Tesla Model X i S bez kierownicy. Zamiast niej wolant
Wśród licznych wpadek jakościowych Tesli za szczególnie widowiskową uznać można głośny przypadek Modelu 3, z którego po miesiącu eksploatacji odpadła kierownica. Spektakularna wpadka nie powtórzy się na pewno w odświeżonych Teslach Model S i X. W ramach liftingu klasyczne "koło sterowe" zniknęło bowiem z listy wyposażenia!
Z sobie tylko znanych powodów amerykański producent uznał, że kierownica to dziś przeżytek. Zamiast niej - wzorem słynnego KITTa z kultowego już "Nieustraszonego" ( "Knight Rider") - nowe Tesla Model S i X otrzymały wolant. I nie chodzi wcale o żadną listę wyposażenia opcjonalnego. Elon Musk w jednym z tweetów potwierdził, że klienci nie będą już mieli możliwości zamówienia tych modeli z klasyczną kierownicą!
Problem w tym, że zalety takiego rozwiązania dostrzec można wyłącznie na papierze. Teoretycznie ma ono dużo plusów: wymusza prawidłowe ułożenie rąk oraz ułatwia obserwację drogi i wyświetlaczy. Problem pojawia się jednak w momencie, kiedy będziemy chcieli skręcić...
Przypomnijmy - Tesla Model S wyposażona jest w klasyczny, a nie progresywny, układ kierowniczy. Skrajne położenia kół dzieli w nim 2,3 obrotu. Oznacza to, że sytuacje, w których kierowca wykonać musi co najmniej jeden pełny obrót kierownicą to norma. Pół biedy, jeśli chodzi o manewrowanie na parkingu. Parkować Tesla umie przecież sama. Gorzej jeśli będziemy musieli wykonać manewr obronny polegający na szybkim ominięciem przeszkody. Konia z rządem temu, kto będzie w stanie wyprowadzić auto z poślizgu.
Tesla nie przejmuje się jednak takimi drobnostkami - wszak jej użytkownicy słyną dziś głównie ze ślepej wiary w możliwości "autopilota", który sam zapewnia zaledwie drugi stopień automatyzacji jazdy. Klienci, którzy otrzymali już swoje auta z wolantem sterowym zgłaszają też inne problemy. Sam wolant pełni przecież funkcję "centrum sterowania". W samochodach amerykańskiego producenta nie znajdziemy bowiem klasycznych manetek służących obsłudze wycieraczek, świateł czy kierunkowskazów. W czasie manewrów łatwo więc zahaczyć o umieszczone w wolancie gładziki i przypadkowo aktywować np. klakson.
Biorąc pod uwagę roszczeniowość amerykańskich nabywców rezygnacja z kierownicy wydaje się zaskakująco odważną decyzją. Tylko czekać na pierwszy proces, w którym rozwścieczony klient pozwie producenta o to, że nie był w stanie ominąć wyskakującego na drogę w ostatnim momencie drzewa...
***