Bohaterska postawa kierowcy autobusu. "Tak zostałem wychowany"
Zdarzają się niestety sytuacje, w których człowiek w potrzebie znajduje się na ruchliwej ulicy, a nie pomaga mu nikt. Na szczęście nie wszystkich ogarnęła jeszcze znieczulica.
W socjologii nazywa się to rozproszeniem odpowiedzialności, a efekty tego zjawiska możemy zobaczyć nieraz choćby na ulicach. Zasady nim rządzące są proste - im więcej osób jest świadkami, jakiegoś niebezpiecznego zdarzenia, tym mniejsza jest szansa, że ktoś na nie zareaguje. Pojawia się myślenie "czemu ja mam coś robić - przecież tyle jest ludzi wkoło, z pewnością oni zareagują". Nakłada się na to też zjawisko konformizmu - jeśli inni niczego nie robią, to może lepiej samemu też się nie wychylać.
Przykłady działania rozproszonej odpowiedzialności, można zauważyć choćby na ulicach. Wiele osób, jeśli zobaczy leżącego w ruchliwym miejscu człowieka, albo kolizję lub wypadek, nie zrobi nic. Przecież tyle innych ludzi może pomóc, a może nawet już ktoś zadzwonił po pomoc? Niestety czasami myślą tak wszyscy w pobliżu, a człowiekowi w potrzebie, nie pomaga nikt.
Na szczęście nie wszyscy poddają się temu zjawisku, czego doskonałym przykładem jest przypadek pana Piotra, który jest kierowcą miejskiego autobusu w Warszawie. Podczas skręcania, zauważył kobietę, która spadła z wózka inwalidzkiego tuż za przejściem dla pieszych. Nie znajdowała się na szczęście na ulicy, więc nic jej nie groziło, ale nie potrafiła o własnych siłach wrócić na wózek. Jakiś mężczyzna próbował pomóc jej wstać, ale bezskutecznie.
Pan Piotr zareagował natychmiast. Gdy tylko wjechał do zatoki przystankowej, wyskoczył z autobusu i pobiegł z pomocą. Razem z nim do pomocy ruszyła piesza, ale nie było to już konieczne. Dwaj mężczyźni z łatwością posadzili kobietę na wózku.
Warszawski przewoźnik bardzo pochwalił postawę swojego pracownika i upublicznił nagranie z tego zdarzenia. Pan Piotr skomentował je skromnymi słowami: "To był odruch. Tak zostałem wychowany".
***