Seat Mii Electric - elektryk z hiszpańskim temperamentem
Seat to kolejna marka, która zapowiada elektryczną ofensywę. W 2020 roku do sprzedaży mają trafić zarówno odświeżone jak i całkiem nowe modele hiszpańskiego producenta. Poza bezemisyjnym skuterem czy hybrydowym Leonem ma także zadebiutować całkowicie elektryczny i usportowiony el-Born bazujący na znanej z Volkswagena I.D. platformie MEB. W przetarciu szlaku ma im pomóc Seat Mii o zasilaniu bateryjnym.
Koncern Volkswagena to jeden z liderów elektromobilności. W ostatnich miesiącach Niemcy pokazali m.in. pierwszy zbudowany od podstaw elektryczny model, czy ID.3 oraz szereg nowych pojazdów o napędzie hybrydowym (np. nowego Golfa czy Skodę Octavię). W ofercie pojawiły się również dobrze już znane małe pojazdy, przerobione na zasilanie bateryjne. Mowa o trojaczkach VW e-up!, Skoda Citigo e iV i Seacie Mii electric.
I właśnie ten ostatnim model mieliśmy okazję przetestować na wąskich uliczkach słonecznego Madrytu.
Seat Mii electric z zewnątrz wygląda niemal identycznie jak jego spalinowy odpowiednik. Różnice są na tyle detaliczne, że skupiają się jedynie na akcentach w postaci emblematów i jeśli nas wzrok nie mili, delikatnie przeprojektowanych lusterek bocznych. Cała reszta pozostała całkowicie niezmieniona, dlatego też na pierwszy rzut oka trudno rozróżnić z którą wersją małego Seata mamy do czynienia. To inaczej niż w przypadku bateryjnego Citigo czy up!-a.
Również we wnętrzu osoby zaznajomione z benzynową odmianą poczują się jak w domu, chociaż tu różnic jest już więcej. Owszem, cały układ deski rozdzielczej, kształt kierownicy, design boczków czy nawet ergonomia panelu centralnego została niezmieniona względem spalinowego odpowiednika, to jednak Seat postanowił wyróżnić delikatnie wersję elektryczną pakietem wyposażenia.
Mii Electric może pochwalić się miękką i dobrze leżącą w dłoni skórzaną kierownicą, a nawet podgrzewanymi fotelami o lepiej wyprofilowanym kształcie. Producent dumnie nazywa je sportowymi - my jednak pozostaniemy po prostu przy słownie wygodne. Pozostałe wykończenie stoi na zadowalającym poziomie. Faktura deski została wykonana z przyjemnych, choć twardych materiałów, a przez jej środek przebiega kontrastowa, szara listwa z logiem modelu.
Zegary otrzymały odpowiednie wskaźniki przystosowane specjalnie pod kątem elektrycznej jazdy, natomiast wszystko spina system multimedialny Seat Connect. W elektrycznej wersji najmniejszego Seata jest on dostępny w standardzie i umożliwia współpracę samochodu z naszym smartfonem, wyświetlając na nim nie tylko dedykowaną nawigację, ale także szereg najważniejszych informacji o samochodzie, pracy układu elektrycznego i dostępnego zasięgu.
Pozytywne wrażenie pozostawiła jazda. Elektryczny Seat został wyposażony w baterię o pojemność 32,3 kWh, co według informacji podanych przez producenta, ma wystarczyć na przejechanie nawet do 260 kilometrów. Z naszych obserwacji wynika, że w rzeczywistości wynik ten może być do osiągniecia. Seat zastosował 4-stopniowy system rekuperacji, który umożliwia doładowywanie akumulatora w trakcie hamowania. Podczas naszego przejazdu pokonaliśmy ok 80 km, krążąc zarówno po wąskich, miejskich uliczkach Madrytu, jak i po drogach ekspresowych. Po dotarciu do ostatniego punktu podróży, zasięg wynosił ok. 150 km, a jechaliśmy w 3 osoby z włączoną klimatyzacją i podpiętym telefonem.
Nieźle wypada też elektryczny Seat pod kątem dynamiki. 83-konny silnik potrafi wygenerować 212 Nm, trzeba jednak pamiętać, że Mii electric, chociaż jest małym samochodem, to waży ponad 1200 kg (czyli niemal 300 kg więcej niż wersja spalinowa). Na sportowe osiągi nie ma więc co liczyć, ale autko potrafi sprawnie ruszyć spod świateł, przyspieszając od 0 do 50 km/h w 3,9 s.
Prędkość maksymalna samochodu to 130 km/h. Nam na autostradzie udało się rozpędzić do licznikowych 140 km/h.
Na wysokim poziomie stoi komfort podróży. Elektryczna wersja Mii prowadzi się dobrze, mimo dużej masy auto sprawnie reaguje na ruchy kierownicą, a zawieszenie całkiem nieźle tłumi co większe dziury w nawierzchni. Jadąc z nawet większą prędkością, w kabinie jest cicho - to zasługa elektrycznego napędu i małej powierzchni czołowej. Nad wszystkim czuwa standardowy pakiet bezpieczeństwa z systemem Lane Assist na czele.
Na sam koniec pozostawiliśmy kwestie ładowania. Seat Mii electric zadowoli się już domowym gniazdkiem, w tym przypadku jednak uzupełnienie baterii może potrwać nawet 16 godzin. O wiele sprawniej procedura przebiega przy wykorzystaniu dedykowanego wallboxa, który skraca czas ładowania do 4-5 godzin. Skorzystanie z prądu stałego (maksymalnie 40 kWh) skróci ten proces do około godziny.
Seat Mii electric jest już produkowany, podobnie jak Volkswagen e-up! i Skoda Citigo e IV w Bratysławie. Do polskich salonów Seata samochód ma trafić dopiero w 2020 roku. Na obecną chwilę nie wiadomo nic na temat cen, jednak jeśli wierzyć plotkom, mogą się one okazać konkurencyjne względem bezemisyjnego odpowiednika u Skody. Przypomnijmy, Citigo e w promocji startowej, niestety tylko do końca listopada, kosztuje 73 300zł, a uwzględniając rządową dopłatę, cena może zejść nawet do granicy 57 300 zł. Regularne ceny są wyższe i startują z 81 900 zł.
Krzysztof Mocek