Policjant proponuje ci mandat? Lepiej go przyjmij...

Zatrzymani przez policję kierowcy rzadko decydują się na odmowę przyjęcia mandatu i dochodzenie swoich praw w sądzie. Najczęściej to dobra decyzja, statystyki dowodzą bowiem, że w starciu z machiną wymiaru sprawiedliwości kierowcy nie mają prawie żadnych szans.

Kierowca nie ma szans w starciu z policyjno-sądową machiną
Kierowca nie ma szans w starciu z policyjno-sądową machinąAdam StaśkiewiczEast News

Warunkiem przyjęcia mandatu karnego jest poczuwanie się kierującego do winy. Oznacza to, że przyjmując mandat automatycznie przyznajemy się do popełnionego wykroczenia. Każdemu kierującemu przysługuje jednak prawdo do odmowy przyjęcia mandatu i wówczas sprawa kierowana jest do sądu.

Najczęściej chodzi o kwestie związane z przekroczeniem prędkości. Jak informowała PAP, w 2016 roku policjanci drogówki sporządzili ponad 15,6 tys. wniosków do sądów o ukaranie kierowców, którzy - w ich opinii - poruszali się szybciej niż obowiązujące na danym odcinku ograniczenie. Kolejny rok zamknął się liczbą 14,6 tys. wniosków o ukaranie z tego samego powodu. Wnioski takie sporządzane są po tym, gdy kierowca odmówi przyjęcia mandatu.

W ilu sprawach kierowcom udało się wybronić od stawianych przez policjanta zarzutów?

Dane powołanego przez Komendanta Głównego Policji zespołu, który przeprowadził analizę wyroków uniewinniających w sprawach o przekroczenie dopuszczalnej prędkości przez kierujących pojazdami, nie pozostawiają złudzeń. W 2016 roku na przeszło 15,6 tys. spraw zapadło 159 wyroków uniewinniających. W roku 2017 (dane za pełny rok 2018 nie są jeszcze dostępne - przyp. red) - na 14,6 tys. spraw sądy wydały zaledwie 88 (!) wyroków uniewinniających kierowców. Z policyjnych statystyk wynika więc, że szansa na wygraną przed sądem jest jak... 1 do 99. Wyrokiem pomyślnym dla kierującego kończyło się średnio 0,87 proc. spraw.

Statystyka jest druzgocąca, chociaż od lat wiadomo, że używany przez policję sprzęt pomiarowy (np. słynne już radary Iskra-1) potrafi generować liczne błędy. Odpowiedzialność za taki stan rzeczy w dużej mierze ponoszą sądowi biegli, w opiniach których aż roi się od swobodnych interpretacji, błędów, przeinaczeń i domysłów. Niestety, większość z tego typu dokumentów traktowana jest przez sędziów jako pewnik, a powoływanie kolejnych biegłych tylko wydłuża rozprawę i finalnie - koszty.

Przykładów nie trzeba - niestety - daleko szukać. Na facebookowym profilu "Nielegalne fotoradary do kosza" znaleźć można wiele absurdalnych cytatów żywcem wyjętych z opinii biegłych sądowych. Ostatnio przytaczano np. opinię znanego biegłego Jarosława Teterycza (który m.in. występował w telewizji jako "ekspert od pomiarów prędkości"), w której można było przeczytać, że: "Wbrew argumentacji obwinionego wyćwiczone oko policjanta jest bardzo skutecznym instrumentem. Pozwala na dość dokładną ocenę odległości, a mówiąc precyzyjniej, na ocenę zmiany odległości". W tym miejscu wypada wyjaśnić, że pan Jarosław Teterycz jest biegłym z zakresu "pomiaru prędkości pojazdów za pomocą technologii radarowych, laserowych, prędkościomierzy kontrolnych, odcinkowego pomiaru prędkości i innych", a nie z zakresu anatomii i budowy ludzkiego oka.

Powyższa opinia została wydana ws. dotyczącej pomiaru dokonanego za pomocą radiowozu z wideorejestratorem. Przypomnijmy, że urządzenie to nagrywa obraz oraz mierzy prędkość samego radiowozu. Warunkiem poprawnego pomiaru jest więc utrzymanie przez czas pomiaru stałego odstępu od mierzonego pojazdu. Policjant nie ma innej możliwości oceny odległości niż pomiar... "na oko". O ile radiowóz jedzie w bezpośredniej bliskości poprzedzającego auta, pomiar jest prawidłowy. Życie pokazuje jednak, że pomiary często są dokonywane z odległości kilkuset metrów, na dużym zbliżeniu, gdy żadne oko, również policjanta, nie jest w stanie ocenić czy przez pomiarowy czas (a to często są sekundy) radiowóz np. nie zbliżył się do auta mierzonego...

Kierowcy decydujący się na odmowę przyjęcia mandatu muszą też wiedzieć, że w sądzie ich głos nie jest traktowany na równi z opinią policjanta. Nawet gdy zeznania mundurowego stoją w jawnej sprzeczności z zadami fizyki, sąd - z reguły - przyjmie je za pewnik. Dzieje się tak z tej prostej przyczyny. Kierowca występuje w charakterze podejrzanego, więc, zgodnie z prawem do obrony, jego zeznania niekoniecznie muszą być zgodnie z prawdą, co sędzie może brać pod uwagę. Co innego w przypadku świadka - a taki status ma policjant dokonujący pomiaru. Ten, zeznając pod przysięgą, ma bezwzględny obowiązek mówienia prawdy, a sędzia ma obowiązek mu wierzyć, nawet jeśli policjant zeznaje, że wideorejestrator mierzy prędkość nie radiowozu, a innego pojazdu, co świadczy albo o kłamstwie, albo totalnym braku zrozumienia zasady działania urządzenia, którym posługuje się w pracy (a redakcja zna takie przypadki...).

Efekty są właśnie takie, jak wynika to z policyjnych statystyk. Rozstrzygnięciem na korzyść oskarżonego (kierowcy) kończy się niespełna 1 na 100 spraw. Dla przegranego oznacza to tyle, że oprócz proponowanego jeszcze w czasie policyjnej kontroli mandatu, musi też pokryć koszty postępowania sądowego. Te, wliczając w to opinie biegłych, mogą kilkukrotnie przekroczyć kwotę samego mandatu...

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas