"Przepraszamy - to awaria, a nie brak paliwa". Wyciekła instrukcja Orlenu
"Awaria dystrybutora, przepraszamy". Takie kartki - formatu A4 - coraz częściej zobaczyć można na stacjach Orlenu. Jak wieść gminna niesie, nie jest to przypadek. Komunikatami o "awarii" Orlen maskować ma problemy zapewnieniem ciągłości dostaw na stacjach. To efekt przedwyborczych cudów?
Polakom nie dogodzisz. W styczniu internet huczał na temat Orlenu - gdy mimo powrotu do 23-procentowej stawki VAT na paliwa, ceny na dystrybutorach nie uległy zmianie. Było to możliwe, bo 1 stycznia państwowy gigant skokowo obniżył ceny paliwa w hurcie. Po chwilowej euforii kierowcy zaczęli się zastanawiać, czy aby przypadkiem w miesiącach poprzedzających zmianę stawki VAT nie przepłacali za paliwo? Prezes Obajtek powiedział, że nie, ale i tak dzień 1 stycznia 2023 roku przeszedł do historii pod hasłem "cudu na Orlenie".
Teraz media znów rozpisują się o cudach na Orlenie, gdy paliwo oferowane jest po przyjemnie niskich cenach. To zaskakujące, bo notowania ropy na światowych rynkach osiągają kolejne rekordy, a przez lata przywykliśmy przecież do tego, że stacje - przynajmniej jeśli chodzi o podwyżki - reagują na nie z prędkością światła. Orlen tłumaczy, że ceny wynikają po prostu z długofalowych kontraktów i nie mają nic wspólnego z trwającą właśnie na całego kampanią wyborczą.
W początku stycznia, gdy obowiązywała już 23 proc. stawka VAT na paliwa, ceny hurtowe ropy oscylowały wokół 80 dolarów za baryłkę (często poniżej tej stawki). Ceny na stacjach kształtowały się wówczas następująco:
- litr benzyny bezołowiowej 95 - 6,46 zł,
- litr oleju napędowego - 7,45 zł.
Obecnie, gdy notowania ropy na giełdach z górką przekraczają 90 dolarów za baryłkę, na stacjach płacimy:
- 5,96 zł za litr benzyny 95-oktanowej,
- 5,97 zł za litr oleju napędowego.
Wniosek? Stosując przedwyborczą matematykę dojdziemy do wniosku, że wzrost cen surowca o 10 dolarów na baryłkę oznacza w Polsce obniżkę cen paliw średnio o 1,5 zł na litrze. Przy cenie na surowca na poziomie 100 dolarów na Orlenie powinniśmy więc tankować za 3 zł/litr, a gdy notowania ropy osiągną ponad 120 dolarów, do każdego darmowego tankowania dorzucą nam w gratisie po hotdogu. Z kawą.
O skali cudów na Orlenie najlepiej świadczy porównanie cen paliw w Polsce, Czechach i Niemczech. Z danych branżowego serwisu epetrol.pl wynika, że w sąsiednich krajach, które nie mogą się pochwalić tak korzystnymi kontraktami i nie są objęte wyborczą gorączką, aktualne ceny prezentują się następująco:
- W Czechach za litr 95-tki płacimy obecnie 7,61 zł, a litr oleju napędowego kosztuje 7,54 gr. W obu przypadkach różnice w stosunku do polski przekraczają 1,5 zł.
- W Niemczech litr benzyny 95-oktanowej kosztuje dziś 8,80 zł, a litr oleju napędowego - 8,52.
W przypadku aut segmentu D, na jednym tankowaniu w Polsce statystyczny Schmidt zaoszczędzić więc może nawet 45 euro!
W internecie furorę robi właśnie zdjęcie, przedstawiające mail, którym - z dniem 6 września - koncern komunikować miał nowy "standard oznaczenia dystrybutorów w sytuacji tymczasowego braku paliwa". Czytamy w nim:
Inny fragment mówi o tym, że: nie należy używać czerwonych etykiet z informacją "chwilowy brak paliwa".
Wiadomo już, że mail jest autentyczny. Koncern tłumaczy, że:
Skąd brać się mają problemy z "awariami dystrybutorów" w sytuacji gdy służby prasowe Orlenu zapewniają, że ciągłość dostaw dla kontrahentów nie jest zagrożona? Problem polega na tym, że Orlen pokrywa "jedynie" 65 proc. zapotrzebowania na paliwa w Polsce. Pozostałe 35 proc. rynku znajduje się w rękach importerów paliw. Ci nie mogą jednak kupić paliwa od Orlenu i zaopatrują się zagranicą. Po cenach rynkowych.