzili pod samochody "bo przecież w telewizji mówili, że mają teraz zawsze bezwzględne pierwszeństwo (coś czego nie ma również na podawanym za przykład zachodzie)" oraz sytuacje, w których niektórzy kierowcy będą zatrzymywać się widząc pieszych na chodniku. Takie nierozumienie nowych przepisów może więc z jednej strony doprowadzić do większej liczby potrąceń pieszych, a z drugiej do takich zdarzeń, jak opisywane, czyli kolizji przed przejściami. Łatwo też sobie wyobrazić, że sytuacje takie będą wykorzystywać oszuści wyłudzający odszkodowania na stłuczkę. Wystarczy wjechać tuż przed inne auto i zanim jego kierowca zdąży zwiększyć do nas dystans, awaryjnie zahamować przed pustym przejściem. Przybyłym na miejsce policjantom wystarczy powiedzieć, że zobaczyliśmy na chodniku pieszego i zatrzymaliśmy się w myśl tego, co o nowych przepisach usłyszeliśmy z mediów.

Logika nakazywałaby wprowadzić spore zmiany w infrastrukturze, aby w okolicach przejść nie mogło dochodzić do podobnych zdarzeń. Nakazywałaby również prowadzenie ciągłej kampanii edukacyjnej, wyjaśniającej wszystkim użytkownikom dróg ich prawa i obowiązki. Niestety po raz kolejny zamiast realnych działań na rzecz bezpieczeństwa, mamy drobną nowelizację przepisów, która nie zmieni właściwie nic. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy