Radary nielegalne, kierowcy płacą, a przestępstwa nie ma!
Radary Iskra-1 to chyba najbardziej medialna "broń" polskiej "drogówki" ostatnich lat. W naszym serwisie wielokrotnie zwracaliśmy uwagę, że urządzenia stoją w jawnej sprzeczności z polskimi normami. Z czasem sprawą wadliwych radarów zajęła się nawet prokuratura.
Dochodzenie wszczęto 12 marca 2013 roku w prokuraturze rejonowej Warszawa Śródmieście Północ. Śledczy badali sprawę pod katem ewentualnego niedopełnienia obowiązków służbowych przez funkcjonariuszy publicznych - pracowników Głównego Urzędu Miar w Warszawie i Okręgowego Urzędu Miar w Katowicach.
W oficjalnym komunikacie wystosowanym przez rzecznika prokuratury mogliśmy wówczas przeczytać, że "badany jest proces zatwierdzania tych urządzeń będących na wyposażeniu Policji, w tym sprawdzenia ich odporności na zaburzenia elektromagnetyczne, jak i wydania stosownych świadectw legalizacji pomimo wadliwości działania oraz importu ich do kraju w drodze przetargu publicznego". Co ustalono w toku trwającego ponad 4 lata śledztwa?
Jak czytamy w "Gazecie Wyborczej" - "Prokuratura nie dopatrzyła się znamion przestępstwa, mimo że radary nie spełniały norm rozporządzenia ministra gospodarki. Wątek umieszczenia na radarach tzw. oznakowania zgodności (CE) się przedawnił".
Zdaniem śledczych, urzędnicy nie złamali obowiązujących procedur i nie mogą ponosić winy za działania importera sprzętu. Przypominamy, że chodziło o tzw. legalizację wtórną, przy której nie są przeprowadzane kompleksowe badania dostarczonego sprzętu. Nie zmienia to jednak faktu, że w czasie legalizacji pierwotnej urzędnicy nie wykryli, że legalizowane przez nich urządzenia różniły się w sposób zdecydowany od typu zatwierdzonego przez Główny Urząd Miar i Wag.
Dziennikarze "GW" zwracają uwagę, że śledztwo dotyczyło jedynie działań urzędników i importera. Co więcej dotyczyło tylko jednej dostawy sprzętu. Prokuratorzy nie skupili się na innych dostawach, pominięto też kwestię słynnej już podatności Iskry-1 na zakłócenia. Przypominamy, że radar zasłynął m.in. tym, iż potrafi podawać różne prędkości stojącego w miejscu pojazdu. Iskra-1 - przypadkowo - może np. zmierzyć prędkość obrotową pracującego wiatraka chłodnicy klimatyzacji...
Może to więc nie sądy, ale prokuratury wymagają reformy?
Obecnie na wyposażeniu policji wciąż znajduje się 458 egzemplarzy Iskry-1, które są nie tylko podatne na zakłócenia, ale też nie posiadaną wymaganej polskimi przepisami funkcji identyfikacji pojazdu!
W piśmie Komendy Głównej Policji z dnia 8 marca 2017 roku, adresowanym do Zarządu Wojewódzkiego NSZZ Policjantów woj. wielkopolskiego, czytamy m.in., że "Radar Iskra-1 w przypadku grupy pojazdów dokonuje pomiaru prędkości najszybciej jadącego pojazdu, pod warunkiem, że jego prędkość będzie o co najmniej 4 km/h większa od pozostałych". Oznacza to, że w gęstym ruchu, to policjant - metodą "na oko" dokonać musi wyboru najszybciej poruszającego się pojazdu. Sama KGP zwraca uwagę, że "przy dokonywaniu pomiaru prędkości najszybciej jadącego pojazdu na tle grupy, osoba dokonująca pomiaru musi mieć bezwzględną pewność trafnej oceny wizualnej wyróżniającego się wyższą szybkością pojazdu"! Oznacza to, że najszybszy pojazd - de facto - wskazuje policjant, a nie radar, co pozostawia ogromne pole do pomyłek.
Wypada też dodać, że Iskry - właśnie z uwagi na swoją niedokładność - nie cieszą się dobrą opinią wśród samych funkcjonariuszy drogówki. Policjant dokonujący pomiaru musi nie tylko samodzielnie zidentyfikować najszybszy pojazd w grupie, ale też upewnić się, że miejsce kontroli prędkości nie rzutuje na wynik. Dotyczy to chociażby odległości od linii przesyłu energii elektrycznej czy stacji transformatorów. Oznacza to, że przed skorzystaniem z Iskry-1 funkcjonariusz powinien np. zapoznać się z mapkami geodezyjnymi dotyczącymi przebiegu podziemnych linii energetycznych, które również potrafią zakłócać pracę rosyjskiego radaru.