Dziury w drogach, a urzędnicy odmawiają zwrotu kosztu napraw
Urzędnicy lekceważą mieszkańców domagających się zwrotu kosztów napraw pojazdów uszkodzonych na dziurawych ulicach - powiedział Jarosław Kostrzewa z grupy LDZ Zmotoryzowani Łodzianie. Nikogo nie lekceważymy. Roszczeń jest dużo, a nas mało - tłumaczą urzędnicy.
W Łodzi pojawia się coraz więcej roszczeń dotyczących zwrotu kosztów napraw aut, które zostały uszkodzone na dziurawych miejskich drogach - alarmują przedstawiciele liczącej blisko 6 tysięcy członków internetowej grupy LDZ Zmotoryzowani Łodzianie (LDZ ZŁ). Ich zdaniem urzędnicy lekceważą łodzian, bo przeciągają wydawanie dokumentów, co opóźnia, a nawet wyklucza postępowanie ubezpieczeniowe.
"To jest - delikatnie mówiąc - lekceważenie mieszkańców" - podkreślił Jarosław Kostrzewa z grupy LDZ ZŁ. "Najpierw trzeba ustalić, czy uszkodziliśmy auto na miejskiej drodze, bo to przecież warunek wypłaty ubezpieczenia" - tłumaczył.
"Najczęściej - a mamy na to dowody - mieszkańcy są odsyłani z jednej miejskiej instytucji do drugiej, aby w końcu okazało się, że to pierwszy urzędnik, z którym rozmawialiśmy jest władny załatwić sprawę" - relacjonował.
"A terminy w firmach ubezpieczeniowych upływają. Czasem wydaje się, że miejscy urzędnicy robią to specjalnie, aby odwlec sprawę i aby roszczenia się przedawniły" - dodał Kostrzewa.
Procedury uzyskania potwierdzenia, że samochód uszkodzony został w wyniku dziur w nawierzchni drogi administrowanej przez miasto są skomplikowane. Nieraz - jak mówili poszkodowani - kilka miejskich instytucji zaprzecza, że auto wpadło w dziurę na ich terenie. W końcu okazuje się, że - jak wyjaśnił Kostrzewa - uszkodzenie jest, ale nie ma winnego. "Przynajmniej wśród instytucji podległych miastu" - zaznacza Kostrzewa.
Na stronie profilu społecznościowego LDZ ZM jest dużo takich przykładów. Ostatnio pojawiła się tam historia uszkodzenia auta na studzience kanalizacyjnej przy jednej z łódzkich ulic.
Po prywatnym "dochodzeniu" poszkodowanego, czy pismo wysłać do Zakładu Wodociągów i Kanalizacji, czy do łódzkiego magistratu, po wybraniu drugiego wariantu Departament Strategii i Rozwoju Urzędu Miasta Łodzi skierował petenta do Zarządu Dróg i Transportu. Tam udzielono odpowiedzi, że nie można określić, o jaką studzienkę chodzi. Kiedy zarządca nieruchomości przy której jest odpływ poinformował, że leży on na terenie komunalnym, ZDiT wyjaśnił, że studzienka, przez którą uszkodzono auto, co prawda jest na terenie miasta, ale "nie jest w pasie drogi", chociaż na zdjęciu widać, że jest na ulicy poniżej krawężnika, który oddziela drogę od trawnika.
"Takich przykładów jest więcej. Trudno udowodnić, że szkoda powstała na terenie miasta z powodu przeciągających się prac naprawczych, albo ich zaniechania" - powiedział Kostrzewa. "Jednemu z mieszkańców powiedziano nawet, że ma za stare auto, aby starać się o ubezpieczenie" - podkreślił.
"Są też takie przypadki, że upływa tyle czasu od zgłoszenia szkody, iż dziurę już, prowizorycznie, ale jednak załatano. Zatem - pomimo wykonanej dokumentacji - prawnie nie ma już przyczyny uszkodzenia samochodu" - opowiedział Kostrzewa.
Tomasz Andrzejewski z Zarządu Dróg i Transportu Urzędu Miasta Łodzi tłumaczy, że jego instytucja bardzo poważnie podchodzi do obsługi spraw związanych z uszkodzeniami aut na miejskich drogach.
"Nie lekceważymy żadnego głosu mieszkańców. A wszelkie wnioski ubezpieczeniowe są realizowane" - wyjaśnił Andrzejewski. Dodał, że szczególnie ostatnio takich dokumentów jest bardzo dużo. "W 2020 roku było ok. 1,2 tys. takich wniosków " - przekazał urzędnik.
"W 2021 r. ta skala jest jeszcze większa, bo niestety trudna zima spowodowała jeszcze więcej ubytków, jeszcze więcej tych wniosków wpłynęło" - zaznaczył. "Nad każdą z tych spraw musimy się pochylić i dopełnić wszystkich formalności, nie można tego zrobić +z automatu+" - powiedział.
Andrzejewski zapewnia, że nikt w ZDiT celowo nie przeciąga postepowań, których wymagają ubezpieczyciele. "To jest zdanie przedstawicieli grupy LDZ Zmotoryzowani Łodzianie. W niektórych podanych przez nich przykładach można wskazać na intencję manipulacji niektórymi faktami, że próbujemy te postępowania stopować i podawać nieprecyzyjne informacje. To nieprawda" - podkreślił urzędnik. "W żadnym przypadku nie przeciągamy postępowań. Po prostu duża liczba postepowań powoduje, że termin odpowiedzi jest w niektórych przypadkach dłuższy" - zapewnił.
"Liczba wniosków rośnie a pracowników, którzy je rozpatrują, jest mało" - wyjaśnił Andrzejewski.
W ub. miesiącu przedstawiciele grupy LDZ Zmotoryzowani Łodzinie złożyli pismo do prokuratury ws. podejrzenia popełnienia przestępstwa przez prezydent Łodzi Hannę Zdanowską.
Chodzi o dziurawe nawierzchnie, czyli brak właściwego utrzymania miejskich dróg - powiedział PAP 15 marca 2021 r. Jarosław Kostrzewa.
Przedstawiciele grupy LDZ Zmotoryzowani Łodzianie potwierdzili wtedy wysłanie do prokuratury pisma o "podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Prezydent Miasta Łodzi Hannę Zdanowską, polegającym na braku podejmowania działań zmierzających do wykonywania robót interwencyjnych, utrzymaniowych i zabezpieczających oraz braku właściwego utrzymania stanu dróg (nawierzchni), których stan stanowi realne zagrożenie dla mienia i zdrowia mieszkańców Łodzi" - napisano w dokumencie, który wysłano kilka tygodni temu do prokuratury.
"Prezydent Miasta Łodzi nie dopełniła swoich obowiązków ustawowych działając na szkodę interesu publicznego i prywatnego" - podkreślono w piśmie do prokuratury. Kostrzewa podkreślił wówczas, że nie można było dłużej tolerować biernej postawy miasta wobec niebezpieczeństwa, które stwarzają dziury w łódzkich drogach.
"My czekaliśmy długo. Dostałem pismo z Zarządu Dróg i Transportu Urzędu Miasta Łodzi, gdzie oni odpisują, że +będą łatali, tak jak łatają+, ale jeszcze nie wiedzą, które ulice będą naprawiane" - zaznaczył Kostrzewa. "Stan dróg jest w Łodzi tragiczny" - mówił w połowie marca Kostrzewa.
W Zarządzie Dróg i Transportu łódzkiego magistratu fatalny stan nawierzchni miejskich dróg tłumaczono w marcu m.in. surową zimą. "Jest to czysta fizyka i warunki pogodowe, które wpływają na stan naszych dróg" - powiedział Tomasz Andrzejewski ze ZDiT. "Nie my tworzymy ubytki, tylko warunki pogodowe" - zaznaczył. "W tym roku mieliśmy o wiele więcej ubytków" - tłumaczył.
Na profilu FB grupy LDZ Zmotoryzowani Łodzianie, oprócz informacji o oficjalnej działalności przedstawicieli tego środowiska, pojawiają się także ostrzeżenia o olbrzymich ubytkach w nawierzchni głównych łódzkich ulic. Ostatnio dużo emocji wzbudziły dziury w ulicy Kaczeńcowej na północy Łodzi.
"Największa dziura szerokość 3,5 metra, głębokość 25-40 cm. Zarząd Dróg i Transportu w Łodzi - gratulujemy" - napisano w poście.
Pod wpisem pojawiło się sporo komentarzy: "Oj tam, to tylko 3,5 metra, przyjadą zalepią i będzie po sprawie na 3 dni" - napisał jeden z internautów. "Kaczeńcowa na całej długości to jest jedna wielka kpina" - dodał drugi z komentujących. "Na szczęście jest pomnik jednorożca i będzie orientarium" - wskazano w innym wpisie. "Niedługo kierowcy zaczną jeździć trawnikiem i chodnikiem - równiej i mniejsza szansa na urwanie czegoś..." - napisano pod postem LDZ ZM.