Taki zakaz aut spalinowych przydałby się w Europie? Zaskakująca inicjatywa
O zakazie sprzedaży nowych samochodów spalinowych mówi się coraz głośniej nie tylko w Europie. Ciekawie do redukcji emisji spalin chcą podejść władze Kalifornii, które na swój sposób zrozumiały ideę odchodzenia od spalinowej motoryzacji.
Jak podaje Reuters, Kalifornia zwróciła się do administracji prezydenta Bidena z prośbą o zaakceptowanie planów zakazu sprzedaży nowych samochodów spalinowych od 2035 roku. To już kolejny taki wniosek - wszystkie poprzednie były dotychczas odrzucane. Najwyższe władze przeciwstawiają się pomysłowi sztywnego i odgórnego ustalenia daty wycofania ze sprzedaży pojazdów spalinowych.
Na takim stanowisku stoi EPA, czyli amerykańska Agencja Ochrony środowiska. Jej rzecznik prasowy stwierdził jednak, że tak jak wszystkie wcześniejsze wnioski przesłane przez Kalifornię, również i ten zostanie poddany pod otwartą dyskusję.
Sam wniosek jest o tyle ciekawy, że mowa w nim nie tyle o zakazie sprzedaży samochodów spalinowych, ale tych WYŁĄCZNIE spalinowych. Hybrydy plug-in byłyby wyjęte spod tego zakazu.
Traktowanie hybryd plug-in jako rodzaju samochodów elektrycznych ma pewne uzasadnienie, ale głównie w prospektach reklamowych producentów. Samochody te można użytkować na co dzień tylko na prądzie (zakładając, że ich skromny zwykle zasięg nam wystarczy), ale równie dobrze można nigdy nie podłączyć ich do gniazdka.
Pomimo tego do jednego wora z elektrykami, wrzuca hybrydy plug-in Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych, dzięki czemu liczba aut elektrycznych, jaką podają w komunikatach, jest dwukrotnie wyższa od rzeczywistej. W oczywisty sposób fałszuje to obraz rynku i stan elekromobilności w Polsce.
Podobnie co PSPA myślą chyba władze Kalifornii, skoro zamierzają wyjąć plug-iny spod zakazu rejestracji pojazdów spalinowych. Za takim pomysłem stoi jednak na swój sposób zrozumiała idea. Po pierwsze zakaz nie będzie obejmował tylko tych modeli, które są w stanie przejechać przynajmniej 80 km w trybie elektrycznym. Zatem nawet biorąc pod uwagę różnice między zasięgiem teoretycznym, a realnym, da się jeździć takim samochodem bezemisyjnie w obrębie miasta, gdzie zanieczyszczenie jest największe. Ponadto PHEVy będą mogły stanowić najwyżej 20 proc. sprzedanych pojazdów przez danego producenta.
Takie podejście wydaje się zostawiać furtkę dla osób, które nawet w 2035 roku nie będą uważały, że pojazd elektryczny odpowiada im potrzebom. Można zastanowić się, czy podobne rozwiązanie nie powinno trafić też do Europy. Przeciwko niemu przemawia jednak fakt, że, jak wspomnieliśmy, plug-ina nie trzeba ładować z gniazdka, aby jeździł i jego układ napędowy działał w trybie hybrydowym. Zaś kupno PHEVa i korzystanie z niego jak z auta czysto spalinowego, rozmija się z założoną ideą dążenie do zeroemisyjności transportu. Zaś trudno sobie wyobrazić jak władze mogłyby monitorować, czy właściciel hybrydy plug-in regularnie podpina ją do gniazdka.
***