Ford Mustang Mach-E - ładowanie w domu
Czy ładowanie elektryka z domowego gniazdka ma sens? Odpowiedzi na to pytanie poszukujemy przy okazji testowania w naszej redakcji kolejnych samochodów z takim napędem. Podobna próba nie ominęła również Forda Mustanga Mach-E. Auta z baterią o pojemności 75 kWh, która ma zapewniać zasięg około 400 kilometrów.
Procedura jest dziecinnie łatwa. Wystarczy wyjąć z bagażnika odpowiedni przewód, pomimo swej sporej długości całkiem poręczny. Jeden jego koniec umieszczamy we wtyku, znajdującym się pod pokrywą w lewym przednim błotniku Forda. Drugi - w gniazdku 230 V. Gotowe. My dodatkowo posłużyliśmy się solidnym przedłużaczem (choć instrukcje obsługi pojazdów elektrycznych zazwyczaj nie zalecają ich stosowania) i skorzystaliśmy z gniazdka na zewnętrznej ścianie budynku. Jakoś nie mieliśmy bowiem odwagi, by zamknąć auto w przydomowym garażu i pozostawić je tam bez nadzoru, podpięte do liczącej ponad ćwierć wieku, nie do końca sprawdzonej i godnej zaufania instalacji.
Przebieg ładowania można śledzić na ogromnym, centralnym ekranie w kabinie Mustanga. Była środa, godzina 12:39. Z informacji na wyświetlaczu wynikało, że przy starcie z poziomu 59 proc. naładowania akumulatora cały proces zakończy się... w czwartek, o 6:38. Oczywiście nie zamierzaliśmy czekać tak długo. Dokładnie o 18:39 wyjęliśmy wtyczkę z kontaktu. Okazało się, że w ciągu 5 godzin wskazywany przez komputer zasięg pojazdu wzrósł ze 192 do 248 km, przy zasobie energii w baterii zwiększonym do 72 proc. Jednocześnie przewidywany czas jej naładowania do 100 proc. wydłużył się o jeszcze jedną godzinę.
Domowy licznik energii pokazał, że w czasie "karmienia" Mustang skonsumował 16 kWh. W rzeczywistości zapewne trochę mniej, bo co prawda nie używaliśmy wtedy żadnych prądożernych urządzeń, ale pracowała lodówka, w stanie czuwania pozostawał także sprzęt RTV.
Przy najpowszechniejszej w gospodarstwach domowych taryfie G11 cena jednej kilowatogodziny waha się obecnie w granicach 0,69 - 0,78 zł, przy uwzględnieniu opłat za przesył energii. Rachunek za naładowanie Forda we wspomnianym zakresie wyniesie zatem około 18,60 - 21 zł, a zatem pozyskanie kilometra zasięgu (248-192 = 56; 18,6 (21): 56) kosztowało 0,33 - 0,38 zł. Za paliwo ropopochodne, pozwalające na przejechanie podobnego dystansu samochodem spalinowym, wydalibyśmy obecnie około 30 zł (przy założeniu, że auto w ruchu miejskim zużywa 10 litrów benzyny na 100 km).
Godzina ładowania daje 11 km zasięgu. Taki wynik nie wydaje się imponujący, ale nasz sprawdzian pokazał, że "tankowanie" baterii samochodu elektrycznego w warunkach domowych nie jest pozbawione sensu. Podpięcie auta do prądu na noc (o ile mamy gdzie i uznamy, że jest to bezpieczne) pozwala na zgromadzenie energii, która nazajutrz powinna wystarczy na cały dzień normalnego, miejskiego użytkowania auta. Przypomina to trochę sytuację ze smartfonami. Operacja, jak wykazaliśmy, ma także uzasadnienie ekonomiczne. Byłoby ono jeszcze bardziej widoczne, gdybyśmy korzystali z tańszej, zróżnicowanej dobowo taryfy, albo jeszcze lepiej - dysponowali instalacją fotowoltaiczną.
***