Spór o motocyklistów. Media wypaczają ich obraz?
Kilka dni temu w naszym serwisie ukazał się tekst zatytułowany "Motocykl to bardzo niebezpieczny środek transportu". Materiał, który niemal w całości bazował na policyjnym raporcie dotyczącym bezpieczeństwa na polskich drogach w 2019 roku, odcisnął się szerokim echem wśród miłośników jednośladów. Część z nich zarzucała nam, że - tu cytat - "piszemy bzdury".
W tę retorykę wpisała się też redakcja serwisu o wymownej nazwie "Scigacz.pl", w którym ukazał się felieton autorstwa Konrada Bartnika zatytułowany "Motocykl - niezwykle niebezpieczny? Bzdurny artykuł na Interii".
Z tego typu publikacjami staramy się nie wchodzić w polemikę - felieton wyraża wszak punkt widzenia autora, do którego ten ma przecież pełne prawo. Słowa "bzdurny" nie możemy jednak pozostawić bez komentarza. Sugeruje bowiem, że podchodzimy do swojej pracy w sposób co najmniej lekkomyślny, publikując informacje, które nie mają odzwierciedlenia w faktach. Problem w tym, że w kwestii bezpieczeństwa motocyklistów fakty są - niestety - druzgocące i naprawdę trudno z nimi polemizować.
Kolejny raz przypominamy - w ubiegłym roku zgłoszono policji 30 288 wypadków czyli o 4,4 proc. mniej (- 1 386 wypadków) mniej niż na koniec 2018 roku. Problem w tym, że bilans ofiar śmiertelnych wyniósł 2 909 osób, czyli o 47 więcej (+1,6 proc.) niż dwa lata temu. Już pobieżna analiza policyjnego raportu wskazuje, że w wypadkach zginęło mniej pieszych, rowerzystów, kierowców czy pasażerów pojazdów. Za to aż o 1/4 (!) zwiększył się bilans wypadków śmiertelnych z udziałem motocyklistów. Pochłonęły one aż o 56 ofiar więcej niż w roku 2018.
Nie trzeba mieć doktoratu z matematyki by zauważyć, że 56 ofiar śmiertelnych wypadków z udziałem motocyklistów ze sporą nawiązką pokrywa CAŁKOWITY WZROST LICZBY OFIAR ŚMIERTELNYCH WSZYSTKICH WYPADKÓW DROGOWYCH W POLSCE (+47 zgonów). Czy naprawdę wymaga to dodatkowego tłumaczenia?
Musimy też zaznaczyć, że w naszym materiale mowa była o wypadkach Z UDZIAŁEM, a nie Z WINY motocyklistów. Zupełnie nie rozumiemy więc oburzenia miłośników jazdy na dwóch kółkach. W żadnym miejscu nie twierdziliśmy przecież, że to oni ponoszą winę za większość tego typu zdarzeń.
Autora felietonu najmocniej oburzył jednak tytuł mówiący o "motocyklu, jako bardzo niebezpiecznym środku transportu". Jeśli redakcja "Scigacz.pl" twierdzi, że to nieprawda - mamy dla niej swoiste "zadanie domowe". Prosimy o wskazanie innego, dopuszczonego do ruchu po drogach publicznych, pojazdu mechanicznego, z którego korzystanie niesie dla użytkownika większe ryzyko śmierci lub ciężkich obrażeń w wyniku wypadku...
Doskonale zdajemy sobie sprawę, że jeśli przyjrzeć się statystykom dotyczącym sprawstwa wypadków - miłośnicy jazdy na dwóch kółkach wypadają nadzwyczaj korzystnie. Sęk w tym, że sytuacja wygląda "zadowalająco" tylko pod warunkiem, że nie zagłębimy się w szczegóły...
Kierowcy osobówek spowodowali w ubiegłym roku 74,7 proc. wszystkich wypadków drogowych. Motocykliści - zaledwie 4,1 proc. Problemem jest jednak bilans ofiar śmiertelnych. Kierowcy aut osobowych odpowiadają za 70,6 proc. wszystkich zgonów w wyniku wypadków drogowych. W przypadku motocyklistów wynik wynosi już 7,5 proc. W tym miejscu warto też dodać, auta osobowe stanowią blisko 83 proc. ogółu zarejestrowanych w Polsce pojazdów mechanicznych, a motocykle - niespełna 5,4 proc. Nie można też zapominać, że motocykle - w przeciwieństwie do pozostałych pojazdów - pojawiają się na drogach sezonowo, a nie jeżdżą przez cały rok...
W pełni rozumiemy emocjonalny wpis autora felietonu na "Scigacz.pl" ale trudno jest polemizować z faktami. Jasne, że za wiele wypadków z udziałem jednośladów odpowiadają inni uczestnicy ruchu, w tym - w szczególności - "puszkarze", czyli kierowcy aut osobowych. Nie można jednak zapominać, że na postrzeganie motocyklistów jako grupy użytkowników dróg największy wpływ ma zachowanie ich samych. Media nie powielałyby "krzywdzących stereotypów", gdyby motocyklowa brać nie traktowała innych użytkowników dróg jak przeszkód, które należy wyprzedzić w najmniej oczekiwanym momencie, a publiczne drogi nie służyły za miejsce do sprawdzania przyspieszeń i prędkości maksymalnych.
Jasne - każda grupa użytkowników dróg ma na sumieniu wiele głupich i niebezpiecznych zachowań. Problem w tym, że żadna inna grupa pojazdów nie pozwala w tak ordynarny sposób kpić z ograniczeń prędkości i naginać praw fizyki. Mówiąc prościej - motocyklista powinien zdawać sobie sprawę z faktu, że przeciętny użytkownik samochodu osobowego, ciężarówki czy roweru - niezależnie czy mówimy o 20-latku zafascynowanym "NFS", czy 73-letniej pani jadącej do apteki - ocenia otoczenie przez pryzmat osiągów własnego pojazdu.
Ktoś, kto w życiu nie siedział na motocyklu nie musi zdawać sobie sprawy z faktu, że po drodze poruszać się może pojazd o szerokości pół metra, który jest w stanie przyspieszyć do 200 km/h w 10 czy 12 sekund, który porusza się z prędkością 150 km/h tam, gdzie niemal wszystkie samochody jadą 70 czy 80 km/h. W pełni popieramy więc akcje społeczne typu "patrz w lusterka, motocykle są wszędzie" - ale nie można zapominać, że to, czy kierowca będzie w stanie zauważyć jednoślad - w ogromnym stopniu zależy przecież od samego motocyklisty! Nie ma przecież obowiązku odkręcania "manety" do oporu, a zamiar wyprzedzania sygnalizować można chociażby posiłkując się salwą ze świateł drogowych.
Paweł Rygas
PS.
Uprzedzając komentarze i posądzanie o stronniczość chciałbym dodać, że ostatni raz jeździłem z "lewą w górze" dokładnie... wczoraj. Mimo mojej szczerej fascynacji maszynami na dwóch kołach, nie mogę jednak udawać, że motocykliści to krystalicznie czysta grupa użytkowników dróg, których obraz wypaczają media. Wśród żadnej innej grupy zmotoryzowanych nie spotkałem się np. z tak ogromnym odsetkiem osób jeżdżących bez uprawnień ("bo przecież nie będą mnie gonić") czy prezentujących kliniczny obraz rozdwojenia osobowości. Mówiąc prościej - sprawiających wrażenie, że gdy tylko zamieniają cztery koła na dwa, niejako "z automatu", wyłącza się im również połowa mózgu...