Pijany policjant uciekał przed policją. Zginęły dwie osoby
Do 12 lat więzienia będzie grozić policjantowi z Warszawy, który prowadząc po pijanemu Mercedesa SL500, doprowadził do wypadku, w którym zginęły dwie osoby.
Do wypadku doszło w lipcu ubiegłego roku, podczas policyjnego pościgu, w Kobyłce pod Warszawą. Jak informuje radio RMF, do sądu trafił już akt oskarżenia w tej głośnej sprawie.
Do wypadku doszło, gdy przed północą w nocy z 20 na 21 lipca policyjny patrol zauważył kabrioleta, którym jechały cztery osoby. W aucie był otwarty dach, a z braku miejsca dwóch mężczyzn podróżowało, siedząc na klapie bagażnika i tylko nogi trzymając w kabinie.
Gdy patrol podjął próbę zatrzymania samochodu do kontroli, jego kierowca zaczął uciekać. Wówczas doszło do wypadku. Mercedes wyleciał z drogi i uderzył w przydrożny słup. Kierowcy i pasażerowi, którzy siedzieli z przodu nic się nie stało, ale mężczyźni siedzący na bagażniku zostali wyrzuceni z auta i ponieśli śmierć na miejscu.
Kierowca samochodu i jego pasażer uciekli. Policjanci zaangażowali do akcji poszukiwawczej znaczne siły (m.in. śmigłowiec) i po około godzinie udało im się zatrzymać dwie osoby, które jechały Mercedesem. Jednym z nim okazał się warszawski policjant, który miał niespełna 1,3 promila alkoholu w organizmie.
Podczas śledztwa ustalono, że to właśnie on siedział za kierownicą samochodu, gdy doszło do wypadku. Śledczy przepadali m.in. ślady, które pozostały na poduszce powietrznej. Biegli ustalili ponadto, że do uderzenia w słup doszło, gdy samochód poruszał się z prędkością 93 km/h.
Za jazdę pod wpływem alkoholu i spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym oraz ucieczkę policjantowi będzie groziło do 12 lat więzienia. Jego pasażer odpowie za nieudzielenie pomocy ofiarom wypadku, za co grozi do 3 lat więzienia.
Pasażer przyznał się do zarzucanego czynu, natomiast policjant początkowo nie. W trakcie śledztwa ostatecznie zmienił zdanie i również przyznał się do zarzutów.
***