Fotoradary

Granica została przekroczona. Za fotoradary bierze się NIK!

Najwyższa Izba Kontroli rusza z kontrolą fotoradarów. Pracownicy NIK sprawdzą, czy urządzenia zostały ustawione tam, gdzie wymagają tego względy bezpieczeństwa, czy może chodzi o załatanie dziury w budżecie kosztem kierowców.

Inspektorzy NIK skontrolują też użycie mobilnych wideorejestratorów przez policję, GITD oraz straże miejskie i gminne.

Kontrola będzie się składała z kilku etapów. W pierwszym NIK zbada jednostki policji zajmujące się ruchem drogowym. Sprawdzimy, jak jest zorganizowana policja ruchu drogowego, jak wygląda jej stan etatowy, jak wygląda praca z fotoradarami i wideorejestratorami i jaką policja ma koncepcję zapobiegania wypadkom i kolizjom na drodze - tłumaczy w rozmowie z dziennikarzem RMF FM rzecznik NIK Paweł Biedziak.

Kontrola obejmie też Inspekcję Transportu Drogowego, która zajmuje się fotoradarami i mobilnymi wideorejestratorami, które utrwalają przewinienia kierowców. Policja i ITD dysponują przygotowywanymi od wielu lat analizami bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Wskazują one miejsca, gdzie dochodzi do wielu wypadków i kolizji. Na ich podstawie sprawdzimy, czy fotoradary stanęły właśnie tam - dodaje Biedziak.

Reklama

Fotoradar, czyli maszynka do zarabiania pieniędzy

Najwyższa Izba Kontroli weźmie również pod lupę straże miejskie i gminne, które mają do dyspozycji zarówno fotoradary stacjonarne jak i mobilne. W tym przypadku będzie to tak zwana kontrola sprawdzająca, bo działalność gmin w tym zakresie została już skontrolowana przez NIK.

Inspektorzy sprawdzą, czy miejsca wymienione w wystawionych przez straże mandatach i utrwalone na zdjęciach, zostały uzgodnione z policją (taki obowiązek przewiduje prawo) i czy dochodziło tam wcześniej do wypadków i kolizji.

- Chcemy sprawdzić, czy straż rozstawiała w tych miejscach fotoradary, żeby zredukować zagrożenie, czy po to, żeby zarobić - podkreśla Paweł Biedziak.

Po poprzednich kontrolach okazywało się, że niektóre gminy traktowały fotoradary jako źródło dodatkowych pieniędzy. Rekordziści planowali, że nawet jedna czwarta wszystkich dochodów gminy będzie pochodzić z mandatów z fotoradarów.

- One właściwie redukowały wszystkie zadania swoich straży gminnych tylko i wyłącznie do obsługi fotoradarów, licząc na duże wpływy. Zmieniały cel jej działania, sprowadzając całą straż do roli policji fotoradarowej - opowiada rzecznik NIK.

W większości tych gmin nie doszło do spadku liczby wypadków, kolizji oraz liczby ich ofiar śmiertelnych i rannych. Właśnie dlatego, że fotoradary ustawiano dla pozyskania wpływów z mandatów.

- Kierowcy rzeczywiście przekraczali w tych miejscach dopuszczalną prędkość, ale nie dochodziło tam do groźnych wypadków - dodaje rzecznik. - Najwyższa Izba Kontroli wielokrotnie zwracała w swoich raportach uwagę na to, że fotoradary są dobrym środkiem zapewniania bezpieczeństwa. Jednak pod warunkiem, że głównym motywem wyboru miejsca, w którym staje fotoradar jest redukcja zagrożenia, a nie fiskalizm, pozyskiwanie pieniędzy od kierowców.

Wyniki kontroli systemu bezpieczeństwa ruchu drogowego (dotyczy ona także m.in. oznakowania dróg) powinny być opublikowane przez NIK do końca sierpnia tego roku.

RMF
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy