Lepiej w ogóle nie mieć prawa jazdy, niż je stracić. Paranoja!
Wprowadzone niedawno nowelizacje Prawa o ruchu drogowym, a także kodeksu karnego, wzbudziły liczne wątpliwości i oburzenie większości kierowców. Chodzi oczywiście o zatrzymywanie praw jazdy za przekroczenie prędkości o więcej niż 50 km/h na obszarze zabudowanym.
Niedawno wyjaśniałem nowe zasady zatrzymywania praw jazdy. Dziś chcę przedstawić dodatkowe zagadnienia, a przy okazji wskazać na błędy, jakich niestety dopuścił się ustawodawca.
W internecie pojawiają się opinie, wypowiadane rzecz jasna przez domorosłych znawców prawa, że nie wolno wymierzać kierującemu dwóch kar za to samo wykroczenie. A niby dlaczego nie?
Pojęcie tzw. kary dodatkowej jest znane od dawna w naukach prawnych i w praktyce orzeczniczej. Kara dodatkowa to kara wymierzana obok kary zasadniczej (np. pozbawienie praw publicznych, zakaz zajmowania określonych stanowisk, pozbawienie praw rodzicielskich lub opiekuńczych, zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych, opublikowanie wyroku do publicznej wiadomości, przepadek narzędzia przestępstwa itd.). Kara dodatkowa może mieć przy tym charakter obligatoryjny (czyli orzekana jest zawsze obowiązkowo) lub fakultatywny (może, ale nie musi być orzeczona).
Zatrzymanie prawa jazdy za wykroczenie polegające na przekroczeniu dopuszczalnej prędkości na obszarze zabudowanym o więcej niż 50 km/h ma na celu (przynajmniej w założeniu) czasowe wyeliminowanie z ruchu drogowego kierowców, którzy w rażący, ostentacyjny i niebezpieczny sposób przekraczają prędkość.
Wynika to z faktu, iż dla części kierowców samo zapłacenie mandatu nie jest wcale tak wielką dolegliwością. Są tacy, którzy z góry zakładają, że będą wciskać pedał gazu do deski i koszt ewentualnej grzywny wliczają w koszty podróży.
Jeszcze inni rzekomi znawcy prawa wypisują setki zastrzeżeń wobec nowych przepisów, podjudzają kierowców, podzielają ich "szlachetne oburzenie", a są i tacy, którzy starają się jeszcze na tym zarobić.
Otóż czytam na pewnej stronie internetowej, że "decyzja o zatrzymaniu nie należy tylko do policjanta i starosty, ale też musi wypowiedzieć się sąd". Jest to ewidentna bzdura! Decyzja o zatrzymaniu prawa jazdy z powodu przekroczenia prędkości o więcej niż 50km/h jest decyzją administracyjną.
Warto dodać, że policjant nie podejmuje decyzji o zatrzymaniu prawa jazdy za opisane wyżej przekroczenie prędkości. On ma obowiązek zatrzymać prawo jazdy, jest więc tylko wykonawcą określonego przepisu i o niczym nie decyduje. To tak, jak kontroler biletów ma obowiązek ukarać osobę, które jechała bez biletu.
Podobnie starosta - jego decyzja nie zależy od dobrej czy złej woli, lecz wynika wprost z ustawy o kierujących pojazdami:
Art.102. ust. 1. Starosta wydaje decyzję administracyjną o zatrzymaniu prawa jazdy lub pozwolenia na kierowanie tramwajem, w przypadku gdy: (pkt. 4) kierujący pojazdem przekroczył dopuszczalną prędkość o więcej niż 50 km/h na obszarze zabudowanym.
Nie wolno pozbawić uprawnień, skoro ktoś zdał egzamin? Wolno!
Jeszcze inni "eksperci", obrońcy wszelakich swobód i wolności twierdzą, że skoro ktoś zdał egzamin na prawo jazdy, to "niekonstytucyjne" jest odbieranie mu uprawnień. To kolejny mit.
Przecież nie tylko kierowca, ale także lekarz, prawnik, pilot czy kapitan statku może być pozbawiony dyplomu. Takie sankcje powszechnie występują w orzecznictwie.
Egzamin jest tylko formą sprawdzenia elementarnych kwalifikacji do wykonywania określonego zawodu, do obsługi pewnych urządzeń, do kierowania rozmaitymi pojazdami. Praktyka dowodzi, iż może okazać się, że dana osoba ma wprawdzie formalne kwalifikacje i umiejętności niezbędne do wykonywania danych czynności, np. do leczenia ludzi albo kierowania samochodem, ale brak jej za to dyscypliny, poczucia odpowiedzialności, kwalifikacji moralnych.
Czy lekarz, który ma dyplom, ale popełnił kardynalne błędy i naraził na niebezpieczeństwo kilku pacjentów, powinien nadal być lekarzem?
Podobnie kierowca, który ostentacyjnie lekceważy przepisy, czy powinien nadal bezkarnie jeździć?
Spotkałem i taką mądrą wypowiedź, że nie powinno się karać kierowców, którzy wprawdzie przekroczyli rażąco dopuszczalną prędkość, ale przecież nie spowodowali wypadku, nikogo nie zabili ani nie ranili, nikomu nie rozbili samochodu...
To już jest zupełnie chore. Gdyby kierować się takim tokiem myślenia, to należałoby znieść wszystkie przepisy ruchu drogowego i stosować zasadę: możesz jeździć pod prąd, możesz przejeżdżać na czerwonym świetle, dopóki nie spowodujesz wypadku.
Nie dziwię się, że część gawiedzi chciałaby czegoś takiego, bo Polak nie lubi żadnych przepisów i nawet zakaz zatrzymywania się uważa za przejaw represji i oznakę policyjnego terroru.
Gorzej jednak, gdy takie populistyczne i demagogiczne poglądy wypowiadają fachowcy lub dziennikarze...
Polacy już oczywiście kombinują, jak obejść przepis. Myślę, że gdyby nagroda Nobla była przyznawania w kategorii "cwaniackie omijanie przepisów", to co roku otrzymywałby ją jakiś nasz rodak.
Są więc tacy, którzy sugerują, iż należy mówić policjantowi, że nie mamy przy sobie prawa jazdy i wówczas nie będzie mógł nam go zatrzymać. Zabawa w przedszkolaka.
Warto zatem wyjaśnić, że gdy złapany ma przekroczeniu prędkości kierowca powie (zgodnie z prawdą lub nie), iż nie ma przy sobie prawa jazdy, policjant może oczywiście ustalić jego tożsamość w systemie Centralnej Ewidencji i wówczas sprawdzi, czy dana osoba ma w ogóle prawo jazdy, czy nie zostało jej ono zatrzymane.
Jeżeli kierowca twierdzi, że nie ma przy sobie prawa jazdy, a przekroczył prędkość o więcej niż 50 km/h na obszarze zabudowanym, w takim przypadku policja powiadamia starostę o popełnionym wykroczeniu, a starosta obligatoryjnie podejmuje decyzję o zatrzymaniu prawa jazdy i wzywa kierującego do złożenia dokumentu. Nawet jeśli kierowca nie stawi się i nie odda tego dokumentu, to i tak uprawnienia do kierowania zostaną mu zatrzymane albo cofnięte. Jeżeli nadal będzie jeździł, oznacza to, że de facto będzie to czynił bez uprawnień. No, a wówczas popełni już przestępstwo przewidziane w art. 180 a kodeksu karnego, za co grozi nawet kara pozbawienia wolności.
Mimo to wprowadzona konstrukcja przepisów, a w szczególności art. 180a k.k okazuje się niestety niedopracowanym bublem prawnym. Przypomnijmy, że kierowanie pojazdem bez uprawnień stało się obecnie przestępstwem, lecz dotyczy to tylko tych osób, które miały wcześniej prawo jazdy. Natomiast ci, którzy nigdy uzyskali uprawnień, a mimo to zasiadają za kierownicą, popełniaj tylko wykroczenie.
Polscy zmotoryzowani cwaniacy szybko zorientują się, że lepiej nigdy nie mieć prawa jazdy a mimo to jeździć, niż je mieć i stracić. Czy o to chodziło ustawodawcy? Przecież jest to niezwykle demoralizujące i świadczy o braku wyobraźni twórców prawa.
Młodzi ludzie nie będą zatem w ogóle przystępować do egzaminu, bo to się bardziej kalkuluje. Przecież to jakaś paranoja!
Trzeba jednak pamiętać, że jeśli pojazd kierowany jest przez osobę bez uprawnień, wówczas przestają obowiązywać polisy ubezpieczeniowe. Rozbijając czyjś samochód będziecie musieli zapłacić za szkody z własnej kieszeni. Znacznie gorsze mogą być też konsekwencje, jeśli taki delikwent spowoduje wypadek, w którym ktoś dozna obrażeń.
Polacy bardzo chętnie powołują się wzorce z Unii Europejskiej, która dla części moich rodaków stanowi wzór rzekomych doskonałych rozwiązań prawnych, sprawiedliwości, praworządności, troski o prawa człowieka itd.
No to popatrzcie, jak wyglądają sankcje dla piratów drogowych w niektórych państwach europejskich. Okazuje się, że to co wprowadzono w Polsce, to wcale nie takie surowe represje. Na przykład w Szwajcarii za rażące przekroczenie dopuszczalnej prędkości można nie tylko zapłacić mandat wartości dobrego SUV-a, ale i trafić za kraty i to nawet na 3 lata!
Z kolei we Francji w razie przekroczenia dopuszczalnej prędkości o więcej niż 50 km/h kierowca obligatoryjnie żegna się z prawem jazdy na 36 miesięcy! Nikogo nie obchodzi, że utraci przez to pracę, że będzie miał problemy. No i tam jakoś kierowcy nie protestują, nie lamentują, nie szukają obejścia przepisów.
Ja wiem, że nasze polskie państwo nie jest, wbrew zapewnieniom rządzących, przyjazne obywatelom. Oferuje nam bardzo niewiele, a za to zabiera bardzo dużo. Nasze zarobki nie umywają się do zachodnich - Polak otrzymuje 10 zł. za godzinę pracy, Niemiec 10 euro...
To wszystko prawda. Do niczego jednak nigdy nie dojdziemy, jeśli dewizą Polka będzie warcholstwo, jeżeli każdy przepis będzie uważany za głupi i możliwy do ominięcia. Jeśli media - aby podlizać się gawiedzi - będą podpowiadać, jak omijać prawo.
Ta polska mentalność, sobiepaństwo, sianie anarchii już nieraz skutkowały fatalnie w naszej historii. A historia lubi się powtarzać...
Polski kierowca