Afera "dieselszwindel"

Porsche ma coraz poważniejsze kłopoty

Afera z zaniżaniem rzeczywistej emisji spalin odbija się czkawką kolejnej marce koncernu Volkswagena. Tym razem czarne chmury zawisły nad przedstawicielami Porsche.

Niemiecki Minister Transportu zlecił właśnie wszczęcie dochodzenia, które wykazać ma, czy oprogramowanie mające na celu fałszowanie emisji spalin trafiło też do aut producenta ze Stuttgartu. Chodzi o wysokoprężne silniki V6 stosowane m.in. w Audi A8, A7, Q5 oraz blisko spokrewnionym z Porsche Cayenne Audi Q7.

W zeszłym tygodniu magazyn "Spiegel" poinformował, że stosowane przez Porsche V6 TDI emitują w rzeczywistości zdecydowanie więcej substancji szkodliwych, niż wynika to z oficjalnych danych. Dziennikarze magazynu przeprowadzili własne śledztwo, w ramach którego pomiarami emisji spalin zajął się niemiecki instytut testowy TUV Nord. W gazecie przeczytać można było m.in., że "uzyskana w teście emisja była wyższa, niż limity dla tego typu pojazdów". Padło też stwierdzenie, że "z takim poziomem emisji samochód nie zostałby dopuszczony do sprzedaży".

Reklama

Przedstawiciele Porsche starają się dystansować od rewelacji "Spiegel" argumentując, że na wyniki pomiarów wpływ ma wiele czynników, w tym obciążenie, prędkość czy temperatura (zarówno otoczenia, jak i jednostki napędowej).

Do tej pory na liście aut koncernu Volkswagena objętych aferą "dieselgate" znalazło się już 11 mln samochodów. Nie obejmuje ona jednak aut z silnikami V6 TDI...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy