Kierowcy tzw "tirów" piją. Piją i jeżdżą
Polska to kraj najszybciej na świecie amortyzujących się alkomatów...
Nie bez trudu patrolowi Inspekcji Transportu Drogowego udało się wyprzedzić i zatrzymać ciężarówkę, jadącą zygzakiem trasą S8 w kierunku Wrocławia. Kierowca TIR-a nie potrafił samodzielnie wysiąść z auta. W jego organizmie stwierdzono obecność 5,6 promila alkoholu. W szoferce leżała niedopita butelka wódki. 5,6 promila to dawka uznawana przez lekarzy za śmiertelną.
Dlatego, chociaż cuda w naturze oczywiście się zdarzają, powyższa, szeroko rozpowszechniona przez media informacja nie do końca wydawała się wiarygodna. W kolejnych doniesieniach na temat incydentu z drogi S8 mówiono już o 2,5 promilach. To też jednak bardzo dużo.
Lista podobnych zdarzeń, do których doszło w ostatnich tygodniach i miesiącach jest zresztą długa. Oto kilka z nich. Wielkie samochody, pijani kierowcy. Brr...
Pod koniec marca policjanci kaliskiej drogówki zatrzymali 41-letniego kierowcę ciężarówki, który w obszarze zabudowanym jechał z prędkością 71 kilometrów na godzinę. Okazało się, że był mocno nietrzeźwy. Wynik badania: prawie 1,5 promila alkoholu.
Inny pijany szofer ciężarówki wpadł w ręce policji na krajowej drodze nr 77, również w marcu i również wskutek przekroczenia dopuszczalnej prędkości. Prowadzący scanię pięćdziesięciolatek miał w organizmie prawie 2 prom. alkoholu.
W lutym na drodze wojewódzkiej nr 992 na Podkarpaciu siał postrach kierujący ciężarowym volvo z przyczepą nietrzeźwy (1,8 prom.) 51-letni mieszkaniec Rzeszowa. Wymuszał pierwszeństwo przejazdu, zjeżdżał na lewy pas, zahaczył o znak drogowy. Pirata zdołano zatrzymać dzięki postawie świadków jego wyczynów.
Wspomnianymi wyżej dżentelmenami zajmą się sądy, ale byłoby dobrze, by pochylili się nad nimi także psychologowie. Bylibyśmy ciekawi, co mają do powiedzenia na temat przyczyn takiego wydawałoby się zupełnie irracjonalnego zachowania.
Zawodowi kierowcy kończą specjalistyczne szkolenia, zdają niełatwe egzaminy, przechodzą okresowe badania lekarskie i testy psychotechniczne. Dlaczego zatem decydują się zasiąść po pijanemu za kierownicę ciężarówki? Wystawić na śmiertelne niebezpieczeństwo siebie i innych użytkowników dróg. Narazić się na wieloletni pobyt za kratami. Albo chociażby na odebranie uprawnień do prowadzenia pojazdów mechanicznych, a przez to utratę pracy i przekreślenie dotychczasowego sposobu zarabiania na życie. Dodajmy do tego poważne konsekwencje finansowe w postaci odszkodowań za skutki spowodowanego przez siebie wypadku czy kolizji, zniszczenie samochodu i przewożonego ładunku...
Nie będących już młokosami, dojrzałych życiowo mężczyzn trudno podejrzewać o lekkomyślność czy zwykłą głupotę (choć nie można rzecz jasna jej całkowicie wykluczyć). Jak zatem wytłumaczyć ich postępowanie? Chorobą alkoholową (stawiającą pod znakiem zapytania skuteczność wyżej wspomnianych badań)? Aktem desperacji wynikłym z rosnącej presji ze strony pracodawców? Frustracją i załamaniem nerwowym z powodu kłopotów osobistych, częstych i długotrwałych rozstań z rodziną? Znudzeniem długimi postojami na parkingach, skłaniającym do uczestnictwa w libacjach w gronie kolegów? A może istnieje tajna, międzynarodowa (za jazdę pod wpływem alkoholu zatrzymywani są u nas też obywatele innych krajów) organizacja straceńców, którzy zakładają się, kto po pijaku pokona dłuższą trasę, bez wpadki i wypadku?
To ostatnie wytłumaczenie trzeba potraktować w kategorii fantazji. Na pewno bowiem do żadnego cyrku desperatów nie należała 36-letnia matka, która w połowie kwietnia w Łukowie wiozła autem dwoje własnych dzieci, mając we krwi ponad 3 promile alkoholu. Jechała samochodem osobowym, nie ciężarówką, co nie zmienia jednak oceny jej postępowania.
Aha, i nie łudźmy się, że kiedyś pozbędziemy się owych opisanych wyżej pijackich przypadłości. Wszak rosną nam młode kadry. Ich przedstawicielem jest pewien chłopak, który z promilem alkoholu w swoim piętnastoletnim ciele próbował uciekać przed policjantami ze Zduńskiej Woli. Chevroletem swojej babci. Symbol łączności pokoleń?