Utrata wartości. O co w niej chodzi i jak działa?

Większość rodaków nie może pozwolić sobie na zakup fabrycznie nowego samochodu. Ci, którzy rozważają jednak taką opcję, często obawiają się druzgocącej utraty wartości. Czy słusznie?

Wśród przeciwników nowych aut, często usłyszeć można, że w momencie opuszczenia bramy salonu, nowy samochód traci nawet 30 proc. swojej wartości, a po pięciu latach spokojnie można go kupić "za pół ceny". Czy rzeczywiście tak się dzieje i gdzie szukać źródeł takiego zjawiska?

Przy szacowaniu wartości pojazdu rzeczoznawcy - posiłkując się z reguły gotowymi programami - biorą pod uwagę okres eksploatacji wyrażony w miesiącach. To podstawowy przedział czasowy rozpatrywany w tego typu kalkulacjach. Skokowa utrata w pierwszych latach nie powinna dziwić - z reguły mocno koreluje ona bowiem z... trwaniem okresu gwarancyjnego. Po jego zakończeniu ryzyko wystąpienia poważnych usterek zdecydowanie wzrasta. Pamiętajmy bowiem, że każdy kolejny miesiąc eksploatacji pojazdu oznacza przecież kolejne pokonane przez niego kilometry.

Reklama

Podobnie do sprawy podchodzi np. ustawodawca. Zauważmy, że fabrycznie nowe samochody osobowe zwolnione są (z nielicznymi wyjątkami - np. instalacja LPG) z corocznych badań technicznych przez okres 3 lat. Po osiągnięciu 5 lat, muszą już przechodzić obowiązkową kontrolę corocznie. W dużym uproszczeniu można więc przyjąć, że utrata wartości pojazdu jest po prostu szacunkowym odzwierciedleniem stopnia jego zużycia i - określonej na zasadzie prawdopodobieństwa - usterkowości.

O prawdziwości tej teorii najlepiej świadczą pojazdy, które opierają się zjawisku utraty wartości w dużo większym stopniu niż inne. W różnej maści zestawieniach dotyczących wartości rezydualnej pierwsze miejsca zajmują z reguły modele marek, które - w powszechnym mniemaniu - uchodzą za symbole niezawodności. Dość powiedzieć, że wg instytutu Samar, w pierwszej dziesiątce aut, które wykazują się najmniejszą utratą wartości (symulacja obejmowała 5 lat i średni roczny przebieg na poziomie 15 tys. km), znalazły się aż cztery modele Toyoty: Corolla (wartość rezydualna 53,9 proc.), CH-R (wartość rezydualna 56,9 proc.) RAV4 (wartość rezydualna 53,8 proc.) i Yaris (54,5).

Wartości rezydualna (czyli wartość pojazdu w momencie odsprzedaży) jest niezwykle ważna z punktu widzenia klientów biznesowych, pozwala bowiem z dużym prawdopodobieństwem prognozować wydatki i wpływy w przypadku wymiany floty pojazdów. Odgrywa natomiast mniejszą rolę w przypadku klientów indywidualnych, którzy - z reguły - wiążą się z nowymi pojazdami na dłuższy okres. Z punktu widzenia nabywcy - niezależnie czy chodzi o auto z rynku pierwotnego, czy wtórnego - rankingi dotyczące spadku wartości pozwalają zorientować się w szeroko rozumianej jakości danego modelu.

Za świetny przykład posłużyć może Dacia Duster. Wg najnowszego zestawienia Samaru, po 5 latach i 75 tys. km SUV z Rumunii zachowa aż 55,2 proc. wartości początkowej. To bardzo dobry wynik, ale jak poradzi sobie w kolejnych latach? Biorąc pod uwagę łatkę pojazdu "budżetowego", a co za tym idzie - domniemane oszczędności ze strony producenta - można przypuszczać, że kolejne 5 lat eksploatacji będzie dla Dustera "zabójcze". Czy aby na pewno? Sprawdźmy.

Jeśli przyjrzymy się cenom  Dustera z pierwszego pełnego roku produkcji (2010) zauważymy, że oscylują one w okolicach 20-25 tys. zł. Mnożąc taką kwotę x3 uzyskamy 60-66 tys. zł, czyli cenę, za którą powinniśmy wyjechać z salonu fabrycznie nowym, nieźle wyposażonym, Dusterem w wersji Comfort. Wniosek? Po 10 latach eksploatacji Duster zachował około 30 proc. wartości początkowej, co uznać można za wynik... przeciętny. 

Tyle tylko, że w 2010 roku nowy Duster nie kosztował wcale 66 tys. zł! Dekadę temu za całkiem bogato wyposażone auto zapłacić trzeba było... 50-55 tys. zł. To z kolei oznacza, że po 10 latach, spora część egzemplarzy wciąż kosztuje blisko 50 proc. kwoty, za jaką wyjechały z salonu jako nowe! Dla porównania, za 10-letnią Toyotę Yaris zapłacić trzeba realnie między 14 a 18 tys. zł. Z finansowego punktu widzenia pierwsi nabywcy Dacii zrobili więc zdecydowanie lepszy interes!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy