Parkujesz na chodniku tak, że piesi nie mogą przejść?
Kierowcy wciąż narzekają na brak miejsc postojowych w dużych miastach. Mają rację, bo rzeczywiście samochodów wciąż przybywa, ale nikt nie rozbudowuje parkingów i ulic. Deficyt miejsc postojowych nie usprawiedliwia jednak egoistycznego rozpychania się samochodów na chodnikach. To, co wyczyniają niektórzy kierowcy trudno nazwać inaczej niż bezczelnością i kompletnym brakiem elementarnej kultury.
To widok bardzo częsty na ulicach polskich miast. Zaparkowane auto zajmuje niemal cały chodnik. Pojedynczy pieszy z trudem się przeciśnie, lecz matce lub ojcu prowadzącym wózek z dzieckiem już się to nie uda. Będą musieli zejść na jezdnię. Inwalida na wózku także tędy nie przejedzie. Ale co to obchodzi jaśnie pana kierowcę? On "musiał" zaparkować. Oto przykład szczególnego buractwa i chamstwa.
Tak zaparkowane samochody powinny być niezwłocznie wywożone na płatny parking, a za ich odbiór kierowca - prostak musiałby zapłacić 2500 zł. Za drugim razem już 5000 i tak dalej. W Polsce można by na tym w krótkim czasie zrobić fortunę. Bo z wami nie można po dobroci... Jeśli brakuje kultury osobistej, jeśli nie pomagają apele i tłumaczenia, to pozostaje tylko surowo karać.
Przy okazji dodam wyjaśnienie dla tych czytelników, którzy zarzucają mi, że w moich artykułach obrażam kierowców. Nie, moi drodzy, ja po prostu nazywam rzeczy po imieniu, a prawda w oczy kole. Jeżeli ktoś nie postępuje tak, jak ci kierowcy na fotografiach, to przecież jego moje słowa nie dotyczą. Najczęściej zaś oburzają się ci, którzy mają coś na sumieniu. Uderz w stół, a nożyce się odezwą...
A tu kolejny przykład egoizmu, odmóżdżenia, bezczelności. Nic nie usprawiedliwia takiego postępowania. Ani to, że "tylko na chwilę", ani to, że "bardzo się spieszyłem"... Jak nie ma miejsca dla twojego samochodu, to poszukaj dalej. Nigdzie nie jest powiedziane, że musisz zaparkować akurat w tym miejscu. Spacerek dobrze ci zrobi. A jeśli już musisz dokładnie tu wysiąść, bo sprawia ci trudność przejście kilkudziesięciu metrów, to przyjedź taksówką.
Jaki pojazd może parkować na chodniku
Przed napisaniem niemal każdego artykułu dotyczącego przepisów kodeksu drogowego przeprowadzam małą ankietę wśród znajomych i przypadkowych zmotoryzowanych osób, by przekonać się, jaka jest wiedza przeciętnego kierowcy w tym zakresie. Jeżeli chodzi o przepisy dotyczące parkowania, to macie o tych zagadnieniach tylko mgliste pojęcie. To oczywiście nie usprawiedliwia naruszania obowiązującego prawa. Dziś chcę wytłumaczyć prosto i przystępnie, kiedy wolno parkować na chodniku i pod jakimi warunkami.
Przepisy zezwalają na postój na chodniku tylko pojazdom o dopuszczalnej masie całkowitej nieprzekraczającej 2,5 t. Tym samym oznacza to, że pojazd o DMC>2,5 t w żadnej sytuacji nie może być zaparkowany na chodniku. Dotyczy to nie tylko dużych ciężarówek czy autobusów, ale także furgonetek dostawczych, jeśli ich DMC przekracza 2,5 t. Chodzi tu o ochronę chodników przed zbyt dużym obciążeniem. W Polsce oczywiście ten przepis (tak jak i wiele innych) jest nagminnie łamany. W rezultacie mamy popękane i nierówne chodniki, na których łatwo się potknąć i wybić sobie zęby. Podczas deszczu robią się na nich głębokie kałuże.
Samochody osobowe, motocykle, motorowery, rowery i wózki rowerowe mogą parkować na chodniku w dowolnym, ale oczywiście zgodnie z przepisami miejscu. Pozostałe pojazdy o DMC do 2,5 t mogą parkować na chodniku tylko wówczas, gdy są na nim wyznaczone miejsca postojowe:
Oznacza to, że np. bus o DMC 2400 kg może zaparkować na chodniku, ale tylko na wyznaczonym miejscu postojowym. Jeżeli miejsca postojowe nie są wyznaczone, kierowcy takiego pojazdu nie wolno wjeżdżać na chodnik. Uwaga! Samochód osobowy z kratką, zarejestrowany jako ciężarowy, też nie może parkować czterema kołami na chodniku w dowolnym miejscu, lecz tylko na wyznaczonym do postoju. Jest to oczywiście pewien paradoks, bo masa takiego samochodu nie różni się od osobówki. No, ale czyż nie jest paradoksem rejestrowanie małego autka jako ciężarówki...?
Przepisy zezwalają natomiast na postój na chodniku kołami jednego boku lub przedniej osi wszystkim pojazdom samochodowym o DMC do 2,5 t. A zatem kierowca busa o DMC 2400 kg (i oczywiście także kierowcy innych pojazdów, których dopuszczalna masa całkowita nie przekracza 2,5 t) mogą zaparkować je na chodniku kołami jednego boku lub przedniej osi. Taki postój dozwolony jest jednak pod warunkiem, że pojazd umieszczony przednią osią na chodniku nie tamuje ruchu pojazdów na jezdni:
Notabene jest w tym przepisie niczym nieuzasadniona nieścisłość. Przecież pojazd umieszczony na chodniku kołami jednego boku też może tamować ruch pojazdów na wąskiej jezdni. Tymczasem ustawodawca wspomina tylko o możliwości tamowania ruchu na jezdni przez pojazd stojący przednią osią na chodniku. Kolejna niedoróbka i partactwo w kodeksie drogowym.
Kiedy można parkować na chodniku
Postój na chodniku jest dozwolony pod warunkiem, że na danym odcinku jezdni nie obowiązuje zakaz zatrzymania lub postoju. A zatem, jeżeli na jezdni umieszczony jest znak B-36 "Zakaz zatrzymywania się" lub B-35 "Zakaz postoju", to nie wolno zatrzymywać pojazdu nie tylko na tej jezdni, ale i na przyległym chodniku.
Wyjątek stanowi sytuacja, kiedy to pod znakiem "Zakaz zatrzymywania się" umieszczona jest tabliczka z napisem "Nie dotyczy chodnika":
Parkowanie na chodniku jest dozwolone także w sytuacji, kiedy ustawiony jest znak "Zakaz zatrzymywania się", ale na chodniku wyznaczone są miejsca postojowe:
Jak parkować na chodniku
Postój na chodniku dozwolony jest tylko przy krawędzi jezdni. Oznacza to, że pojazd nie może być ustawiony w znacznej odległości od krawężnika ani też np. przy ścianie budynku, ogrodzeniu itp.
Postój na chodniku jest dozwolony pod warunkiem że szerokość chodnika pozostawionego dla pieszych jest taka, że nie utrudni im ruchu i jest nie mniejsza, niż 1,5 m.
Zwracam uwagę, że jest to minimalna szerokość chodnika. Jeżeli trakt pieszy jest bardzo ruchliwy i uczęszczany, może okazać się zbyt mała.
Jeżeli na drodze umieszczony jest znak "Zakaz zatrzymywania się" lub "Zakaz postoju", ale dozwolone jest parkowanie na chodniku, trzeba pamiętać, że pojazd nie może w żadnym razie wystawać swoim obrysem choćby minimalnie na jezdnię:
Tak zaparkowane samochody, zwłaszcza na ruchliwych arteriach, powodują poważne utrudnienia i tamowanie ruchu. W sytuacji pokazanej na rysunku prawy pas jezdni jest praktycznie wyłączony. Kierowca autobusu musi zmienić pas ruchu, aby ominąć takie zawalidrogi. Autobusy przez to jadą wolniej, spowalnia się także ruch innych pojazdów, bo każda niepotrzebna zmiana pasa ruchu to zamieszanie na jezdni. Setki pasażerów autobusów i ludzi jadących swoimi samochodami do pracy, na uczelnię spóźniają się i denerwują. A wszystko przez jednego durnia, który tak zaparkował auto:
A tutaj kierowcy-pseudocwaniacy złamali dwa przepisy. Widać wyraźnie, że stoi tu znak "Zakaz zatrzymywania się". Nie zezwala on na postój kołami jednego boku samochodu na chodniku. Co więcej, szerokość chodnika pozostawionego pieszym wynosi zaledwie 40 cm:
Sposób ustawienia samochodu mogą wskazywać tabliczki T-30 umieszczone pod znakiem "Parking". Nawet dla osób o niespecjalnie wybujałej inteligencji powinny być one zrozumiałe. Szary kolor oznacza jezdnię, biały chodnik. Oczywiście w takiej sytuacji obowiązkiem kierowcy jest zastosować się do wskazań tabliczki i ustawić auto w taki sposób, w jaki ona to nakazuje.
Wiadomo jednak, że Polak wie lepiej, ceni sobie "wolność", a więc nikt mu niczego nie będzie nakazywał, a poza tym kto by sobie zawracał głowę takimi drobiazgami. Są i tacy, którzy zresztą nie potrafią zaparkować równo i dokładnie tak, jak wskazuje tabliczka, bo przecież manewrowanie osobówką to trudna sprawa...
Na poniższym rysunku widzicie po lewej stronie prawidłowy sposób parkowania, a po prawej typowo polski:
Jak parkować na trawniku
Tak, tak, kochani. To nie żart. W okresie zimowym w poczytnych czasopismach motoryzacyjnych można spotkać takie oto rady, że jeśli śnieg pokrywa trawnik, to można na nim bez wahania parkować. Trudno o większą hipokryzję. Czego to się nie robi, żeby się przypodobać gawiedzi, prawda? Redaktorek namawia kierowców do parkowania na trawnikach i udawania, że niby nie wiedzieli, gdzie parkują. Twierdzi, że "trawnik staje się parkingiem". Ludzie! Każdy matoł potrafi chyba zauważyć, gdzie wjeżdża. Tak jak na kolejnym zdjęciu:
Czy ten inteligentny inaczej kierowca nie wiedział, że parkuje na trawniku? Oczywiście wiedział. Uczynił to z pełną premedytacją.
Można by jednak pomyśleć, że to tylko jakiś redaktorek z bożej łaski podlizuje się publice. Okazuje się jednak, że to samo stanowisko podziela straż miejska!
Rzeczniczka warszawskiej straży miejskiej przekonuje, że "trudno w zimie szukać trawnika" i że "musi dojść do fizycznego uszkodzenia". A nie dochodzi? Oczywiście dochodzi, tylko tyle, że tego nie widać. A jak nie widać, to parkujcie sobie śmiało, rozjeżdżajcie trawniki. Bardzo się dziwię, że pani rzecznik słowem nie wspomniała, ile będzie kosztować na wiosnę rekultywacja tych porytych trawników. Okazuje się zatem, że straż miejska działa schematycznie, z klapkami na oczach i bardzo krótkowzrocznie.
A na wiosnę macie takie oto "trawniki". To skutek tych "mądrych" rad pismaków i, o zgrozo, straży miejskiej:
Jak widać zresztą, niektórzy nie czekają do zimy i wjeżdżają na trawniki także w innych porach roku.
No i tak wygląda potem trawnik. Piękny, swojski obrazek. Można mieć tylko nadzieję, że pod tą kałużą kryje się głęboka dziura i następny delikwent uszkodzi sobie samochód. Notabene na tym widocznym na zdjęciu odcinku drogi obowiązuje zakaz zatrzymywania się, ale kto by na to zwracał uwagę.
Sposób na niszczycieli trawników
Na wszystko jednak mogłaby znaleźć się rada. Skoro nie można po dobroci, skoro nie można liczyć na wyobraźnię, rozsądek, inteligencję i kulturę kierowców, to trzeba ogradzać trawniki betonem. A może jeszcze bardziej radykalne rozwiązanie? To dla takich "mądrych inaczej" dziennikarzy, którzy radzą parkować na zaśnieżonych trawnikach:
Takie kolce rozprują nie tylko opony, ale także miskę olejową, a może nawet i podłogę samochodu. Wjedziesz tutaj raz i zapamiętasz to do końca życia.
Oczywiście pojazdy zaparkowane bezczelnie na trawnikach powinny być niezwłocznie usuwane. Wystarczy wprowadzić przepis, że pojazd zaparkowany na trawniku może być usunięty na koszt właściciela. A wtedy zakładam firmę holowniczą i po roku staję się milionerem.
Jak parkować na chodniku na drodze wewnętrznej
Tu znowu odwołam się do wspaniałych rad z mediów, które głoszą, że na drogach wewnętrznych nie musisz kochany kierowco przestrzegać wymogu pozostawienia dla pieszych chodnika o szerokości 1,5 metra. Policja ani straż miejska nic ci nie zrobi. Parkuj więc śmiało, zajmij cały chodnik! Rezultatów takiej szkodliwej dziennikarskiej roboty nie trzeba długo szukać:
Tak czytelniku, jeżeli jesteś prostakiem i egoistą, to parkuj w taki sposób. Miej innych głęboko gdzieś... Pokaż, jakim jesteś chamem. Niech piesi omijają twoją wspaniałą brykę, bo ty jesteś najważniejszy i "masz prawo".
Radzę jednak uważać, bo może znaleźć się ktoś, kto cię nie lubi i przejedzie ci śrubokrętem po lakierze, przebije 4 opony albo poskacze po masce twojego auta. Karma czasami szybko wraca.
Nie namawiam oczywiście nikogo do takich działań, bo to niszczenie mienia i chuligaństwo. Ale nie dziwię się zbytnio tym, którzy niekiedy tak robią. Niestety, w Polsce kierowca - cham ostentacyjnie naruszający przepisy i utrudniający życie bliźnim, parkujący jak mu się tylko podoba, zazwyczaj czuje się bezkarny. Zdesperowani ludzie próbują więc czasem wymierzyć sprawiedliwość we własnym zakresie.
A tak być nie powinno, tym powinny zajmować się właśnie straże miejskie.
Czy coś się zmieni?
Tak się właśnie zastanawiam, jaki skutek odniesie mój artykuł? Może część czytelników odświeży sobie wiadomości o przepisach dotyczących parkowania na chodniku. Dobre i to. Są one niestety dość skomplikowane i mało który kierowca je zna. Większość słyszała kiedyś piąte przez dziesiąte albo dorabia sobie własne domorosłe teorie, zasłyszane od tatusia, brata, męża, chłopaka. Oczywiście pseudo-ekspertów nie brakuje.
Rzecz jasna nikt nie wprowadzi betonowych ogrodzeń trawników, ani tym bardziej stalowych kolców. Zresztą, gdyby nawet coś takiego zrobić, to te trawniki i tak byłyby niszczone przez wyprowadzane na nie psy i pieszych łażących na skróty. Zamiast kwiatów mielibyście psie kupy i rozdeptane tulipany. A pozostałe kwiaty ktoś by ukradł, bo po co kupować, skoro rosną na klombie? Taka jest u nas rzeczywistość.
Masowe wywożenie samochodów bezczelnie zaparkowanych na chodnikach też nic nie da, bo straże miejskie i tak nie wyrabiają się ze zgłoszeniami. A zresztą taka zmasowana akcja spotkałaby się natychmiast z oburzeniem gawiedzi i mediów, które protestowałyby, że to nagonka, że państwo szuka na siłę kasy... Zakłamanie i hipokryzja. Jaki decydent będzie chciał się narażać milionom kierowców i przegrać wybory?
Polski kierowca