Szef BMW nie owija w bawełnę: auta elektryczne nigdy nie będą tanie
To już kolejny głos sprowadzający na ziemię zwolenników elektromobilności, którzy są przekonani, że zrównanie się cen aut elektrycznych ze spalinowymi jest kwestią najbliższej przyszłości. Obecnie zamiast zbliżać się do realizacji tej wizji, znacząco się od niej oddalamy.
Producenci samochodów mocno inwestują w rozwój aut elektrycznych i co rusz na rynku pojawia się kolejny taki model, opisywany zawsze w samych superlatywach. Wniosek nasuwa się jeden - elektromobilność to nie przyszłość, ale teraźniejszość. Pozostają oczywiście pewne niedogodności, jak na przykład wyższe ceny elektryków od spalinowych modeli, ale przecież już niebawem ceny te się zrównają, prawda?
Oliver Zipse, czyli szef BMW, jest brutalnie szczery - elektromobilność nigdy nie będzie tania. Swoje zdanie wyraził podczas wywiadu dla CNBC, którego udzielił po targach CES. Jak wyjaśnił w dalszej części wypowiedzi, koszty produkcji samochodów elektrycznych wyraźnie wzrosły w ostatnim czasie i nic nie wskazuje na to, aby miało się to zmienić. Przynajmniej nie w nadchodzących latach.
Przekonanie o tym, że już niedługo ceny samochodów elektrycznych zrównają się z cenami spalinowych, nie było wcale bezpodstawne. Ostatnia dekada to wyjątkowo szybki rozwój elektromobilności. Dla przykładu - w 2010 roku byliśmy na pierwszych jazdach Peugeotem iOnem - bliźniakiem Mitsubishi iMiEV-a. To zaskakująco ciasne autko miało deklarowany zasięg 150 km, choć przedstawiciele producenta przyznawali niechętnie, że w realnych warunkach i z włączoną klimatyzacją, jest to raczej 75 km. Jako pierwszy na polskim rynku pojawił się model Mitsubishi (swojego bliźniaka na jego bazie miał też Citroen), wyceniony na 160 800 zł. Dla porównania Fiat Panda, nieco przestronniejszy od japońsko-francuskiego elektryka, kosztował wtedy 27 990 zł.
Co po 10 latach można było kupić za cenę iMiEV-a? 156 390 zł kosztował w momencie debiutu Volkswagen ID.4 - mierzący 458 cm rodzinny SUV w wersji z zasięgiem 346 km. Prawdziwa przepaść. Z kolei zapowiadając debiut modelu ID.3, Volkswagen zapewniał, że auto będzie kosztowało tyle, co Golf z dieslem, czyli około 130 tys. zł i słowa dotrzymał. Tyle tylko, że to już przeszłość.
Jak podała w listopadzie zeszłego roku globalna firma konsultingowa AlixPartners, we wrześniu 2022 koszt zakupu materiałów potrzebnych do produkcji samochodu spalinowego wyniósł 1851 dolarów, co oznacza wzrost o 376 dolarów. W tym samym czasie koszt materiałów do stworzenia elektryka wzrósł o 2152 dolary do 5076 dolarów. Nie można więc powiedzieć, że auta elektryczne drożeją podobnie jak inne produkty - drożeją nieporównywalnie bardziej.
Obecnie najtańszy Volkswagen ID.3 kosztuje 199 390 zł, zaś ID.4 kupimy za 219 490 zł. Tak wielki wzrost cen nie wynika jedynie ze wzrostu kosztów produkcji oraz z inflacji. Ponieważ nadal problemem pozostaje niedobór półprzewodników, producenci ograniczają liczbę dostępny wersji swoich modeli, zwykle wycinając z oferty najtańsze odmiany.
W podobnym tonie, co szef BMW, mówił w wywiadzie z nami Fabrice Cambolive - dyrektor operacyjny Renault. Stwierdził on, że musimy przyzwyczaić się do myśli, iż samochody będą drogie. Rozwiązaniem jego zdaniem będzie wyłącznie oferta najmu długoterminowego. Klienci po przykładowo trzech latach oddawaliby samochód, który następnie byłby odświeżany w jednym z działających już zakładów (nazywanych "fabrykami aut używanych") i oferowany kolejnej osobie w odpowiednio obniżonej cenie. Z jednej strony wydaje się to ciekawym rozwiązaniem, które faktycznie sprawia, że klient nie musi tak bardzo przejmować się wysoką ceną pojazdu. Z drugiej mówimy modelu, w którym nikt nie posiada samochodu na własność, a rynek pojazdów używanych nie istnieje.
***