Polacy zbudują ogniwo wodorowe? Taki mają plan
Rozwój technologii związanych z upowszechnianiem napędu wodorowego wymaga systemowych decyzji dostawców technologii, przyszłych użytkowników i rządu - mówili w środę związani z tą branżą eksperci i przedsiębiorcy podczas kongresu Impact mobility rEVolution'18 w Katowicach.
Jak ocenił zajmujący się m.in. wdrażaniem technologii wodorowych prof. Tadeusz Uhl z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, polscy przedsiębiorcy w kontekście rozwoju transportu wodorowego powinni w pierwszej kolejności skupiać się na szukaniu partnerów zagranicznych i budować konsorcja, aby pozyskiwać wiedzę i technologię.
"Musimy nauczyć się wielu technologii - oczywiście możemy zrobić to sami, ale to trwa długo. We współpracy możemy szybciej wchłonąć te technologie, nauczyć się i mieć własne produkty" - zdiagnozował Uhl. "Na początku powinniśmy zarabiać na współpracy" - dodał.
Zgodził się z nim prof. Maciej Chorowski, dyrektor Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, które prowadzi warty ok. 32 mln zł program rozwoju zasobników wodorowych. Jak zaznaczył, w intencji NCBR to zalążek pewnego programu - sygnał dany rynkowi, że Centrum postrzega wodór jako ważny nośnik energii. "Jakakolwiek technologia wodorowa będzie potrzebowała zasobników" - przypomniał.
"Ogłosiliśmy konkurs na zasobniki wodoru, ale tak zdefiniowaliśmy warunki, że te zasobniki mają być konkurencyjne co do gęstości energii, ale również ceny, np. bateriami litowo-jonowymi, z uwzględnieniem sprawności, wagi i objętości ogniwa paliwowego. Więc postrzegamy to nie tyle jako technologię, która ma być gdzieś tam sobie rozwijana (...), tylko żeby była w pewnej gotowości, gdy powstaną pewne warunki - również prawne - aby wodór stał się nośnikiem energii w pojazdach - przede wszystkim w pojazdach" - wyjaśnił Chorowski.
Przypomniał, że technologie wodorowe mogą być m.in. sposobem na magazynowanie energii, jeżeli występują jej nadwyżki, wobec np. braku możliwości odbioru energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych. "To jest więc bardzo obiecujący czynnik. I nie jest absolutnie możliwe, aby za kwotę, którą wyasygnowaliśmy jako NCBR na program wodorowy, rozwiązać inne problemy niż zdefiniowaliśmy" - zastrzegł.
"Chcemy, aby kilka polskich podmiotów miało szanse na zademonstrowanie, że są zdolni do wyprodukowania zasobnika wodoru, przy czym ten zasobnik musi być zastosowany w jakimś środku transportu - (...) nie powiedzieliśmy, w jakim - z taką efektywnością, która jest charakterystyczna dla innych zasobników energii dla tego środka transportu" - uściślił szef NCBR.
Wyraził nadzieję, że w Polsce powstanie takie strategiczne porozumienie na rzecz rozwoju technologii wodorowych. "To jest dobry moment, dlatego że technologie te wymagają, aby pojawiły się podmioty, które są zdolne do absorbowania ich w istniejącej postaci. A my możemy - tylko musimy tego chcieć - stać się konsumentem czyichś nakładów na ich rozwój" - uznał.
Wiceprezes Grupy Azoty Grzegorz Kądzielawski, największego w Polsce producenta wodoru - na razie na potrzeby własnej syntezy chemicznej - wyraził gotowość produkcji tego gazu także pod kątem rozwoju transportu. Wskazał na korzyści związane z rozproszeniem na terenie kraju fabryk Azotów wytwarzających wodór, a także jego czystość - bliską potrzebom transportu wodorowego. "Widzimy szansę rozwoju transportu wodorowego. (...) Chcemy spróbować odnaleźć się jako potencjalny dostawca" - mówił.
Prezes Ursusa Karol Zarajczyk deklarował, że jako właściciel tej marki widzi szansę na rynku w nowoczesnych technologiach, a wodór postrzega jako paliwo przyszłości. Już w ub. roku Ursus uzyskał homologację dla swojego pierwszego autobusu wodorowego. Mówił też o otwartości przy współpracy po stronie Grupy Azoty czy Grupy JSW. Zarajczyk akcentował jednocześnie, że ze względu na wciąż drogie komponenty, m.in. ogniwa paliwowe, autobus wodorowy kosztuje dziś 4 mln zł, a elektryczny - o połowę mniej. Koszt autobusu konwencjonalnego to ok. 1 mln zł.
Prof. Uhl zapewnił, że już za półtora roku będzie można kupić polskie ogniwo wodorowe. Wśród dotychczasowych ograniczeń technologii wodorowej wymienił długoterminowe przechowywanie wodoru (ze względu na wielkość jego cząsteczek, przenikających nawet przez metal).
"W tej chwili jesteśmy już w stanie te problemy rozwiązać, są rozwiązania. Jest nowa dyrektywa wodorowa, która umożliwia nam zastosowanie magazynów wodorów 700 bar, co zwiększa nam zasięgi tych pojazdów. (...) Polskie firmy szybko wchłaniają dostępne na rynku technologie, tylko potrzeba nam rynku, aby je skomercjalizować" - zaznaczył.
Prof. Chorowski podkreślił że technologia wodorowa wymaga podejścia systemowego. "Polskę stać na to, by uruchomić duży program okołowodorowy, liczony w miliardach, pod warunkiem, że najpierw zainteresowane strony - czyli ci, którzy byliby dostawcami technologii, ich użytkownikami i regulatorzy, czyli rząd - umówią się, co chcą mieć" - podkreślił szef NCBR.
"Gdybyśmy szli w sposób rozproszony, wydamy 500 mln i nie będziemy mieli nic. Jeżeli podejmiemy pewne decyzje, tylko skoordynowane, to wydamy może nie 500 mln, tylko 2 mld i staniemy się prawdopodobnie gospodarką, która się zwodoryzuje" - zdiagnozował Chorowski.
Z jego słowami zgodzili się wiceprezes Azotów oraz szef Ursusa. "Abyśmy przeszli od słów do czynów, potrzebne jest systemowe umówienie się, że chcemy to zrobić" - uznał Kądzielawski. "Systemowe rozwiązanie jest wymagane na samym początku" - podkreślił Zarajczyk. "Już widać, że jest o tyle wyraźna synchronizacja programu E-bus z zasobnikami wodoru w ramach programów NCBR, że to jest naprawdę przemyślane i z głową" - zdiagnozował.