Rocznica wypadku Mariana Bublewicza. Dlaczego kibice strzelali do drzewa?

Marian Bublewicz aż sześciokrotnie sięgał po tytuł w klasyfikacji generalnej RSMP. Oprócz tego był wielokrotnym mistrzem Polski w różnych kategoriach motorsportowych. Wyjątkową karierę kierowcy przerwało tragiczne zdarzenie z 20 lutego 1993 roku. Na piątym odcinku specjalnym Orłowiec - Złoty Stok, jego biało-czerwona Sierra uderzyła w przydrożne drzewo. Klatka bezpieczeństwa w samochodzie pękła niczym zapałka.

Luty to bez wątpienia smutny miesiąc dla fanów polskiego motorsportu. Zaledwie tydzień temu obchodziliśmy 20. rocznicę śmierci Janusza Kuliga, a dzisiaj mija 31. rocznica śmierci Mariana Bublewicza. To właśnie 20 lutego 1993 roku wielokrotny mistrz Polski wystartował w swoich ostatnich zawodach. Zmarł na skutek ran odniesionych w wypadku, podczas Zimowego Rajdu Dolnośląskiego.

Tragiczny wypadek załogi Bublewicz - Żyszkowski

Mistrzostwa Polski w 1993 roku rozpoczynały się Zimowym Rajdem Dolnośląskim. Chociaż polski kierowca miał w nich wystartować nowym Fordem Escort Cosworth, inżynierowie nie zdążyli z jego odpowiednim przygotowaniem. Popularny "Bubel" został niejako zmuszony do startu w swoim dotychczasowym pojeździe, 2-litrowym Fordzie Sierra Cosworth 4x4 o mocy 300 KM. Jak się wkrótce okazało, był to również ostatni start w karierze wielkiego mistrza.

Reklama

Na piątym odcinku specjalnym Orłowiec - Złoty Stok, doszło do groźnego wypadku. Na prawym zakręcie samochód Bublewicza postawiło bokiem. Utalentowany zawodnik próbował ratować się kontrą, jednak pojazd nie reagował. Przy prędkości ok. 100 km/h rajdowy Ford opuścił drogę i z impetem uderzył w drzewo. Siła wypadku była tak potężna, że auto dosłownie owinęło się wokół pnia.

Z pomocą kibiców pojazd upuścił pilot Bublewicza - Ryszard Żyszkowski. Jak się wkrótce okazało, na skutek wypadku doznał on jedynie złamania ręki i uszkodzenia barku. Niestety, wciąż przytomny Bublewicz przez długi czas pozostawał w zniszczonym samochodzie. Dopiero po długich 40 minutach kierowcę udało się wyciągnąć z wraku. Dokonali tego sami kibice, uzbrojeni w siekiery i łomy. "Bubel" został przewieziony do szpitala, gdzie po pewnym czasie zmarł.

Kibice strzelali do drzewa z broni palnej

Na wieść o śmierci znanego kierowcy szybko zareagowali kibice. Jak poinformował rok temu serwis Rally and Race - lokalna społeczność odczuwała tak wielką złość po zdarzeniu, że postanowiono ściąć felerne drzewo. Niektórzy świadkowie wypadku strzelali nawet do rośliny z broni palnej. Ponoć robili to tak długo, aż udało im się przestrzelić pień. Miało to przynieść ulgę i niejako ściągnąć urok z "przeklętego miejsca". Jak jednak podkreśliła jedna z osób biorąca udział w tych wydarzeniach - teraz zapewne postąpiono by inaczej. Zamiast wyżywać się na drzewie, można by pociąć jego korę i wykonać z niej np. pamiątkowe pudełka na zapałki, upamiętniające 9. Zimowy Rajd Dolnośląski.

Janusz Kulig zginął 20 lat temu. Smutna data w historii polskiego motorsportu.

Wypadek Bublewicza na zawsze zmienił polskie rajdy

"Bubel" był dwudziestokrotnym mistrzem Polski w różnych kategoriach, w tym aż sześciokrotnie w klasyfikacji generalnej Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski. Był także twórcą pierwszego w Polsce profesjonalnego teamu rajdowego - Marlboro Rally Team Poland. W 1992 roku za kierownicą Forda Sierry Cosworth wywalczył tytuł wicemistrza Europy, przegrywając tylko z Erwinem Weberem. 

Jego tragiczny wypadek na zawsze zmienił standardy bezpieczeństwa obowiązujące na trasach rajdowych w Polsce. Ponadto każdego roku organizowane są uroczyste przejazdy pamięci. Największy z nich - "Rajd Memoriał im. Mariana Bublewicza i Janusza Kuliga" ma miejsce w Wieliczce. Bublewicz został także patronem jednej ze szkół w jego rodzinnym mieście - Olsztynie. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: rajd samochodowy | janusz kulig | rsmp
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy