Skrzyżowanie odwołuje ograniczenie prędkości? Nie w Toruniu!
Nie jest łatwo zakwestionować decyzję policjanta i udowodnić mu brak racji przed sądem, ale w teorii mamy zawsze taką możliwość. Jest jednak jeden przypadek, w którym to przypadkowo napotkany funkcjonariusz jest jedyną i nieodwołalną instancją. I jak okazuje się, niektórzy policjanci chętnie z tego korzystają.
Skrzyżowanie odwołuje wcześniejsze znaki, ale na jednej z ulic Torunia najwyraźniej jest inaczej. Jadąc nią, wydaje się, że ograniczenie do 40 km/h zostaje w pewnym momencie anulowane przez skrzyżowanie i kawałek dalej powtórzone. Innego zdania byli policjanci, którzy zatrzymali pana Jarosława.
Różnica 10 km/h zwykle oznaczała najwyżej nieco wyższy mandat, ale funkcjonariusze zmierzyli 92 km/h. Oznacza to przekroczenie limitu o ponad 50 km/h, a więc utratę prawa jazdy na 3 miesiące. Pan Jarosław nie chciał więc mandatu przyjąć, ale policjanci uczynnie wyjaśnili mu, że niewiele to zmieni. Dlaczego?
Otóż pan Jarosław miał pełne prawo nie zgodzić się z interpretacją tego, jakie ograniczenie obowiązuje na danym odcinku. Miał również prawo kwestionować prawidłowość wykonanego pomiaru, ponieważ sam określił swoją prędkość na "około 60 km/h". Błędy pomiaru nie są niczym nowym i nie są od nich wolne, wbrew temu co policja lubi twierdzić, również mierniki laserowe. Pan Jarosław, jak każdy kierowca, oczywiście ma prawo odmówić przyjęcia mandatu i dowodzić swoich racji w sądzie. Tyle tylko, że... i tak straciłby prawo jazdy.
Docieramy w ten sposób do absurdu polskich przepisów, na który wielokrotnie zwracali uwagę eksperci, a także interweniował w tej sprawie Rzecznik Praw Obywatelskich. Po pierwsze zatrzymanie prawa jazdy na 3 miesiące jest dodatkową sankcją (poza mandatem i punktami karnymi), a prawo zabrania dwukrotnego karania za to samo przewinienie. Po drugie, przed zatrzymaniem uprawnień nie można się obronić. Każdą decyzję policjanta można zakwestionować i dowodzić, że nie ma on racji. Ale nie ma żadnej instancji, która powstrzymałaby odebranie prawa jazdy. Wątpliwości co do konstytucyjności takiego prawa zgłaszała nawet prezes Sądu Najwyższego! Póki co jednak nic się nie zmieniło i w Polsce, niczym w bananowej republice, a nie cywilizowanym kraju, obowiązuje zasada "domniemania winności".
Bogatszy o tę wiedzę pan Jarosław mandat przyjął. Prawo jazdy straciłby tak czy tak, natomiast rozprawa sądowa tez nie gwarantowała mu wygranej, za to ryzykował, że poza grzywną, zostanie też obciążony kosztami sądowymi i ewentualnymi kosztami za opinię biegłych.
Ilu jest kierowców takich jak on, którzy wiedzą, że zupełnie niesłusznie zostali ukarani przez policjanta, ale łatwiejszym wyjściem wydała im się zgoda na niesprawiedliwość?