Ukradł auto z pieniędzmi, ale chciał je oddać. Kupił wino na przeprosiny
Bełchatowscy policjanci potrzebowali godziny na rozwiązanie sprawy kradzieży samochodu z 35 tysiącami złotych w schowku na rękawiczki. Gdyby działali bardziej opieszale, być może złodziej uniknąłby więzienia.
Zdarzenie miało miejsce w piątek, 28 października. O 16:45 dyżurny bełchatowskiej policji otrzymał zgłoszenie dotyczące kradzieży samochodu marki Renault Kangoo wraz z przyczepką.
Auto zniknęło spod ogrodzenia posesji, na której pracownicy firmy należącej do właścicielki auta, wykonywali prace. Samochód był otwarty, w stacyjce znajdowały się kluczyki, a w schowku dokumenty oraz 35 tys. złotych w gotówce. Właścicielka zapewniała, że auto pozostawiła tylko na chwilę.
Mundurowi przyjęli zawiadomienie o przestępstwie i wykonali oględziny miejsca zdarzenia. Komunikat bełchatowskiej policji enigmatycznie podaje, że pracujący przy tej sprawie funkcjonariusze zajmujący się zwalczaniem przestępczości samochodowej, uzyskali informację na temat miejsca postoju skradzionego pojazdu.
W ciągu godziny od zgłoszenia kradzieży policjanci dotarli na jedną z uliczek w mieście, gdzie odnaleźli utracony pojazd wraz z przyczepką i zawartością schowka. W pobliżu auta przebywał znany stróżom prawa 35-latek. Miał on już wcześniej konflikt z prawem. Na jego nieszczęście okazało się, że miał przy sobie klucze do skradzionego auta. Przepytany przez funkcjonariuszy przyznał się do kradzieży, ale tłumaczył policjantom, że się rozmyślił i zamierzał zwrócić samochód właścicielce. Dodatkowo, w ramach przeprosin chciał jej jeszcze sprezentować butelkę wina, które już zdążył w tym celu kupić.
Być może to rozwiązałoby sprawę, ale szybka reakcja policji uniemożliwiła 35-latkowi okazanie skruchy i zwrot kradzionego pojazdu. Przedstawiono mu zarzut kradzieży, teraz będzie musiał się liczyć z karą 5 lat w więzieniu.
***